Trzy tygodnie małżeństwa i myśli o rozwodzie

polregion.pl 2 tygodni temu

Trzy tygodnie małżeństwa i myśli o rozwodzie

Jestem zamężna zaledwie trzy tygodnie, a już nie mogę na to patrzeć. Chcę wnieść pozew o rozwód, bo każdy dzień z Krzysztofem to dla mnie tortura, od której ściska mi się serce. Moja mama, Elżbieta Kowalska, powtarza: „Ewelina, poczekaj, nie niszcz tak gwałtownie tego, co właśnie stworzyłaś. Daj czas, wszystko się ułoży”. Ale jak czekać, skoro już teraz czuję, iż popełniłam największy błąd w życiu? Kochałam Krzyśka, wierzyłam, iż będziemy szczęśliwi, a teraz siedzę i myślę: jak mogłam się tak pomylić?

Kiedy się z Krzysztofem spotykaliśmy, wszystko było jak z bajki. Był czuły, przynosił kwiaty, pisał słodkie wiadomości, obiecywał, iż stworzymy rodzinę, o jakiej zawsze marzyłam. Widziałam w nim człowieka, z którym chcę wychowywać dzieci, podróżować i śmiać się z głupich żartów. Nasz ślub odbył się trzy tygodnie temu – piękny, z białą suknią, tańcami do rana i toastami na cześć wiecznej miłości. Patrzyłam wtedy na niego i myślałam: oto moje szczęście. Ale gdy tylko zaczęliśmy żyć razem, bajka zamieniła się w koszmar.

Pierwsze sygnały pojawiły się już następnego dnia po ślubie. Wróciliśmy z krótkiego miodowego miesiąca, a Krzysiek, zamiast pomóc mi rozpakować walizki, położył się na kanapie z telefonem. „Ewelina, jestem zmęczony, rozpakuj sama”, rzucił. Przełknęłam to, myśląc, iż naprawdę jest wykończony. Ale potem stało się to normą. Nie myje naczyń, rozrzuca skarpety po całym mieszkaniu, a kiedy proszę go o pomoc, odpowiada: „Jesteś żoną, to twój obowiązek”. Mój obowiązek? Ja też pracuję, wracam do domu nie wcześniej niż on, a wieczorem jeszcze gotuję obiad, bo on „nie lubi jedzenia na wynos”. Myślałam, iż małżeństwo to współpraca, a nie obsługa jednej osoby przez drugą.

Ale to nie wszystko. Krzysiek zaczął pokazywać charakter, którego wcześniej nie zauważałam. Denerwuje się byle czym: jeżeli zostawię kubek na stole, poproszę go o wyniesienie śmieci albo po prostu spróbuję porozmawiać o czymś ważnym. Kilka dni temu chciałam omówić nasze plany – kiedy zaczniemy oszczędzać na samochód, jak spędzimy rocznicę. A on przerwał mi: „Ewelina, nie zawracaj mi głowy, mam dość własnych spraw”. Jakich spraw? Leżenia na kanapie i przeglądania mediów społecznościowych? Patrzę na niego i nie poznaję tego chłopaka, który obiecywał mi miłość na zawsze.

Najboleśniejsze jest jego podejście do mnie. Wczoraj przygotowywałam obiad, zmęczona po pracy, a on wszedł do kuchni i powiedział: „Jakaś twoja zupa nie smakuje tak, jak u mojej mamy”. Mało nie rzuciłam w niego chochlą. Nie smakuje jak u mamy? To idź do mamy! Starałam się, chciałam mu sprawić przyjemność, a on choćby nie podziękował. A potem dodał: „W ogóle mogłabyś bardziej o siebie dbać, chodzisz w szlafroku jak jakaś staruszka”. To była ostatnia kropla. Jestem zamężna trzy tygodnie, a on już krytykuje mój wygląd? Wyszłam do sypialni i płakałam do późna. Nie z powodu jego słów, ale dlatego, iż zrozumiałam: to nie mój Krzysiek. To obcy człowiek, z którym nie chcę dzielić życia.

Zadzwoniłam do mamy i opowiedziałam jej wszystko. Elżbieta Kowalska wysłuchała i powiedziała: „Ewelina, małżeństwo to ciężka praca. Musicie się do siebie przyzwyczaić, on się zmieni, a ty się zmienisz. Nie spiesz się z rozwodem, daj mu szansę”. Ale jaką szansę? Nie widzę w nim chęci do zmian. Nie przeprasza, nie pomaga, nie docenia mnie. Czuję się jak służąca, a nie żona. Mama mówi, iż jestem zbyt emocjonalna, iż wszystkie pary przez to przechodzą. Ale ja nie chcę „przechodzić”. Chcę być z kimś, kto mnie szanuje, a nie z kimś, kto uważa, iż moim obowiązkiem jest mu usługiwać.

Dzisiaj rano powiedziałam Krzysiowi: „Jeśli tak dalej będzie, wniosę o rozwód”. Spojrzał na mnie jak na kogoś, kto żartuje, i odpowiedział: „Daj spokój, Ewelina, nie dramatyzuj. Wszystko jest w porządku”. W porządku? Dla niego może i tak, ale dla mnie to prawdziwy koszmar. Nie poznaję siebie. Gdzie jest ta radosna, pewna siebie dziewczyna, która tańczyła na weselu? Teraz tylko staram się dogodzić komuś, komu najwyraźniej na mnie nie zależy.

Zaczęłam poważnie myśleć o rozwodzie. Wiem, iż to nie będzie łatwe – tłumaczenie się przed rodziną, podział rzeczy, zaczynanie od nowa. Ludzie będą szeptać: „Trzy tygodnie po ślubie, a już rozwód? Co to za żona?”. Ale nie obchodzą mnie plotki. Nie chcę żyć z kimś, kto czyni mnie nieszczęśliwą. Marzyłam o rodzinie, a nie o roli pokojówki. I jeżeli Krzysiek się nie zmieni, odejdę. Lepiej być samą niż z kimś, kto cię nie docenia.

Ale gdzieś głęboko w sercu wciąż mam nadzieję. Może mama ma rację, a to tylko „trudności pierwszych tygodni”? Może Krzysiek zrozumie, iż mnie traci, i zacznie się starać? Dałam nam tydzień. jeżeli nic się nie zmieni, idę do adwokata. A tymczasem trzymam się, choć każdy dzień z nim to próba. Patrzę na nasze zdjęcie ślubne i myślę: gdzie ten Krzysiek, który obiecał mi szczęście? I jak mogłam się tak pomylić? Jedno wiem na pewno: zasługuję na więcej.

Życie nauczyło mnie, iż czasami warto walczyć, ale nigdy nie wolno tracić szacunku do samej siebie.

Idź do oryginalnego materiału