Nędza duszy: Historia Kasi z Łodzi
Kasia wyrosła jak chwast przy drodze — nikomu niepotrzebna, zdziczała. Nikt jej nie wychowywał, nie rozpieszczał, nie pocieszał. Ubrania dostawała z drugiej ręki, a czasem były to zwykłe szmaty, przez które przebijały chude kolana. Buty zawsze za duże i dziurawe. Matka ścinała jej włosy „na jeża”, żeby nie bawić się w czesanie, ale i tak sterczały we wszystkie strony, jakby buntowały się przeciwko obojętności.
Do przedszkola Kasia nie chodziła — rodzice mieli ważniejsze sprawy. Liczyło się tylko, gdzie zdobyć alkohol. Ojciec — brutalny pijak, matka — Zosia, wiecznie w oparach papierosów i z kacem. Dziewczynka chowała się w klatkach schodowych, gdy rodzice wpadali w szał. Ucieczka oznaczała uniknięcie razów. jeżeli nie zdążyła — później zakrywała siniaki. Sąsiedzi wzdychali, kręcili głowami: Zosia, mówili, zawsze była lekkomyślna, a kiedy związała się z kryminalistą — zupełnie przepadła. Kasię żałowali. Dokarmiali, przynosili ubrania. Ale lepsze rzeczy matka natychmiast przepijała. Tak dziewczynka została w łachmanach.
Gdy przyszła pora iść do szkoły, Kasia, mimo wszystko, chwyciła się nauki jak tonący brzytwy. Czytanie stało się jej światem, ucieczką, gdzie nikt nie bił, nie krzyczał, nie poniżał. Pochłaniała książki, siedziała w bibliotece, zgłaszała się na lekcjach, mając nadzieję, iż ktoś usłyszy jej głos — cichy, ale stanowczy.
Ale dzieci są okrutne. Zwłaszcza dla tych, którzy się wyróżniają. Biednie ubrana, dziwna dziewczynka z niezdarną fryzurą gwałtownie dostała przezwisko — „Nędzara”. Potem było tylko gorzej. Rodzice kolegów zabraniali z nią przestawać: „córka alkoholiczki to ryzyko”, mówili. Nauczyciele, choć widzieli w Kasi zdolną uczennicę, milczeli. Łatwiej było przymknąć oczy niż bronić dziewczynki bez rodziny i wpływów. Tak Kasia rosła — sama przeciwko wszystkim.
Jej ratunkiem stał się stary dąb w parku nad stawem. Pod jego konarami stworzyła sobie schronienie. Tu przynosiła książki, czytała, marzyła. Czasem choćby nocowała, gdy w domu było zbyt ciężko. Słuchały jej tylko bezdomne psy i koty — jedyne, które nie zdradziły.
Ojciec umarł, gdy Kasia miała czternaście lat. Zamarzł w zaspie po kolejnej libacji. Na pogrzebie były tylko Zosia i Kasia. Dziewczynka nie czuła smutku. Tylko wstyd i ulgę. Matka po tym całkiem straciła rozum. Napady furii przeplatały się z otępieniem. Od dawna nie pracowała. Kasia, żeby nie umrzeć z głodu, zaczęła sprzątać klatki schodowe. Za parę złotych kupowała używane podręczniki medyczne — marzyła, by zostać lekarzem. Chciała wyciągnąć matkę z otchłani, w którą się stoczyła.
Lecz w szkole prześladowania nie ustawały. Pewnego dnia, gdy spóźniła się na lekcję, upuściła książkę o psychiatrii. Nieszczęśliwie obok była Regina — klasowa piękność i królowa oszustek. Podniosła książkę, przeczytała tytuł i wykrzyknęła:
— O, psychiatria! Więc ty nie tylko jesteś nędzara, ale i wariatka, jak twoja matka!
Kasia nie wytrzymała. Z płaczem wybiegła z klasy, przez podwórko, do swego dębu. Tam, padając w śnieg, puściła łzy. „Dlaczego oni są tacy okrutni? Co im zrobiłam?” — szeptała, tuląc się do pnia.
Wtedy zauważyła psa na stawie. Szedł po cienkim lodzie i nagle się załamał. Dziewczynka krzyknęła i rzuciła się na ratunek. Rozłożyła się na lodzie, pełzła. Dotarła, złapała psa — i w tej samej chwili sama wpadła pod wodę. Zimno uderzyło w piersi, oddech zaparło. Kasia walczyła — o psa, o siebie, o wszystkich, których kiedykolwiek kochała.
Gdy siły już ją opuszczały, a lód wydawał się nagrobkiem — wyciągnięto ją. To był Tomek. Nowy uczeń, niedawno przeniesiony z Poznania. Przystojny, mądry, opanowany. Dziewczynki szalały za nim. A on — wyciągnął rękę do Kasi.
— Chodź. Zamarzniesz. Moja mama jest lekarzem, pomoże.
Zabrał i psa. Obie znalazły schronienie. Następnego dnia wszedł do klasy razem z Kasią. Regina rzuciła się do niego:
— Serio?! Przecież ona jest nędzara!
— Nędzna bywa tylko dusza — odpowiedział spokojnie. — Nie ukryjesz jej pod ubraniem ani makijażem. Im bardziej się chowasz, tym bardziej widać.
Regina zbladła i uciekła. W klasie zapanowała cisza. A Kasia po raz pierwszy poczuła, iż nie jest już sama. Miała teraz przyjaciela. I psa Borysa, którego uratowała. A przede wszystkim — szansę. Szansę na nowe życie.