Tak jak wszystkie dziewczyny w latach 80. kochałam się w Pawle Stasiaku z zespołu, wtedy Papa Dance (dzisiaj Papa D.). Marzyłam o tym, by pójść na jego koncert. Niestety mama była nieugięta. Nie spodziewała się, iż wiele lat później usłyszy ode mnie, iż znam Pawła Stasiaka i bywam na jego koncertach. Znam Pawła. Kolegujemy się. W 2020 roku w wywiadzie dla VIVY! szczerze opowiedział o swoich kłopotach zdrowotnych wywołanych przez boreliozę, o domu w Szwecji i muzycznych planach. Niedawno zagrał w miejscowości, w której mieszkam. Na koncert przyszły tłumy. Bo choć lata mijają Paweł zachowuje młodzieńczy entuzjazm we wszystkim, co robi, a jego piosenek słuchają kolejne pokolenia.
Paweł Stasiak - pierwsze występy
Paweł Stasiak urodził się 19 listopada 1967 roku w Łodzi, jednak dzieciństwo spędził w Warszawie. Już jako kilkulatek wiedział, kim chce być – muzyka była jego pierwszą pasją. „Dostałem wtedy adapter Bambino i płyty i w kółko ich słuchałem. Dzięki temu moi rodzice mieli mnie z głowy” – wspomina. Swoje pierwsze występy urządzał na podwórku, dla babci i sąsiadów, wchodząc na zaimprowizowaną scenę i wcielając się w Marylę Rodowicz czy śpiewając „Szampana nalej mi” Teresy Tutinas.

Szkoła baletowa, Gawęda i pierwszy tamburyn
W młodości uczył się w Państwowej Szkole Baletowej w Warszawie i należał do zespołu „Gawęda”. Wystąpił choćby w Teatrze Wielkim jako myszka w „Śpiącej królewnie”. „Wygląd faktycznie był średni, ale przetrwałem dwa lata w klasie o profilu estradowym” – żartuje dziś.
Jako nastolatek był także prezenterem w Rozgłośni Harcerskiej i współpracował z Markiem Niedźwieckim przy Liście Przebojów Trójki. Przełom nastąpił w 1985 roku, gdy został wokalistą zespołu Papa Dance. „Nie było nic takiego jak casting. To był przypadek. Miałem osiemnaście lat. [...] Zakolegowaliśmy się. [...] Gdy w 1985 roku cały skład z charyzmatycznym wokalistą Grzegorzem Wawrzyszakiem postanowił odejść, producenci zaproponowali mi próbne nagrania”.
Pierwszy koncert? „Na stadionie w Łodzi zgromadziło się 30 tysięcy osób [...] Byłem bardzo zestresowany. [...] Wymyśliłem więc, iż będę grał na tamburynie. [...] Następnego dnia miałem krwiaka na nodze”.


Triumf i „papadancemania”
Papa Dance w latach 80. był fenomenem. „Fanki wyznawały mi miłość, proponowały małżeństwo, dawały mi biżuterię, swoją bieliznę, zdzierały ze mnie ubranie”. Jednak nic nie trwa wiecznie. „Gdy w latach 80. święciliśmy triumfy, wydawało nam się, iż tak będzie zawsze. Ale nadeszły lata 90. [...] Okazało się, iż mimo ogromnych sukcesów nie pasujemy już do nowych czasów”.
Po trzech latach ciszy przyszła decyzja o „rocznej przerwie”, która... trwała 10 lat. Muzycy nie mogli się zgrać, a nowe realia rynku muzycznego były nieprzychylne dla synthpopowych idoli. Stasiak nie przestał działać. Wydał trzy solowe płyty jako Mr. Dance, zagrał 120 koncertów rocznie w „Dyskotece Pana Jacka”. Jednak kariera zaczęła zwalniać. „Telefon dzwonił coraz rzadziej. Nie mogłem czekać, aż przestanie dzwonić w ogóle. Nie znoszę bezczynności”.

Zamiast czekać, wrócił do drugiej pasji – filmu. Ukończył produkcję filmową w Łodzi, założył agencję statystów, pracował przy „Pianiście” i filmach Agnieszki Holland. „Nie byłem nieszczęśliwy, bo przecież kochałem film, ale śpiewu, bycia na scenie, emocji towarzyszącym koncertom bardzo mi brakowało”.
Powrót jako Papa D: „Ludzie nas pamiętają”
Przełomowy moment nastąpił w 2000 roku. „Gdy z klubu polonijnego przyszła propozycja występu, namówiłem chłopaków, żebyśmy spróbowali. Powiedziałem im, iż jak będzie obciach, to przynajmniej nikt w Polsce się nie dowie, bo będziemy daleko. Ale było dobrze”.
Po sukcesie reaktywacji powstała płyta „1000000 fanek nie mogło się mylić”, której promocję przerwała śmierć Jana Pawła II. Późniejsze wznowienie okazało się sukcesem. Zespół przemianował się na Papa D, a Stasiak znów rozkochał w sobie publiczność.

Borelioza i walka o zdrowie
Artysta walczy z boreliozą, przez długi czas błędnie diagnozowaną jako choroba Parkinsona. „Wychodziłem z psami na spacer i nagle zaciskałem oczy i nie mogłem ich otworzyć. Byłem jak niewidomy, psy mnie prowadziły”. Dzięki determinacji, leczeniu i pomocy osób takich jak Magdalena Piekorz, wrócił do formy. „Gdybym zachorował w momencie, gdy siedzę w domu, jest zastój, podejrzewam, iż zwyciężyłaby. [...] A tak? Gdzieś tam jest”.
W listopadzie 2024 roku Papa D świętował jubileusz – 35 lat od pierwszego hitu. „Na koncercie z okazji 35-lecia zespołu była też moja mama. [...] Choć się nie popłakała, chyba się ponownie wzruszyła”. Występ z Chylińską, Kayah, Rudą i Anną Karwan był symbolicznym potwierdzeniem, iż zespół jest w szczytowej formie.
„Na każdym koncercie naprawdę cieszę się jak przed laty. Tak jak wtedy, gdy pierwszy raz zaśpiewałem piosenkę przed publicznością. [...] Emocje są takie jak dawniej. Bez nich się nie da”.
Sprawdź też: Ten wielki hit królował w latach 60. To ballada, która wzrusza Polaków do łez

Prywatność, miłość i dom poza miastem
Choć popularność trwa, Stasiak ceni prywatność. „Jestem zakochany. Ale nic więcej nie powiem, bo bardzo chronię prywatność moich bliskich”. Odpoczywa w Szwecji, gdzie uczy się języka i prowadzi solowy projekt. Buduje dom poza Warszawą: „Chcę móc śpiewać całą noc, wyjść na spacer do lasu w rozciągniętym dresie”.
„To dopiero początek”
Choć za nim 35 lat kariery, Paweł Stasiak nie planuje kończyć: „Nie chciałem, by wszyscy sądzili, iż jubileuszowy koncert jest podsumowaniem i końcem. Wręcz odwrotnie. Jest rozpoczęciem nowego etapu”.