W Orkiestrze Klezmerskiej Teatru Sejneńskiego, którą kieruje Wojciech Szroeder, mistrz i przewodnik, dużą grupę wśród muzyków stanowią dzieci i młodzież. Najmłodsi mają po 10-11 lat, ale są i ośmiolatkowie. Jeśli dziecko potrafi zagrać trzy dźwięki na instrumencie, który trzyma w rękach, już może wejść do zespołu. Pod okiem doświadczonych muzyków gwałtownie uczą się profesjonalnej gry na perkusji, saksofonie, sakshornie tenorowym, trąbce czy flecie.
Na koncerty muzyki klezmerskiej do Białej Synagogi w Sejnach tłumnie przybywają melomani z kraju i ze świata. Wykonywane przez orkiestrę pieśni chasydzkie, niguny – modlitwy bez słów, melodie ślubne i pieśni weselne wywołują wielkie wrażenie. Publiczność reaguje bardzo spontanicznie na rytmy płynące ze sceny. Tak było również 18 lipca podczas koncertu Lato w Pograniczu, który w synagodze poprowadził Wojciech Szroeder, wirtuoz gry na akordeonie.
Orkiestra Klezmerska Teatru Sejneńskiego rozpoczęła koncert tradycyjnie od pieśni modlitwy bez słów grupy chasydzkiej Chabad Lubawicze w hołdzie pamięci zamordowanym mieszkańcom miasteczka. Kolejne utwory nawiązywały do ważnych wydarzeń i ceremonii w życiu żydowskiej społeczności, które kiedyś wykonywano na pograniczach w Mołdawii, na Litwie, w Galicji. – Nasza muzyka pamięta świat, którego już nie ma, wspominał prowadzący koncert. – Grano ją nie tylko na żydowskich weselach, ale również na weselach u swoich sąsiadów, co było praktyką powszechną. Zawsze była obecna na zaślubinach i wszelkich ceremoniach z tym związanych, a potem towarzyszyła weselnym tańcom, które trwały czasami choćby kilka dni.

Publiczność nie tylko owacyjnie reagowała na każdy wykonywany przez orkiestrę utwór, ale ochoczo gromadziła się wokół sceny w charakterystycznym dla diaspory żydowskiej ludowym tańcu w kręgach, w parach i liniach. Doskonale bawili się również rodzice ze swoimi małoletnimi pociechami.
Wyjątkowa atmosfera udzieliła się wszystkim uczestnikom koncertu. Owacjami na stojąco zachwyceni byli najmłodsi muzycy, zwłaszcza debiutanci, którzy wystąpili z orkiestrą po raz pierwszy.
– Ja zawsze chciałem grać w tej orkiestrze, dlatego z wielką euforią przystąpiłem do tej grupy muzycznej – mówił z dumą Leon Niemkiewicz, grający na sakshornie tenorowym. – Wciągnęła mnie fajna atmosfera. Przez rok uczyłem się grać na tym instrumencie, a potem dołączyłem do orkiestry. Moim nauczycielem był Kacper Schroeder, który gra na trąbce i puzonie. Bardzo się cieszą, iż jesteśmy tak mocno oklaskiwani. To jest dla mnie super uczucie.

Radości nie ukrywali też inni młodociani muzycy – Janek Ponganis i Staś Pachutko, który dopiero debiutuje w orkiestrze, grając na bębnach. Większe doświadczenie ma Janek Ponganis – Ja przystąpiłem do zespołu dwa lata temu, ale podobnie jak Leon przez rok uczyłem się gry na saksofonie. Musimy dużo ćwiczyć. Czasami choćby przez cały dzień, ale wcale mi się to nie nudzi. Lubię próby z zespołem, bo zawsze jest wesoło choćby jeżeli musimy się trochą natrudzić. Najbardziej jednak lubię występy i oklaski publiczności. To sprawia nam wielką radość.
– W naszej grze zespołowej w Orkiestrze Klezmerskiej Teatru Sejneńskiego nie chodzi o spektakularny sukces, efekt, wydanie płyty, czy lajki, tylko o pamięć o świecie, którego już nie ma – podsumowuje Wojciech Szroeder, założyciel i kierownik orkiestry. – Nasi najmłodsi muzycy to wiedzą i opowiadają przez muzykę tę historię na nowo. Przekazują to dziedzictwo, o którym nie możemy zapomnieć. Uczymy ich przez praktykę i relację z innymi w naszym wielopokoleniowym zespole, w którym nikt nie jest Żydem. Starsi pomagają młodszym, młodsi uczą się od starszych. To trochę jak perpetuum mobile – ci, co byli uczniami, z czasem stają się mistrzami. Ta nasza wspólna praca jest cicha, oddana, duchowa, ale robi więcej niż niejeden pomnik. Gra muzykę trwania, aby zachować nasze sejneńskie dziedzictwo.
Jolanta Czudak