Ucieczka z domu: Ostatnia kropelka w rodzinnych zmaganiach

twojacena.pl 6 dni temu

Mama nieustannie dobija się do mnie, bo nie chcę pomagać w opiece nad chorym bratem: Zaraz po maturze spakowałam walizkę i wyprowadziłam się z domu.

Moja mama nie ma się czego wstydzić – z dumą bombarduje mnie wściekłymi wiadomościami. Już zablokowałam pół telefonu komórkowego, ale ona jak hydra – od każdego odciętego numeru wyrastają nowe. Tekst bywa różny, ale zawsze doprawiony solidną porcją wulgaryzmów. Życzy mi chorób, nieszczęść i innych „miłych” rzeczy.

Serio, jak można tak pisać do własnej córki? Dla niej to zupełnie normalne. Od dekady liczy się tylko mój brat Marek, a ja jestem po to, żeby sprzątać i pilnować, żeby nie zrobił sobie krzywdy.

Mamy z bratem różnych ojców. Mama wyszła za mąż po raz drugi, jak miałam dwanaście lat. Swojego taty nie pamiętam, ale mama nie raczyła wspomnieć o nim ani jednym dobrym słowem. Jako dziecko sądziłam, iż to potwór, bo mama non-stop oblewała go pomyjami bez konkretnego powodu. Teraz jestem w podobnej sytuacji.

Mój ojczym był przeciętniakiem – nie kłóciliśmy się, traktowaliśmy się z grzecznościowym dystansem. Nie nazywałam go tatą, ale jeżeli poprosiłam o pomoc w zadaniu, zawsze odrabiał ze mną lekcje.

Gdy miałam trzynaście lat, urodził się Mareczek. gwałtownie okazało się, iż coś jest nie tak, i zaczęły się pielgrzymki po lekarzach. Na początku mieli nadzieję, ale z czasem było coraz gorzej. Najpierw stwierdzili upośledzenie, potem postawili ostateczną diagnozę – nieuleczalne. Ojczym nie wytrzymał nerwowo, dostał zawału i po tygodniu w szpitalu odszedł. Moje życie zmieniło się w koszmar.

Rozumiem mamę. Miała pod górkę z dzieckiem, które albo wrzeszczało, albo rzucało się na ludzi, albo zachowywało się po prostu dziwnie. Ale gdy proponowano jej ośrodek, odmawiała, mówiąc, iż to jej krzyż do niesienia.

Nie dała rady sama, więc połowa obowiązków spadła na mnie. Wracałam ze szkoły, mama szła do pracy, a ja zostawałam z Markiem. Było ciężko, a czasem obrzydliwie – dzieci z takimi schorzeniami nie zawsze panują nad swoimi potrzebami.

Nie miałam normalnego dzieciństwa. Szkoła, potem brat, a mama dorabiała dorywczo. Jak wracała, siadałam do lekcji, co przypominało naukę w cyrku pełnym małp.

Trzy razy proponowano jej oddanie Marka do ośrodka. Za każdym razem odmawiała, twierdząc, iż da radę. Tyle iż *ja* nie dawałam rady. Po maturze spakowałam się i uciekłam, gdy mama oznajmiła, iż nie pójdę na studia, bo muszę się nim zajmować.

Mieszkałam u koleżanki, znalazłam pracę, potem wynajęłam pokój. Studia musiałam odpuścić – nie było mnie stać ani na dzienne, ani na zaoczne.

Od prawie dziesięciu lat nie mam kontaktu z domem. Gdy w końcu zaczęłam zarabiać, próbowałam się z nią dogadać. Myślałam, iż będę wysyłać pieniądze, żeby choć trochę ulżyć, ale spotkałam się z potokiem nienawiści.

Wrzeszczała, iż ją zdradziłam, iż zostawiłam ją samą, a teraz udaję dobrą. Żądała, żebym wróciła i pomagała z Markiem. Przypomniały mi się wszystkie koszmary z dzieciństwa i zrobiło mi się niedobrze.

Powiedziałam, iż pomogę finansowo, ale nic więcej. Mama zaczęła wyzywać, i tyle było rozmów. Teraz od czasu do czasu dostaję gniewne SMS-y z różnych numerów. Straciłam już nadzieję, iż kiedykolwiek się dogadamy.

Po tym, co mi napisała, nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Każdy wybiera swoją drogę. Ona wybrała swoją, ja swoją. Ale i tak, za każdym razem, gdy dostaję taką wiadomość, czuję się po prostu okropnie.

Idź do oryginalnego materiału