Tylko TAK znaczy TAK

igimag.pl 4 lat temu
Zdjęcie: Strona główna


14 lutego, to nie tylko Walentynki, serduszka, romantyczne kolacje i niewinne pocałunki, ale też dzień, w którym statystyki policyjne odnotowują wyjątkowo dużo gwałtów. Bo – iż tylko TAK znaczy TAK ciągle dla wielu nie jest oczywistością.

Uświadamiać można na wiele sposobów – pisząc, wygłaszając mowy, śpiewając lub… tańcząc. Akcja „Nazywam się Miliard” (One Billion Rising) wykorzystuje ten ostatni sposób. W Walentynki w wielu miastach świata, w tym również Polski, na ulicę wychodzą tancerze, aby zaprotestować przeciwko przemocy wobec kobiet. Nie muszą to być zawodowcy – udział w akcji może wziąć każdy, kto czuje taką potrzebę. Taneczne happeningi realizowane są w kilkudziesięciu miastach w tym samym momencie. Co roku do akcji przyłączają się nowe miejscowości.

– W zeszłym roku nie zdążyliśmy, ale w tym już od listopada trenujemy – opowiada Małgorzata Tomczyk, która przygotowywała choreografię osób, które w walentynki zatańczyły na pszczyńskim rynku. W większości były to młode dziewczyny, które pasjonują się tańcem, wśród nich rodzynkami byli dwaj chłopcy. Siedemnastoletni Patryk zatańczył, bo, jak sam mówi lubi pomagać i robić coś dobrego. Tańczy już od 10 lat. Młodsza od niego Zuza uwielbia taniec, ale nie bez znaczenia jest dla niej cel tej akcji. -Czasem boję się wypowiadać na jakiś kontrowersyjny temat, uznałam więc, iż wypowiem się poprzez taniec – tłumaczy.

Ramię w ramię

Wszystkie grupy na całym świecie, biorące udział w akcji Nazywam się Miliard tańczyły w rytm tej samej muzyki i miały tę samą choreografię, która mogła różnić się jedynie szczegółami. Kroki tańca są bardzo proste, a to dlatego, aby mógł się do niego spontanicznie przyłączyć każdy, kto uzna, iż także się chce w ten sposób wypowiedzieć. Piosenka, do której tańczy się podczas tego happeningu została stworzona na potrzeby akcji. W Polsce tańczono także do drugiego utworu, który wykonuje Kayah i Viki Gabor, pod tytułem „Ramię w ramię”. Opowiada ona o kobiecej solidarności i sile.

Ramię w ramię popłyniemy razem, zmieniamy ten świat, wspierając się tak, bo żadna dama nie będzie tańczyć sama, gdy sióstr tyle ma, gdy jest pośród nas, więc, moja miła, tańcz, moja miła, tańcz, nie żałuję żadnej z chwil.

Taniec kontra przemoc

Akcja została zapoczątkowana w Stanach Zjednoczonych w roku 2013. Od tej pory co rok w walentynki niemal cały świat tańczy, aby zaprotestować przeciwko przemocy wobec kobiet. W Polsce koordynuje ją Fundacja Feminoteka. Co taniec ma wspólnego z przemocą? Dużo. A adekwatnie jest jej przeciwieństwem.

– Poprzez taniec łamiemy wszelkie bariery i tylko, gdy tańczymy jesteśmy naprawdę wolni, taniec wyklucza przemoc – wyjaśnia Małgorzata Tomczyk. – Taniec jest dobry na wszystko. To taki rodzaj sztuki, który najlepiej wyraża to, co myśli ciało. Słowo jest prostsze w przekazie, ale kto powiedział, iż wszystko ma być proste, skoro temat nie jest łatwy? – dodaje inicjator pszczyńskiej edycji tej akcji Jakub Pieczka, prezes lokalnego stowarzyszenia Take Tam, którego celem jest organizowanie happeningów w szczytnych celach.

Zamiatanie pod dywan

Zorganizowanie takiego przedsięwzięcia nie zawsze jest łatwe, zwłaszcza w mniejszych miastach natrafia się na opór. -Wiele naszych koleżanek tutaj nie ma, bo usłyszały w domu, iż to śmieszne albo głupie – mówi Daria, która również zatańczyła w walentynki. -Ten problem jest duży i stygmatyzowany. W Internecie też było dużo negatywnych komentarzy na temat tej akcji, pisano, iż to rozdmuchiwanie problemu i dlatego dzisiaj jest nas tu garstka. W małych miastach jest najgorzej, bo udaje się, iż problemów nie ma i są one zamiatane pod dywan.

Celem akcji jest walka z przemocą wobec kobiet i uświadamianie, iż tylko TAK znaczy TAK, iż krótka spódniczka nie znaczy TAK, iż wyzywający makijaż też nie znaczy TAK. O skuteczności akcji trudno na razie mówić. Uczestniczki pszczyńskiego happeningu mają nadzieję, iż doda ona kobietom odwagi do walki o siebie – a to już jest dużo.

Feminoteka podaje, że: „W Polsce przemocy fizycznej i seksualnej doświadcza od 700 tysięcy do miliona kobiet” oraz, że: „Większość kobiet, które doświadczyły gwałtów, nie zgłasza tego faktu na komisariatach ani w żadnych innych instytucjach, bo boją się ponownej traumy”

Idź do oryginalnego materiału