Trzecia edycja Business Aperitivo z Fangorem i Heweliuszem w tle

viva.pl 8 godzin temu
Zdjęcie: Materiały prasowe


Business Aperitivo to nowatorska inicjatywa wrocławskiej agencji kreatywnej John Weston Group, która na co dzień zajmuje się tworzeniem zapadających w pamięć kampanii dla znanych marek w Polsce i za granicą. Cel wydarzenia to łączenie świata biznesu i sztuki oraz budowanie autentycznych relacji wokół form artystycznej ekspresji.

– Chcemy budować społeczność wokół sztuki, zachęcać do dialogu i inspirować do rozpoczęcia własnej przygody z kolekcjonerstwem – mówił Rafał Piotr Solski, Creative Producer i CEO John Weston Group. – Jednocześnie chodzi nam o potęgowanie genius loci, czyli ducha miejsca, którym w tej edycji wydarzenia są Gdańsk i dwie niezwykłe postacie: genialny astronom Jan Heweliusz i wybitny artysta Wojciech Fangor, których połączyła fascynacja kosmosem i przekraczaniem granic.

Poza dotychczasowe ramy

Ograniczenia to także pewna powściągliwość w podejściu do dzieł artystycznych wynikająca z poczucia braku znajomości przedmiotu, a także z onieśmielenia artystycznym kunsztem. Te opory Business Aperitivo przełamuje w subtelny sposób.

– Business Aperitivo to reakcja na dwa zjawiska — profesjonalizację rynku sztuki oraz rosnącą chęć otaczania się i obcowania ze sztuką na co dzień. Tę potrzebę często blokuje poczucie, iż brakuje nam kompetencji czy „wiedzy”, by sięgnąć po sztukę. Warto przełamywać te pozorne bariery — dlatego Business Aperitivo zachęca do spontanicznego, niewymuszonego kontaktu ze sztuką i otwiera drzwi do galerii, kolekcjonowania i cieszenia się sztuką na własnych zasadach – stwierdziła Katarzyna Białousz, prowadząca jeden z bloków spotkania. – Warto, bo sztuka to nie tylko coś ładnego na ścianie. To sposób, żeby wyrazić siebie, inspirować innych, budować atmosferę — w pracy, w domu — i tworzyć przestrzeń, w której chce się być i rozmawiać. Kolekcjonowanie sztuki to też coś więcej niż hobby — to świadomy wybór, który ma znaczenie kulturowe, emocjonalne, a często i finansowe.

„Spheres. Fangor – Heweliusz”

Tym razem artystycznym pretekstem dla Business Aperitivo stała się organizowana w Zbrojowni Sztuki w Gdańsku wyjątkowa wystawa „Spheres. Fangor – Heweliusz” pod patronatem honorowym Marszałka Województwa Pomorskiego. Zgromadzone na niej eksponaty to ostatni cykl Wojciecha Fangora, który doczekał się po 10 latach powrotu do Trójmiasta i to w imponującej oprawie. Na wystawie przedstawiono łącznie 49 eksponatów – zarówno dzieła artysty, jak i prace Jana Heweliusza, którymi się tak fascynował, jak również obrazy wykładowców Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku korespondujące z tematem.

– Ta wystawa jest o uwalnianiu się od grawitacji. Oczywiście z tym uwalnianiem się od grawitacji trzeba uważać, zwłaszcza wtedy, gdy galopuje się po nieznanej łące na jakimś wspaniałym rumaku – śmiał się Rafał Piotr Solski, wspominając poprzednie wydarzenie John Weston Group poświęcone m.in. andaluzyjskim koniom. - Business Aperitivo jest o was. Dla mnie to spotkanie z wami – wyjątkowymi gośćmi, ale i grupą przyjaciół, z którą współtworzyliśmy ten projekt. Część z nich poznacie już za chwilę, a innych — na wernisażu.

Wieczór pełen inspiracji

Już sama lokalizacja wydarzenia była nieprzypadkowa, zgodnie z filozofią głównego organizatora, który wierzy w siłę spójnej opowieści. Goście zostali zaproszeni do Sali Mieszczańskiej Ratusza Staromiejskiego w Gdańsku, miejsca silnie powiązanego z historią, ale i z wystawą.

– To tutaj kilka wieków temu Jan Heweliusz jako rajca podejmował decyzje w radzie miasta. To tutaj w piwnicach warzył swoje jopejskie piwo. To tutaj, o ile wyjrzymy za okna, miał swoje astronomiczne obserwatorium, więc to jest miejsce predestynowane do takiego spotkania – przekonywała Marta Szadowiak dyrektorka Nadbałtyckiego Centrum Kultury mającego tu swoją siedzibę. – Z drugiej strony w nowej linii programowej NCK ma właśnie łączyć kulturę, biznes, nowe technologie i naukę, więc mam nadzieję, iż tego typu spotkań będzie więcej.

