W cieniu

filmweb.pl 1 rok temu
Tytułowym figurantem jest biskup Karol Wojtyła, którym zaczyna się interesować komunistyczny reżim. Robert Gliński wybiera jednak na głównego bohatera Bronisława Budnego, człowieka z cienia. Młody, ambitny fotograf wstępuje do Służby Bezpieczeństwa. Jego traumatyczne doświadczenia z sierocińca prowadzonego przez siostry zakonne sprawiły, iż gardzi kościołem i religią. Otrzymuje od swojego przełożonego, pułkownika Wojnara, konkretne zadanie: inwigilować Wojtyłę i znaleźć na niego odpowiednie paragrafy. Bronek z zapałem bierze się do pracy, a przy okazji poznaje Martę – dziewczynę, którą gwałtownie poślubia. Mężczyzna nie wyjawia ukochanej prawdy o swojej profesji, bo nie chce być zdemaskowany. "Figurant" powoli zamienia się w studium rozdwojonej tożsamości i obsesyjnego oddania służbie, a uzupełnia je ostrożnym moralitetem o walce państwa z kościołem. Czarno-biała estetyka staje się niechybnie metaforą filmu, któremu brakuje odwagi w analizowaniu niuansów i niejednoznaczności.

  • Marcin Makowski

Forma gwałtownie okazuje się ciekawsza niż upraszczający, zachowawczy scenariusz. Z pomocą operatora Adama Bajerskiego i montażysty Krzysztofa Szpetmańskiego, reżyser nie tylko elegancko stylizuje kadry, ale i przeplata fabularne zdarzenia materiałami archiwalnymi. Nie od dziś wiadomo, iż Gliński, twórca "Cześć, Tereska" i "Świnek", najlepiej czuje się w realistycznej konwencji, stare kroniki i dokumenty pomagają mu więc podbijać efekt autentyzmu. Kraków z końca lat 50. zostaje odtworzony na ekranie pieczołowicie i detalicznie, od ujęć szerokich ulic Nowej Huty po ciasne wnętrza Piwnicy pod Baranami, którą Bronek odwiedza z żoną. Postawienie oddychającego, żywego świata to jedno, czym innym jest zawiązywanie konfliktów i kumulacja dramaturgicznego napięcia. Tymczasem akcja i emocjonalny pejzaż "Figuranta" mają taką samą temperaturę jak zgaszone, wychłodzone obrazy. Niby śledzimy losy Budnego z zainteresowaniem, niby przejmujemy się etycznymi wątpliwościami, które dotykają agenta i jego ofiary (szczególnie księdza Michała Sochę), a jednak film nie drąży głębiej, nie wybiera trudniejszych szlaków, nie zdobywa się na dosadniejszą krytykę. Wszystko zostaje skrojone na miarę zgrzebnego, konserwatywnego kina uprawianego przez Glińskiego niemal od zawsze. Czasy się zmieniają, zmieniają się też filmowe i serialowe reprezentacje PRL-u, ale sam reżyser jakby stoi w miejscu. W pewnym sensie kluczem do zrozumienia jego strategii jest naiwny finał "Figuranta" – rozświetlony, obiecujący nadzieję, odwracający się od brutalnej Historii.

Postać Budnego wymyka się jeszcze jednoznacznej ocenie i zostaje opleciona siatką intrygujących motywów. Historia jego dołączenia do SB podsuwa choćby wątek zatrudniania tam poturbowanych życiowo lub pochodzących z niższych klas osób. Wspomnienie dorastania pod butem zakonnic i bezpośrednie rozmowy z duchownymi-tajnymi współpracownikami otwierają z kolei ścieżkę dla antyklerykalnej wypowiedzi, którą reżyser niestety nie podąża. Wbrew pozorom rodzime kino ma całkiem długą i szlachetną tradycję w tej materii, by wspomnieć "Milczenie" Kazimierza Kutza i "Rysia" Stanisława Różewicza. O ile jednak protagonista stale balansuje między światłem i ciemnością, o tyle niewinność i życzliwość księdza Sochy nie ulegają najmniejszej wątpliwości, a zdający raporty kapłani krakowscy pojawiają się tylko na krótką chwilę. Bardziej niż demaskacja religijnej instytucji i jej uwikłania w brudną politykę interesuje Glińskiego wpływ ideologii i służby państwowej na życie jednostki. Budny powoli zatraca się w swoich obowiązkach, nie radzi sobie z oddzielaniem ludzi od przedmiotów śledztwa i sfery prywatnej od zawodowej. Sprzeczne emocje, rozterki i lęki skutecznie ukrywa na twarzy Mateusz Więcławek, który uczłowiecza agenta i kontynuuje znakomitą, tegoroczną passę (po występach w "Kobiecie z…" i "Imago"). Dzięki jego wszechstronnej ekspresji i chłopięcej urodzie Bronek czasem zyskuje nasze zaufanie i współczucie, a czasem budzi odrazę i przeraża agresywnymi reakcjami. Najbardziej sugestywnie udaje się zbudować relację mężczyzny z pułkownikiem Wojnarem, który staje się dlań niemal ojcowską figurą. Schematyzmem trąci zaś wątek związku Budnego i Marty, zaczynający się jak opowieść o Pięknej i Bestii, a spuentowany kryzysem małżeńskim i perspektywą rozpadu rodziny.

  • Marcin Makowski

Szczególnie obiecująco zapowiadał się jednak rys dwuznacznej znajomości bohatera z księdzem Sochą, którego ten wykorzystuje do bliższego poznania Wojtyły. Spotkania i dyskusje jakże różnych postaci owocują czymś na kształt sympatii przekraczającej ideowe spory i pozwalającej na moment zdjąć służbowe maski. Kapłan rozbudza w Budnym duchowe pragnienia i namiastkę szacunku dla inwigilowanego biskupa, których agent się wstydzi. Przyjacielska postawa Bronka pozwala zaś Sosze uwierzyć w inny, bardziej ludzki i mniej brutalny wymiar aparatu kontroli. Nie lękajcie się, nie zdradzę, jak rozwiązują się ich wspólne losy, ale "Figurant" choćby w ostatnim akcie boi się odłożyć na bok moralitet i pogłębić dramat psychologiczny. Fabuła nie zawsze idzie tropem najprostszych opozycji, pokazuje przecież, iż agenci SB prowadzą w miarę normalny żywot i walczą o awanse nie tylko dla siebie. Finalnie znajdziemy tu jednak kilka szerszych, systemowych diagnoz czy prób podważania sztywnej, instytucjonalnej hierarchii, która żeruje na frustracji i gniewie takich jak Budny. Scenarzysta Andrzej Gołda nakreślił nieco staranniejsze portrety w "Doppelgängerze. Sobowtórze", który także mówi o tożsamościowym klinczu i załamujących się motywacjach służbisty. Mimo wszelkich zastrzeżeń nie obraziłbym się, gdyby "Figurant" ośmielił innych twórców do podjęcia kontrowersyjnego tematu współpracy kościoła i państwa. Tematu, który wcale nie stracił na aktualności. Tematu, od którego latami uciekała nasza kinematografia.
Idź do oryginalnego materiału