U ciebie czy u mnie to świeżynka wśród komedii romantycznych tego sezonu. Reese Witherspoon i Ashton Kutcher zachwycili mnie i urzekli – a przez większość czasu przebywają na dwóch krańcach Ameryki. Kto by pomyślał, iż można zrobić perfekcyjny rom com bez bohaterów wpadających na siebie co chwilę na ulicy…
Debbie i Peter spotkali się na studiach, spędzili ze sobą jedną noc i… nie kliknęli jako para. Dwadzieścia lat później ona samotnie wychowuje nastoletniego syna, a on bogaci się na krótkoterminowych projektach. Oboje żyją do bólu bezpiecznie. Ona walczy o nudną, dobrze płatną pracę. On rozstaje się z dziewczynami po sześciu miesiącach. Rozmawiają każdego dnia, mówią sobie o wszystkim, są najlepszymi przyjaciółmi. Od dwudziestu lat jedno żyje w Nowym Jorku, a drugie w Los Angeles.
Debbie wybiera się do Nowego Jorku, aby zdać egzamin konieczny do pracy, a przy okazji zobaczyć się z Peterem. Jak to jednak bywa w komediach romantycznych, następuje seria (nie)fortunnych zdarzeń. Zamiast spędzić razem czas, wymieniają się. Peter spędza tydzień z nastolatkiem, któremu bardzo chciałby mentorować. Ona tymczasem uczy się do egzaminu, poznaje zabójczo przystojnego (oczywiście) mężczyznę, z którą łączy ją miłość do książek. Dowiaduje się, iż Peter napisał wspaniałą książkę, chce więc pomóc mu ją wydać… bez wspominania mu o tym. On natomiast pokazuje jej synowi, jak podejmować ryzyko i walczyć o siebie. Choć jedno nie wie o przekrętach drugiego, wciąż rozmawiają każdego dnia.
Wielbię komedie romantyczne. Nie straszne mi żadne utarte schematy, bo się po prostu sprawdzają. U ciebie czy u mnie zaskoczyło mnie jednak już na samym wstępie. Bohaterowie budzą się w jednym łóżku, rozmawiają, wszystko wskazuje na szczęśliwą parę. Po chwili ekran rozdziela się na pół, kończy się rozmowa przez telefon i zaczyna się dzień. Przez większość czasu widzimy aktorów właśnie w ten sposób – każde ma swoją połowę ekranu, zajmują się sobą i tylko przy okazji rozmawiają przez telefon. Kto choć raz obszedł całe mieszkanie z telefonem przy uchu, wie jak to wygląda. Nie są skupieni na sobie nawzajem, a jednak są istotną częścią życia.
Zamiana domów i życie czyimś życiem nie jest już zbyt innowacyjnym pomysłem. Po wszystkich komediach o zamianie ciałami, wrzucenie jednej postaci w świat drugiej nie zaskakuje. Co nie znaczy, iż wypada źle. Piękne jest to odkrywanie przestrzeni drugiej osoby. Tam kryją się najlepsze żarty tego filmu i są podane bez wysiłku. Dziwni sąsiedzi, przyjaciel gej (tu przyjaciółka) i generalny chaos życiowy – znamy, widzieliśmy. Nie bez powodu pojawia się to w prawie każdej komedii romantycznej.
Choć film nieuchronnie wpada w kilka romantycznych schematów, ciężko mieć coś przeciwko. Klasyka gatunku zdaje się wymagać sceny na lotnisku – gdzie indziej można by się tak malowniczo i publicznie kłócić? Z pewnością można było to rozegrać inaczej, zamiast powielić typową pogoń po lotnisku. To mógł być chociażby dworzec kolejowy – cokolwiek, byle nie nieszczęsne lotnisko. Trudno, komedie romantyczne mają swoje wady, na które przymykamy oko. jeżeli musi to być typowy finał, niech będzie.
Reese Witherspoon i Ashton Kutcher są idealnie dobrani do swoich ról. Kutcher pojawiał się już wielokrotnie w roli faceta, który boi się zobowiązań. Tym razem przynajmniej otrzymujemy bardzo zgrabne i wzruszające wyjaśnienie skąd się bierze ten strach. Warto docenić, iż bohaterowie posiadają jakąś głębię. Często w filmach tego pokroju protagonistom po prostu się nie udaje. Życie toczy się im inaczej, niż by chcieli, i sami nie wiedzą dlaczego. Tutaj wiemy, czemu bohaterowie wybierają bezpiecznie i nie podejmują ryzyka – i jest to coś, co przytłacza wiele osób, a nie jakiś ckliwy wątek.
U ciebie czy u mnie dołącza do puli komedii romantycznych, do których wracam nieprzyzwoicie często. Szczęśliwe zakończenie zostawia na twarzy uśmiech. Bohaterów łatwo polubić i chce się z nimi przebywać. o ile ktoś przez Walentynkami nie ma ochoty na ckliwy romans – jak najbardziej ten film można śmiało włączać. Ja zrobię to jeszcze nie raz i to chyba najlepsze podsumowanie.