Gdańskie Business Aperitivo zdecydowanie rozbudziło apetyt na więcej. Program wydarzenia podzielony został na dwie części. W pierwszej z nich odbyły się zajmujące prelekcje gości specjalnych poświęcone Wojciechowi Fangorowi, Janowi Heweliuszowi, ale i kolekcjonowaniu sztuki. Główny zamysł przyświecający John Weston Group przy organizacji tego typu wydarzeń to inspirowanie innych — tak, jak profesor Arkadiusz Sylwestrowicz z ASP, przyciągnął Rafała Piotra Solskiego do tego projektu, a Fangor poprowadził go jeszcze dalej.

– Profesor Sylwestrowicz odkrył przede mną ostatni projekt Wojciecha Fangora „Fangor – Heweliusz”. Muszę przyznać, iż byłem zaskoczony. Nie znałem tego cyklu, zachwyciła mnie intensywność zastosowanych kolorów – wspominał Rafał Piotr Solski. – I tak naprawdę to Wojciech Fangor doprowadził mnie do postaci Heweliusza — biznesmena, rajcy, ławnika, osoby, która tutaj w Gdańsku budowała relacje z królami takimi jak Jan III Sobieski czy Ludwik XIV, która należała do Royal Society w Londynie. To dla mnie wielka inspiracja, iż Wojciech Fangor w swoim ostatnim cyklu odmalował mapy nieba Jana Heweliusza.

Nieoficjalna część wieczoru koncentrowała się już na networkingu i rozmowach w luźnej i przyjaznej atmosferze – to właśnie sama esencja Business Aperitivo, które poprzez sztukę buduje autentyczne relacje – biznesowe, towarzyskie i artystyczne. A na przybyłych blisko 100 gości czekała niespodzianka: profesjonalna sesja zdjęciowa na tle obrazu Wojciecha Fangora wykonana przez Mateusza Brala.

Jan Heweliusz kolekcjoner

W trakcie merytorycznej części Business Aperitivo interesujące spojrzenie na Jana Heweliusza zaproponowała dr Maria Michalska z Państwowej Akademii Nauk w Gdańsku. Podczas gdy kojarzymy go głównie jako astronoma, konstruktora, browarnika i członka londyńskiego Royal Society, okazuje się, iż był także kolekcjonerem. Badaczka swoją prelekcję oparła na dostępnych źródłach takich jak wzmianki, prace naukowe czy portrety uczonego, ale i na pewnych domysłach.

- Aby badać kolekcję Heweliusza, trzeba mieć świadomość, iż czas i rozproszenie wojenne utrudniają to zadanie. Po drugie we wrześniu 1679 roku jego obserwatorium i kamienice, w których mieszkał, strawił pożar, więc część kolekcji, którą posiadał, zniszczył żywioł. Jest to trudne, aczkolwiek nie niemożliwe – tłumaczyła dr Michalska. - Instrumenty Heweliusza nie miały służyć tylko i wyłącznie obserwowaniu nieba, wszystkie były pięknie zdobione rozetami, przedstawieniami figuralnymi, które cieszyły oko i oprócz tego, iż były przyrządami naukowymi, były też pięknymi dziełami sztuki, które można było zbierać i kolekcjonować.

Z kolei portrety Heweliusza pokazują go w obserwatorium w otoczeniu książek, ale i dzieł sztuki takich jak popiersie filozofa czy figurka konia. Wszystko to pozwala zakładać, iż był nie tylko uczonym, ale i admiratorem sztuki.

Od biznesmena do konesera sztuki

A stąd już prosta droga do rozmowy o kolekcjonerstwie, którą podczas Business Aperitivo przeprowadziła Katarzyna Białousz z Markiem Roeflerem – naukowcem, biznesmenem, a jednocześnie właścicielem największej w Polsce prywatnej kolekcji Ecole de Paris i prywatnego muzeum sztuki Villa La Fleur w Konstancinie. Co roku organizowane przez niego wystawy przyciągają tysiące zwiedzających.

W przypadku Marka Roeflera przygoda ze sztuką pojawiła się, jak mówi, nie wiadomo skąd, w latach 80-tych i 90-tych. Po części zainicjowały ją studenckie podróże po Europie, chęć ozdobienia ścian nowego domu.

Przełomowym momentem okazała się jednak wystawa kolekcji Wojciecha Fibaka – słynnego tenisisty i uznanego kolekcjonera – której znaczną część stanowiła Szkoła Paryska. To właśnie wtedy Roefler po raz pierwszy zetknął się z tym nurtem i rozpoczął swoją kolekcjonerską drogę.

