Tylko dwa kraje przetrwałyby atak nuklearny. Co mogłoby się wydarzyć w pierwszych minutach

zycie.news 1 tydzień temu
Zdjęcie: Wybuch atomowy/YouTube @Olsen


To pytanie, choć przerażające, coraz częściej staje się przedmiotem publicznej debaty. Dziennikarka śledcza Annie Jacobsen, finalistka Nagrody Pulitzera, w swojej najnowszej książce „Nuclear War: A Scenario” zabiera czytelników w mroczną podróż po hipotetycznym świecie po globalnym konflikcie jądrowym. Jej przewidywania są jednoznaczne — przetrwanie byłoby wyjątkiem. Nadzieję niosą tylko dwa kraje: Australia i Nowa Zelandia.

W podcaście The Diary of a CEO Annie Jacobsen przedstawiła przejmujący scenariusz ataku bombą termojądrową o mocy jednej megatony. Taki ładunek to nie tylko wybuch, ale cała kaskada dramatycznych skutków:

– Temperatura w epicentrum sięgnęłaby 180 milionów stopni Celsjusza – wyjaśnia Jacobsen. – Całe miasta zniknęłyby w ułamku sekundy, a fala uderzeniowa i ogień zniszczyłyby wszystko w promieniu kilkunastu kilometrów.

Ci, którzy nie zginęliby natychmiast, musieliby zmierzyć się z kolejnym wrogiem — zatruciem radiacyjnym. To powolna, wyniszczająca agonia trwająca godziny, dni, a choćby tygodnie. Dodatkowo powstałby tzw. megapożar, obejmujący setki kilometrów kwadratowych.

– Płonęłyby całe miasta, a organizmy żywe mogłyby obserwować ścianę ognia zbliżającą się do nich bez możliwości ucieczki – opisuje autorka.

W tym apokaliptycznym krajobrazie Jacobsen wskazuje dwa kraje, które miałyby największą szansę na zachowanie cywilizacji: Australię i Nową Zelandię.

– Dzięki położeniu geograficznemu, braku strategicznych celów militarnych oraz umiejętności samowystarczalnej produkcji żywności – tłumaczy.

Co więcej, w tych regionach rolnictwo mogłoby przetrwać, a atmosfera nie zostałaby aż tak silnie skażona. Tymczasem reszta świata stanęłaby w obliczu nuklearnej zimy, pokryta radioaktywnym śniegiem, z uszkodzoną warstwą ozonową i życiem zepchniętym pod ziemię.

Książka Annie Jacobsen nie jest katastroficzną fantastyką, ale hipotetycznym scenariuszem opartym na wiedzy naukowej i analizach wojskowych.

– To nie ma być straszak. To ma być ostrzeżenie – mówi autorka.

Choć większość świata żyje nadzieją, iż broń nuklearna pozostanie tylko symbolem politycznego odstraszania, ekspertka przypomina, iż wystarczy jeden błąd, jeden rozkaz, jeden impuls. A wtedy tylko nieliczni będą mieli szansę na nowy początek.

Idź do oryginalnego materiału