Deadstream (lub, jak woli polski dystrybutor Urbex) to idealny przykład horroru zrealizowanego techniką found footage, który osobiście uwielbiam.
Technika ta, choć bardzo prosta w założeniach, pozostawia spore możliwości do wykorzystania w montażu, który jest kluczem do dobrze zrealizowanego i działającego na wyobraźnie widza tworu tej konwencji. Polega ona na stylizowaniu filmu w formę amatorskich nagrań, które zostały najczęściej znalezione, a same wydarzenia są przestawiane zwykle z perspektywy jednego z głównych bohaterów. Pierwsze filmy związane z tą techniką powstały już w latach 70-tych ubiegłego wieku, ale zdecydowany wzrost popularności nastąpił dopiero w 1999 roku, za sprawą sukcesu, jakim okazał się Blair Witch Project.
Urbex miałem okazję zobaczyć na Octopus Film Festiwal w sierpniu zeszłego roku, gdzie na tle innych produkcji z całego festiwalu był moim faworytem. Szersza dystrybucja filmu nastąpiła dopiero końcem października tego samego roku za sprawą jednego z maratonów horrorów, gdzie był częścią propozycji dla widzów. Za scenariusz i reżyserię odpowiada małżeństwo, Vanessa i Joseph Winter, z czego ten drugi odgrywa również główną rolę. Bohaterem Urbex jest Shawn Ruddy, youtuber i streamer, który prowadzi serię Wrath of Shawn. Tam też w kontrowersyjny i często wręcz bezmyślny sposób przełamuje własny strach. Shawn kocha być w centrum uwagi, robiąc coraz to bardziej nierozsądne filmy. Jazda psim zaprzęgiem w środku zimy w samej bieliźnie, niejednokrotne łamanie prawa poprzez prowokowanie policji jedynie po to, żeby go ścigali czy przekraczanie granic państwa w bagażniku, oczywiście jednocześnie rejestrując wszystko na żywo.
Poznajemy go w momencie, kiedy wraca po półrocznej przerwie od nagrywania. Stracił zarówno swych sponsorów jak i kanały przez zbytnie kontrowersje wokół własnej osoby. Wszystko po to, żeby przezwyciężyć swój największy lęk, czyli spędzenie samemu całej nocy w nawiedzonym domu. Będąc na żywo, ustanawia zasadę, iż ilekroć usłyszy bądź doświadczy czegoś paranormalnego, będzie musiał to sprawdzić – w innym wypadku nie zmonetyzuje w żaden sposób całego wyzwania. Wyposażony w mnóstwo kamer, święconą wodę, krucyfiks czy srebrny sztylet, wkracza do nawiedzonego domu, gdzie udaje mu się bez wątpienia dostarczyć emocji i sobie i śledzącym cały spektakl widzom.
Urbex przede wszystkim spodobał mi się ze względu na wiarygodną grę aktorską Josepha. Sporą rolę odegrał również montaż, który pozwala śledzić nam film nie tylko oczami Shawna – czujemy się, jakbyśmy oglądali akcję razem z innymi widzami na żywo. W filmie możemy także śledzić czat, czyli wiadomości od widzów reagujących na to, co się dzieje. Niejednokrotnie sam czat pełni w tym filmie rolę drugoplanowego bohatera. Przyznaję, iż chętnie wróciłbym do Deadstream tylko i wyłącznie dla tego jednego elementu. Nieraz jestem częścią takiego czatu, kiedy oglądam transmisje streamerów i według mnie idealnie zostało to odwzorowane.
Warto nadmienić, iż film czerpie ogrom inspiracji z twórczości Sama Raimiego i łączy w punkt gatunek horroru i komedii. Podczas seansu mamy zagwarantowane sceny, które nieźle nas rozbawią jak i takie, które nas przyzwoicie przestraszą czy obrzydzą. Produkcja mimo tego, iż nie jest kasowym megahitem, prezentuje się zaskakująco dobrze, na co wpływ ma w znacznej części nacisk na wykorzystanie efektów praktycznych. Znajdą się prawdopodobnie tacy, którzy mogą określić kostiumy za tandetne, a dla mnie są na swój sposób urocze i dzięki nim doceniam ten film jeszcze bardziej.
Nie będzie niczym zaskakującym, gdy napiszę, iż Joseph Winter, czyli jednocześnie reżyser, scenarzysta i główny bohater Urbex wykonuje naprawdę dobrą robotę. Dzięki temu, iż odgrywa postać napisaną przez samego siebie, doskonale wie jak ją przedstawić i pasuje do niej jak ulał. Co prawda są momenty, gdzie według mnie zachowanie odgrywanej przez niego postaci wypada nieco karykaturalnie, a wręcz kiczowato. W paru sytuacjach wydawało mi się, iż odgrywanej przez niego postaci celowo zmniejszono iloraz inteligencji tylko po to, żeby podkręcić komediową część filmu. W ostatecznym rozrachunku był wiarygodny w tym, co sobą prezentował. Poznajemy go jako człowieka, którego nie da się lubić ze względu na jego atencyjny charakter, jednak z czasem przyznaję, zacząłem mu kibicować.
Podsumowując, Urbex jest silnym konkurentem na tle innych w gatunku found footage. Podczas seansu ani razu nie spojrzałem z niecierpliwością na zegarek, a choćby byłem zawiedziony, kiedy się skończył. Z wielką ochotą powtórzyłbym seans – niestety, film na ten moment nie jest dostępny dla polskiego widza ani w serwisach streamingowych, ani też w VOD. Szczerze polecam wyczekiwać tej produkcji na horyzoncie, szczególnie dla fanów dobrych, komediowych horrorów!
Źródło głównej grafiki: kadr z filmu Urbex