Po prawie dwuletniej przerwie na ekrany wraca z 2. sezonem „Tulsa King”, jeden z seriali tworzących imperium Taylora Sheridana. Jak rozwiązano cliffhanger z finału 1. sezonu i jak roszady za kulisami wpłynęły na jakość serialu?
Mimo tego, iż główną rolę w serialu „Tulsa King” gra sam Sylvester Stallone, można odnieść wrażenie, iż w naszym kraju ta produkcja nie cieszyła się do tej pory aż tak dużym zainteresowaniem. Jest szansa, iż zmieni się to teraz, wraz z debiutem nowych odcinków w serwisie SkyShowtime. Oby faktycznie do tego doszło, bo ta historia o podstarzałym gangsterze budującym od zera swoje królestwo w Oklahomie jest jednym z lepszych seriali, które swoim nazwiskiem firmuje Taylor Sheridan.
Tulsa King sezon 2 – czy Dwight trafi do więzienia?
Finał 1. sezonu „Tulsa King” zostawił nas oczywiście z cliffhangerem. Dwight (Sylvester Stallone) został aresztowany przez Stacy (Andrea Savage) na oczach swojej córki, Tiny (Tatiana Zappardino). Czyżby zatem po 25-letniej odsiadce główny bohater miał szykować się na powrót do więzienia? Mogę zdradzić, iż ten wątek zostanie rozwiązany w pierwszych trzech odcinkach nowego sezonu – tyle mogłem też zobaczyć przedpremierowo. A jakie to będzie rozwiązanie? Cóż, zakładam, iż widzowie raczej nie będą nim zaskoczeni.
W międzyczasie jednak, mimo podążających za nim jak cień federalnych agentów, Dwight będzie dalej próbował rozbudowywać swoje imperium. To będzie szło mu wyjątkowo łatwo – na tyle, iż jako widzowie czasem będziemy zastanawiać się, czy aby nie za łatwo. Mały sklepik z trawką w mgnieniu oka zmieni się w luksusowy przybytek odwiedzany przez muzyczne gwiazdy, a do tego dojdą także pomysły na dalszą dywersyfikację „biznesu”, na czele z inwestycją w farmy wiatrowe. Gdyby nie wiszący nad głównym bohaterem proces, można byłoby pomyśleć, iż absolutnie wszystko układa się po jego myśli.
Taka sielanka nie może jednak potrwać zbyt długo. No horyzoncie pojawią się bowiem nowi wrogowie, na czele z Calem Tresherem (Neal McDonough, „Yellowstone”), lokalnym królem marihuanowego biznesu oraz Billem Bevilaquą (Frank Grillo, „Billions”), gangsterem z Kansas City, któremu nie podoba się, iż Dwight działa na jego terytorium. Po obejrzeniu trzech odcinków można już spokojnie stwierdzić, iż to konflikt Dwighta z tą dwójką będzie główną osią nowego sezonu, ale przecież gdzieś tam w tle wciąż znajduje się Chickie (Domenick Lombardozzi), pałający chęcią zemsty za upokorzenie, jakiego doznał w finale 1. sezonu.
Tulsa King sezon 2 – nowi bohaterowie w obsadzie
Wątków zatem nie brakuje, postaci zapełniających ekran zrobiło się jeszcze więcej i dość gwałtownie można odnieść wrażenie, iż choć jest ich tak wiele, to na mało którą twórcy serialu faktycznie mają pomysł. Bohaterowie tacy jak Bodhi (Martin Starr), Tyson (Jay Will) czy Mitch (Garrett Hedlund) zdają się być wyłącznie tłem dla Dwighta, wypełniaczami ekranu, które czasem coś powiedzą, ale generalnie gdyby nagle zniknęli, nikt nie zauważyłby ich nieobecności. Być może każdy z nich jeszcze doczeka się swojego momentu, w końcu zobaczyłem jedynie 30% nowego sezonu. Coś mi jednak mówi, iż to się nie zmieni, a część postaci będzie marginalizowania po to, by oddać miejsce innym.
