Ucieczka z domu: konflikt między miłością a obowiązkiem

newskey24.com 6 dni temu

„Mama przeklina mnie, bo nie pomagam jej z chorym bratem”: Po maturze spakowałam walizki i wyprowadziłam się z domu.

Moja matka nie ma oporów – wciąż zasypuje mnie pełnymi złości wiadomościami. Zablokowałam już mnóstwo numerów, ale ona zawsze pisze z nowego. Słowa bywają różne, ale zawsze pełne złorzeczeń. Życzy mi chorób, śmierci, najgorszych rzeczy.

Jak można tak mówić do własnego dziecka? Dla niej to normalne. Od dekady liczy się tylko mój brat Miłosz, a ja jestem po to, by sprzątać i pilnować go.

Mamy z Miłoszem różnych ojców. Mama wyszła powtórnie za mąż, gdy miałam jedenaście lat. Swojego prawdziwego taty nie pamiętam, ale mama nigdy nie wspominała go dobrze. W dzieciństwie myślałam, iż był potworem, bo bez przerwy go oczerniała. Teraz i ja znalazłam się na jej celowniku.

Ojczym był spokojny – nie kłóciliśmy się, traktowaliśmy się uprzejmie, choć bez bliskości. Nie nazywałam go tatą, ale gdy prosiłam o pomoc w zadaniach, nigdy nie odmawiał.

Gdy miałam czternaście lat, urodził się Miłosz. gwałtownie okazało się, iż jest chory. Rodzice biegali po lekarzach – najpierw była nadzieja, potem diagnoza: nieuleczalne schorzenie. Ojczym nie wytrzymał – dostał zawału i po tygodniu w szpitalu odszedł. Mojego życia już nic nie uratowało.

Rozumiem mamę. Było ciężko z dzieckiem, które krzyczało, biło się lub zachowywało dziwnie. Gdy proponowano jej dom opieki, odmawiała: „To mój krzyż”.

Nie dała rady sama, więc obowiązki spadły na mnie. Wracałam ze szkoły, mama szła do pracy, a ja zostawałam z Miłoszem. Było trudno i brzydko – takie dzieci nie zawsze nad sobą panują.

Nie miałam zwykłego dzieciństwa. Szkoła, potem brat, a gdy mama wracała, nauka wśród jego krzyków. Trzy razy proponowano jej ośrodek. Za każdym razem odpowiadała: „Dam radę”. Ale ja nie dawałam. Po maturze spakowałam się i uciekłam, gdy zakrzyczała, iż nie pójdę na studia – muszę zajmować się bratem.

Mieszkałam u koleżanki, znalazłam pracę, potem wynajęłam pokój. Zapomniałam o studiach – nie było mnie stać ani na dzienne, ani zaoczne.

Minęło prawie dziesięć lat. Gdy zaczęłam zarabiać, próbowałam pomóc mamie finansowo. Spotkałam się z falą nienawiści. Krzyczała, iż ją zdradziłam, iż zostawiłam ją samą, a teraz udaję dobroczyńcę. Żądała, bym wróciła. Przypomniały mi się wszystkie koszmary dzieciństwa i zrobiło mi się niedobrze.

Powiedziałam, iż mogę pomóc tylko pieniędzmi. W odpowiedzi usłyszałam wyzwiska i odcięłam kontakt. Teraz tylko co jakiś czas dostaję jej wściekłe SMS-y. Straciłam nadzieję, iż kiedykolwiek się dogadamy.

Po tym, co mi napisała, nie chcę jej w życiu. Każdy wybiera swoją drogę. Ale gdy dostaję te wiadomości, znów czuję się jak ta mała, bezradna dziewczynka.

Czasem najtrudniej jest zrozumieć, iż nie każda więź krwi jest warta zachowania – czasem wolność kosztuje więcej niż milczenie.

Idź do oryginalnego materiału