"Ślub od pierwszego wejrzenia" od lat budzi emocje. Uczestnicy poznają się dopiero przy ołtarzu, a o tym, kto z kim stanie na ślubnym kobiercu, decydują eksperci. Format kusi obietnicą znalezienia miłości, ale coraz częściej zarzuca się mu, iż dobór par jest podyktowany chęcią zwiększenia oglądalności, a nie dopasowania emocjonalnego. Nowa edycja show jest już na półmetku, a po ostatnim odcinku w sieci zawrzało. Wszystko przez spiętą rozmowę jednej z par - Karoliny i Macieja - z ekspertką Zuzanną Butryn. Widzowie uznali jej zachowanie za nieprofesjonalne. Jednocześnie znów wróciła dyskusja o tym, jak bardzo obecność kamer wpływa na zachowanie uczestników. Sama jestem ciekawa, z czym mierzą się uczestnicy formatu i dlaczego decydują się właśnie na taki sposób na znalezienie drugiej połówki. Skonsultowałam się z psycholożką Julią Izmalkową, aby dowiedzieć się, jak ona postrzega to zjawisko. O doświadczeniach z udziału w eksperymencie zapytałam także jedną z byłych uczestniczek show.
REKLAMA
Zobacz wideo Lidia Kazen zachwala TVN. Odpowiedziała na zarzuty widzów
Anita ze "Ślubu od pierwszego wejrzenia" ujawnia, jakie emocje pojawiają się po drugiej stronie kamery
W odcinku "Ślubu od pierwszego wejrzenia" jednak z uczestniczek przyznała, iż czuje się przytłoczona obecnością ekipy, podczas gdy jej mąż stwierdził, iż właśnie wtedy jego żona "ożywa". Widzowie natychmiast podzielili się opiniami: skoro nie czują się swobodnie przed kamerami, może w ogóle nie powinni brać udziału w takim programie? Zapytałam Anitę Szydłowską, absolwentkę psychologii, która wzięła udział w trzeciej edycji show, jakie emocje towarzyszą uczestnikom i jak działa na nich obecność kamer. - Uważam, iż na sytuację tak stresową, jaka zdarza się w tym programie, kiedy nagle poznajemy obcego człowieka przed ołtarzem, a później spędzamy z nim 24 godziny na dobę, jeszcze do tego przy obecności kamer, nie da się przygotować - powiedziała. Dodała również, iż uczestnicy rzeczywistość gwałtownie weryfikuje wszelkie wyobrażenia o udziale w programie. - Żadne wyobrażenia się z tym nie równają i choćby o ile ktoś czuje się swobodnie przed kamerą, to jednak jest to zupełnie coś innego, o ile one towarzyszą cały czas przez kilka tygodni - dodała. Rozumiem więc ten stres i emocje, ale w takim razie - dlaczego w ogóle ludzie zgłaszają się do tego typu programu?
"Ślub od pierwszego wejrzenia". Psycholożka wzięła pod lupę program. "Chcą eksperta od miłości"
Na to pytanie pomogła mi odpowiedzieć psycholożka Julia Izmalkowa, znana w sieci jako "Psycho mama". Julia Izmalkowa przyjrzała się programowi w szerszej perspektywie. Stwierdziła, iż taki sposób poszukiwania miłości jest konsekwencją czasów, w jakich żyjemy, gdzie wszystko chcemy mieć "na już" zarówno w różnych aspektach codzienności, jak i w kwestii uczuć, co bywa bardzo zgubne. Sama śledziłam kilka edycji "Ślubu od pierwszego wejrzenia" i zauważyłam, iż często do programu zgłaszają się osoby, które wielokrotnie próbowały i nie udało im się znaleźć partnera. - Dziś już prawie nikt nie poznaje się naprawdę. Poznajemy się przez filtry, rekomendacje i formaty. "Ślub od pierwszego wejrzenia" to tylko konsekwencja czasów, w których choćby emocje chcemy mieć na gotowe. Ludzie nie mają już cierpliwości, by kogoś poznać. Chcą eksperta od miłości, który "dobierze" im partnera tak, jak algorytm dobiera playlistę - zauważa psycholożka.
Zapytałam Julię Izmalkową, co sądzi o zachowaniu uczestników, które dyktowane jest obecnością lub brakiem kamer. Ekspertka przyznała, iż trudno w takiej sytuacji nie budować własnego PR-u. Każdy z nas znajdując się w takiej sytuacji, prawdopodobnie robiłby to nieświadomie. Dlatego może to stanowić dodatkowe utrudnienie w eksperymencie, gdzie jego przebieg poniekąd "zaburzany" jest przez obecność ekipy filmowej.
Przed kamerą uczestnicy pokazują wersję siebie, którą chcieliby pokochać: grzeczną, otwartą, "gotową na związek". Bez obecności kamer wychodzi lęk, wstyd, niedojrzałość i brak kompetencji emocjonalnych. To dlatego poza kamerami czują się lepiej, wreszcie mogą nie udawać własnego PR-u
- uważa Julia Izmalkowa. Ekspertka przyznała, iż tego typu programy idealnie odzwierciedlają, iż w dzisiejszych czasach ludzie tęsknią za prawdziwym głębokim kontaktem z drugim człowiekiem. Izmalkowa podkreśliła też, iż to, iż w takich programach udaje się znaleźć miłość, jest kwestią przypadku, a nie samej metody. - My żyjemy dziś w świecie, w którym miłość myli się z castingiem. A programy takie jak ten są tylko lustrem, w którym widać jedno: jak bardzo tęsknimy za prawdziwym kontaktem, ale nie umiemy już go znieść bez scenariusza i ekspertów. I pytanie, czy można znaleźć miłość w takim programie? Jasne, można "znaleźć" miłość w reality-show. Tak samo, jak można znaleźć spokój w centrum handlowym albo intymność na TikToku. Czasem zdarzają się wyjątki, ale to raczej cud, nie proces psychologiczny. Bo miłość nie powstaje w stresie i obserwacji. Ona potrzebuje ciszy, nudy, czasu i autentyczności - wszystkiego, czego telewizja nie znosi - podsumowała psycholożka.