Wśród postaci, które dostały więcej miejsca w 2. sezonie „Tulsa King”, wyróżnić należy przede wszystkim awansowaną do stałej obsady Tinę, która w mojej ocenie niewiarygodnie gwałtownie pogodziła się z tym, kim jest jej ojciec i w jaki sposób zarabia na życie. Uważam, iż scenarzyści popełnili błąd, tak gwałtownie wpychając ją w ramiona swojego ojca. Potencjał na dobry rodzinny wątek został w tym przypadku wręcz koncertowo zmarnowany, a przy tym w żaden sensowny sposób nie uzasadniono, dlaczego adekwatnie Tina tak gwałtownie wybaczyła swojemu ojcu. Ba, trochę wygląda to tak, jakby niedługo mogła zostać jego partnerką w interesach.
Drugą bohaterką, która na ekranie pojawia się znacznie częściej, jest Margaret (Dana Delany), która wyraźnie ma zastąpić Stacy w roli kobiety, którą interesuje się Dwight. W tym samym czasie wyraźnie zainteresowany nią jest także Cal Tresher, co sugeruje, iż możemy mieć tu do czynienia z dość absurdalnym trójkątem, w którym dwóch samców alfa walczy nie tylko o kobietę, ale także o wpływy. Nie do końca rozumiem, dlaczego scenarzyści zdecydowali się na kontynuowanie wątku miłosnego, stawiając tym razem w jego centrum inną bohaterkę. Czy chodzi tu wyłącznie o pokazanie innej, bardziej łagodnej i dżentelmeńskiej twarzy Dwighta?
Tulsa King sezon 2 – to wciąż serial, który polubiliśmy
Trochę narzekam na różne decyzje scenarzystów, ale to wiele nie zmienia, bo mimo wszystkich swoich mniejszych lub większych wad, „Tulsa King” w 2. sezonie wciąż pozostaje tym samym serialem, którym bardzo łatwo polubić. Jego źródło mocy przez cały czas leży w głównym bohaterze – Sylvester Stallone stworzył tutaj naprawdę świetną kreację, która pokazuje, iż aktorzy znani głównie z kina akcji też mogą być jak dobre wino. W tej materii przykład ze swojego kolegi mógłby wziąć chociażby Arnold Schwarzenneger, którego „FUBAR” znajduje się na zupełnie przeciwległym biegunie.
2. sezon „Tulsa King” przynosi też sporo dobrego – skoro imperium Dwighta rośnie jak na drożdżach, a on sam, mimo swojej niechęci, staje się kimś na miarę mafijnego celebryty, to i na jego drodze muszą pojawić się coraz silniejsi przeciwnicy, znacznie potężniejsi niż motocyklowy gang z poprzedniego sezonu. W starciu Dwighta z Tresherem i Bevilaquą najlepsze na pewno przed nami, ale już teraz wygląda na to, iż będzie to wątek zdecydowanie bardziej angażujący niż starcie z kilkoma motocyklistami i ich dziwnym szefem. Duża w tym zasługa samego castingu. To ponoć sam Stallone zasugerował, by Frank Grillo wcielił się w Billa Bevilaquę i jeżeli to prawda, naprawdę miał nosa. Grillo świetnie oddaje pierwiastek szaleństwa, jaki drzemie w jego bohaterze, z kolei Neal McDonough doskonale odgrywa rolę gościa, który jest tak miły i uśmiechnięty, iż natychmiast przechodzą cię ciarki.
Czy jednak „Tulsa King” w swoim nowym sezonie potrafi nas czymkolwiek zaskoczyć? Niekoniecznie, ale to wcale nie musi być wada. Stallone jest tym samym pełnym uroku gangsterem, którego pokochaliśmy w 1. sezonie i który oprócz mięśni posiada także mózg. Zakulisowe roszady i fakt, iż Terence Winter ostatecznie powrócił do serialu w roli głównego scenarzysty, ale już nie showrunnera, w żaden sposób nie zaszkodziły serialowi. W ogóle nie dziwi mnie, iż to właśnie ta produkcja jest szykowana na następcę „Yellowstone” jako klejnot w koronie Taylora Sheridana. Tak naprawdę jest tu wszystko, co definiuje dobry mainstreamowy serial, który może przyciągnąć szeroką widownię i spodziewam się, iż popularność produkcji, którą w Polsce można oglądać w SkyShowtime, będzie tylko rosła.