Wkrótce jego specjalnością stała się tzw. Szkoła Paryska (Ecole de Paris) tworzona przez artystów przybyłych do Paryża między innymi z Polski na przełomie XIX i XX wieku. Okazało się, iż tam na miejscu ich prace można kupić znacznie taniej niż w kraju. To był początek jego kolekcji, który przeobraził się wręcz w uzależnienie. Zresztą zdaniem Marka Roeflera każdy kolekcjoner jest uzależniony od tego, co zbiera, zawsze jest mu mało, więc szuka okazji na powiększenie swoich zbiorów. Tak było i z nim – zaufał swojemu instynktowi, poszerzał swoją wiedzę i kierował się dostępnym budżetem. W rezultacie udało mu się stworzyć niezwykle spójną kolekcję, która może być wizytówką Szkoły Paryskiej dla zwiedzających i dla ekspertów.

– Takim pierwowzorem przekształcenia mojej chaotycznej kolekcji w muzeum, były moje odwiedziny w Genewie, w Szwajcarii w muzeum Petit Palais, które stworzył jeden z chyba najwybitniejszych kolekcjonerów Szkoły Paryskiej, Oskar Ghez — przemysłowiec z branży gumowej, który po sprzedaniu swoich fabryk w pełni poświęcił się pasji do sztuki – opowiadał Marek Roefler. - Mnie się niesłychanie udało ze Szkołą Paryską, bo ci artyści nie mają muzeum. Oni tworzyli sztukę, która była dość trudno przyjmowana w Polsce międzywojennej, a potem przyszły lata komunizmu. To świetna przygoda, iż mogę tych artystów przywrócić Polsce, kulturze i iż znajduję tylu chętnych do oglądania mojego muzeum.

Ta wspaniała pasja umożliwia mu podróżowanie po świecie, a choćby realizację marzeń takich jak planowana w tym roku wystawa w Muzeum Montmartre, by m.in. pokazać Francuzom, jak silna była diaspora polsko-żydowska wchodząca w skład paryskiej bohemy.

Całe życie malując wszechświat

O marzeniach wiedział coś także i Fangor – odkąd, mając 12 lat, na lekcji fizyki zobaczył zdjęcie księżyca w pierwszej kwarcie, uległ fascynacji niebem, do której to często uciekał czy to podczas obserwacji, czy też konstrukcji własnych instrumentów, a także pracy twórczej. Pisarka i reporterka, Angelika Kuźniak, podczas Business Aperitivo właśnie o tej pasji opowiadała.

O determinacji młodego Fangora świadczy fakt, iż wiedzy o astronomii szukał choćby w niemieckojęzycznych źródłach, choć nie znał jeszcze tego języka i musiał mozolnie posiłkować się słownikiem. Kupił choćby broszurę „Luneta astronomiczna” z jej schematem działania i postanowił sam ją wybudować dostępnymi środkami takimi jak mosiężna rura z zakładu ojca, soczewka ogniskowa od optyka czy zrobiony samodzielnie z dwóch szkieł powiększających okular. Tak stworzoną lunetę, stukrotnie powiększającą obraz, przywiązał do sztalugi malarskiej i ustawił na tarasie.

– Wojciech Fangor od początku wiedział, iż astronomią nie zajmie się zawodowo. Po pierwsze był zbyt słaby z matematyki. Po drugie - jak utrzymywał - jego zainteresowanie astronomią było natury psychiczno-zmysłowej. Obserwacja przestrzeni kosmicznych stała się dla Fangora oderwaniem od otaczającej rzeczywistości, rodzajem ucieczki, samotnej wyprawy w rejony pełne tajemnic – opowiadała Angelika Kuźniak. - Nie była zatem astronomia dla Fangora alternatywą wobec sztuki, ale czymś, co ją uzupełniało: trampoliną do wyobraźni i źródłem inspiracji. Dzięki swojej fascynacji astronomią Wojciech Fangor potrafił przekształcić płaski obraz w dynamiczne doświadczenie przestrzeni. Przestrzeń stawała się żywym organizmem, a malarstwo - próbą opisania zjawisk niewidocznych, ale odczuwalnych.

Ta fascynacja Fangora trwała całe życie i doprowadziła go do Jana Heweliusza, którego atlasy nieba podziwiał, nazywając precyzyjnymi i pełnymi poetyckiej wizji. Sam w swojej twórczości pokazał, iż sztuka i nauka są ze sobą głęboko powiązane.

– Można chyba powiedzieć, iż Heweliusz rysował niebo, które istniało w oczach patrzącego. Za to Fangor malował przestrzeń istniejącą między obrazem a widzem – podsumowała Angelika Kuźniak. – Po latach Wojciech Fangor przyznał: „Nie zostałem astronomem, ale całe życie malowałem wszechświat”.

Idź do oryginalnego materiału