W samotności nie ma radości

newsempire24.com 4 godzin temu

Nie ma szczęścia w samotności

Nieco starsza, ale wciąż z iskrą w oku Regina Nowak, po śniadaniu umyła filiżankę po herbacie, spokojnie zaparzyła kawę i rzuciła wzrokiem przez okno.

– Ile lat, a wszystko to samo. Zegar, szyba w oknie, rozłożona książka na parapecie i ta samotność. Jakże tęsknię za moim mężem, który tak wcześnie mnie opuścił – często myślała.

Dziesięć lat temu pochowała ukochanego męża. Ból z czasem osłabł, ale do samotności trudno się przyzwyczaić. Przez pierwsze lata czuła jego obecność, jakby wciąż był obok, ale potem to minęło. Pewnego dnia choćby to zauważyła i pomyślała:

– Ukochani nie odchodzą z domu, tylko po cichu znikają z duszy, oczywiście po jakimś czasie.

Ostatnie lata samotność zaczęła ją męczyć. Już choćby rozważała znalezienie równie samotnego mężczyzny. Regina przyglądała się dyskretnie, bez pośpiechu, zatrzymując oczy na różnych panach.

– A co, może gdzieś jest taka sama dusza, taka sama samotność, a nuż… – marzyła, a te myśli odganiały smutek, gdy wyobrażała sobie, jak siedzi obok faceta, a w jej zmęczonej samotnością duszy gra delikatna melodia.

Przy okazji Regina już dawno zauważyła samotnego pułkownika z sąsiedniej klatki. Jej przyjaciółka Alina mieszka z nim na tym samym piętrze, a jej mąż Zbigniew przyjaźni się z emerytowanym oficerem.

Alina od dawna opowiadała Reginie o swoim sąsiedzie.

– Andrzej też jest samotny, Reginko, również owdowiały. Ma córkę, ale ta mieszka daleko z rodziną. Rzadko go odwiedza. Bardzo poważny człowiek, ale z moim Zbyszkiem od lat się dogadują, czasem żartują, a choćby wyruszają na ryby. Przyjrzyj mu się, Regina, przyjrzyj. Zamiast chodzić na spacery z samotnością pod rękę, może lepiej we dwoje…

– Nie wiem, Alinko, jak ja mam pierwsza zagadać z takim tematem? Poza tym, inicjatywa powinna wyjść od mężczyzny – odpowiadała Regina.

Taka już była jej natura – była nauczycielką polskiego i literatury, kobietą inteligentną, w eleganckim wieku. Oczytana, rozmowa z nią to prawdziwa przyjemność.

Andrzej Kowalski, rzeczywiście emerytowany pułkownik, był wysoki, szczupły i siwy, w okularach. Chodził wyprostowany, niemal jak na defiladzie, prawie nie uginając kolan. Ale jako wdowiec był interesujący. Regina zawsze dyskretnie śledziła go wzrokiem, kiedy przechodził obok, kiwając głową i mówiąc to samo:

– Szczęść Boże… – odpowiadała równie krótko.

Czasem patrzyła na niego znacząco, ale on był nieprzenikniony. Babcie z ławki pod blokiem miały na jego temat różne teorie. jeżeli tylko przeszedł obok, natychmiast rozpoczynały się spekulacje. Stefania mówiła:

– Słyszałam, iż ten pułkownik dostał kiedyś w głowę podczas służby na misji i kompletnie stracił zmysły.

– Co ty pleciesz, Stefcia – przerywała jej starsza Wanda. – Mój syn mówił, iż przez lata patrzenia przez lornetkę ma problemy ze wzrokiem, dlatego nosi okulary.

– A ja słyszałam – wtrąciła się Grażyna, niedawna emerytka, od dawna szukająca partnera – iż ma usterkę po męskiej stronie i dlatego nie interesuje się kobietami.

Rozmowy o pułkowniku kręciły się w kółko. Pewnie dlatego, iż był samotny, a wolnych kobiet nie brakowało. Regina też czasem o nim myślała.

– Ten Andrzej Kowalski to osobny człowiek. interesująca jestem, co robi, gdy jest sam. Może czyta książki? Choć jest wojskowym, pewnie ogląda filmy o wojnie. Mnie też się podobają. jeżeli tak, to już mamy wspólny temat. A ja uwielbiam wiersze, na przykład:

*„Zmierzch. Chłód, drobny deszcz. I rzadcy przechodnie w zaułku. Na nikogo nie czekam. Ty nie przyjdziesz…”*

– Dlaczego lubię wiersze o samotności? Może dlatego, iż sama jestem już tak długo, a może po prostu jestem sentymentalna.

Tak mijały dni Reginy Nowak. Pewnego wieczoru zadzwonił telefon. Wzdrygnęła się, tak była pochłonięta lekturą. To Alina.

– Reginko, dobry wieczór, co porabiasz? Zaraz zgadnę – siedzisz z książką w rękach – zaśmiała się głośno przyjaciółka.

– Trafiłaś, Alinko – przyznała. – A czym mam się zajmować wieczorami? Telewizja, internet, ale najbardziej lubię czytać, wiesz, moja słabość.

– A u nas to właśnie planujemy – mówiła Alina – dlatego dzwonię. Zapomniałaś, iż jutro moje urodziny?

– Ojej, wybacz! Zupełnie mi wyleciało z głowy – szczerze przyznała Regina.

– Dzięki, iż przypomniałam. Nie chciałabym, żebyś się czuła niezręcznie. Choć może i tak byś sobie jutro przypomniała…

– No już, nie martw się. Zapraszam cię do nas. Zrobimy małe przyjęcie, kilka znajomych osób.

– Dzięki, oczywiście przyjdę. Jakżebyś sobie bez mnie poradziła – zaśmiała się Regina.

Następnego dnia Regina szykowała się na kolację. Przekręciła się przed lustrem, przyglądając się swojemu odbiciu – tu zmarszczki, tam lekko obwisła skóra.

– No cóż, jeszcze nie koniec świata. To nie starość, to klasa – uśmiechnęła się do siebie.

Wieczorem weszła do mieszkania przyjaciółki. Stół już był nakryty, a wśród gości – o, szczęśliwy traf! – siedział sam pułkownik.

– Proszę, Reginko – szczebiotała Alina, prowadząc ją na miejsce obok Andrzeja.

– Dobry wieczór – przywitała się z całą kompanią.

Kiedy weszła, wydało jej się, iż pułkownik spojrzał na nią z zaciekawieniem. Przeszła przez pokój z godnością, zostawiając za sobą delikatny zapach dobrych perfum, i usiadła.

Wieczór się rozkręcał. Zbyszek, urodzony wodzirej, pięknie wysławiał się i jako pierwszy wzniósł toast za żonę, z którą przeżył już tyle lat.

Po drugiej stronie Andrzeja siedziała Teresa, też samotna sąsiadka. Pulchna, w kwiecistej sukience z falbankami, bardzo krągła dama. I ona od dawna zerkała w stronę pułkownika, czasem choćby sąsiedzkim prawem częstowała go swoimi ciastami. Nigdy nie odmawiał.

– Dziękuję – mówił zwykle. – Wyświetne ciasto.

Regina zauważyła, jak Teresa wymownie patrzy na pułkownika. Poczuła choćby lekkI wtedy pułkownik spojrzał na Reginę takim wzrokiem, iż od razu zrozumiała – w samotności jednak nie ma szczęścia, ale szczęście może się pojawić, jeżeli tylko ktoś odważy się wyciągnąć po nie rękę.

Idź do oryginalnego materiału