Ufny mężczyzna i buteleczka z trucizną

polregion.pl 2 dni temu

Ufny mąż i fiolka z trucizną

– Jesteśmy, mamo – Lew otworzył przed matką drzwi samochodu.

Aniela wysiadła i spojrzała w górę, na okna swojego mieszkania. Westchnęła.

– Co, mamo, znowu źle?

– Nie, synku. – Spojrzała mu w oczy, w których malowała się szczera troska. – Całe życie spędziłam w tym mieszkaniu. Najpierw z rodzicami, potem z mężem. Tu przyniosłam cię ze szpitala. Byłeś takim ślicznym dzieckiem. – Zamilkła na chwilę. – Pamiętasz, jak kupowaliśmy firanki po remoncie? A teraz… – Znów spojrzała na okna.

Ile godzin spędziła, wpatrując się przez kuchenne okno, wypatrując swojego Wiktora. Gdy tylko zauważyła, iż idzie przez podwórko, od razu sprawdzała, czy obiad nie wystygł. Zawsze zostawiała włączony gaz pod czajnikiem. Wiktor uwielbiał pić wrzątek, koniecznie z kostką cukru. Słodzonej herbaty nie znosił – to zostało mu po wiejskim dzieciństwie.

– Chodźmy, mamo – oderwał ją od wspomnień syn, dotykając jej dłoni. – Kinga pewnie już się niecierpliwi.

– Kinga… – powtórzyła cicho Aniela. – Ani razu do mnie nie przyszła. Czekała na moją śmierć?

– Daj spokój, mamo – odciął się ostro syn.

Weszli na drugie piętro starej kamienicy w centrum Poznania. Lew otworzył ciężkie drzwi, na których widać było ślady po śrubach i tabliczce z imieniem jej ojca: „Leon Marianowicz Kowalski. Profesor”.

Szwagierka wyjrzała z pokoju, prychnęła i zniknęła.

– Proszę, mamo, zaraz zrobię herbatę, z cytryną, jak lubisz – powiedział Lew.

Aniela przeszła do małego pokoju, który kiedyś należał do syna, a jeszcze wcześniej był jej własnym, panieńskim. Ciężko opadła na wytarty fotel, odchyliła głowę i przymknęła oczy.

„Co teraz będzie?” – pomyślała.

***

Aniela wyszła za mąż późno. Ojciec-profesor widział w niej swoją następczynię, chciał, by kontynuowała jego naukową pracę. Starali się o nią różni. „Nie śpiesz się, córeczko. Chłopakom bardziej zależy na nazwisku twojego ojca niż na tobie” – mawiała matka.

Ale w wieku trzydziestu lat sama zakochała się w niezdarnym młodym asystencie. Ojciec go uwielbiał, wróżył mu wielką karierę. Pewnie dlatego zgodził się na ślub. Rok później przeszedł na emeryturę, oddając katedrę zięciowi. On i matka wyjechali na wieś, zostawiając mieszkanie młodym.

Z Wiktorem żyło się dobrze, tylko nie mogli doczekać się dziecka. Aniela już prawie zwątpiła, gdy w końcu się udało. Jakże się cieszyli! Gdy urodził się syn, o nauce musiała zapomnieć. Wiktor chciał, by została w domu i zajęła się wychowaniem chłopca.

On sam całymi dniami pracował na uczelni za dwóch. Pisał książki, artykuły. Nie brakowało mu zazdrośników. Gdy Lew – nazwany na cześć dziadka – był w siódmej klasie, Wiktor zmarł na zawał. Nie wytrzymał ataków tych, którzy nazywali go hochsztaplerem i karierowiczem, który dorobił się tylko dzięki małżeństwu z córką profesora.

Aniela została sama z synem. Do pracy na uczelni nie wróciła – co za z niej naukowiec? Wszystko zapomniała. Sprzedała dom po rodzicach, pieniędzy starczało na życie. Potem Lew skończył studia, zaczął pracować.

Gdy przyprowadził do domu Kingę, zrozumiała, iż to poważne. Syn był całkowicie oczarowany urodą dziewczyny. Matczynym sercem wyczuwała do niej niechęć. Pytała: skąd jest? kim są jej rodzice? Kinga odpowiadała wymijająco. Zakochnay Lew prosił, by nie dręczyła narzeczonej.

Nie spodobało się Anieli, gdy na ślubie nie pojawił się żaden z krewnych Kingi.

– Ma trudne relacje z matką i ojczymem, a biologiczny ojciec jest chory – tłumaczył Lew.

I Aniela ustąpiła. jeżeli Lewek jest szczęśliwy, to dla niej najważniejsze. Zniesie wszystko, polubi szwagierkę, byle tylko synowi było dobrze.

Gotowała dla powiększonej rodziny, ale Kinga krzywiła się i mówiła, iż nie je ciast, bo dba o figurę. Prawie nic nie jadła.

– Dla kogo mam gotować? – denerwowała się Aniela.

– Mamo, daj jej spokój. Niech je, co chce – bronił żony syn, choć sam często jadał na mieście.

Kinga podobno gdzieś pracowała. Wychodziła rano, a wracała po południu z paczkami z drogerii, z nową fryzurą.

Dawniej z synem godzinami rozmawiali, dzielili się planami. Teraz zamykał się w pokoju z Kingą.

– Ciesz się, iż nie domagają się wymiany mieszkania – pocieszała przyjaciółka.

Aniela łapała się za serce. Nie chciała stracić mieszkania w centrum, z wysokimi sufitami, gdzie mieszkały pokolenia jej rodziny. Ale kto wie, może Kinga zacznie podpuszczać Lewka, a on dla niej zrobi wszystko, choćby przeciw matce.

Potem syn ogłosił radosną nowinę – Kinga jest w ciąży. Aniela odetchnęła. Będzie dziecko, będzie potrzebna pomoc, a ona jest blisko. Na razie wymiana nie grozi. Zamieniła się choćby pokojami z młodymi – dziecko potrzebuje miejsca.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, iż Aniela zaczęła zauważać u siebie dziwne objawy. Ciągle ją przytłaczała senność, choćby w ciągu dnia. Budziła się z ciężką głową, jakby wypełnioną watą. Myślała wolniej, zapominała.

Szukała książki telefonicznej, a po dwóch dniach znajdowała ją w najbardziej oczywistym miejscu. Okulary trafiały się w najdziwniejszych zakamarkach, choćby w lodówce. Czyżby sama je tam wkładała? Bała się powiedzieć synowi.

Wraz z pokojem oddała Kingi przewodnią rolę w domu. Wstydziła się wychodzić ze swojej klitki. Czasem budziła się w nocy, chciała iść do łazienki, ale nogi były jak z waty. Zdarzało się, iż nie zdążyła. Była przerażona – przecież nie jest starą kobietą!

Pewnego dnia obudziła się i zobaczyła przy łóżku czyjąś sylwetkę. Wydało jej się, iż to Wiktor. Usłyszała śmiech Kingi i wzdrygnęła się.

Gdy Lew wrócił z pracy, Kinga rzuciła mu się na szyję, opowiadając, iż teściowa nie zdążyła do toalety, iż wzięła go za męża. Zupełnie się pogubiła.

AnielAniela w końcu znalazła w torebce Kingi małą buteleczkę z podejrzanym proszkiem, a gdy pokazała ją synowi, Lew wreszcie uwierzył i razem postanowili przekazać sprawę policji, by nikt więcej nie padł ofiarą tej bezwzględnej kobiety.

Idź do oryginalnego materiału