True Detective: Night Country – recenzja serialu. Ani to detektyw, ani tym bardziej prawdziwy

popkulturowcy.pl 9 miesięcy temu

W poniedziałek 19 lutego swoje ostatnie tchnienie wydał czwarty sezon serialu True Detective (opatrzony dodatkowo podtytułem Night Country). Zapowiadany był jako nowe spojrzenie na ograny już trzema poprzednimi schemat, odświeżenie formatu i odwrócenie pewnych szkodliwych narracji. Czy dorósł on do tej obietnicy?

Zmiany zaczęły się od osób odpowiedzialnych za scenariusz i reżyserię. True Detective: Night Country to pierwszy sezon, którego showrunnerem nie był odpowiedzialny za dotychczasowy sukces serii Nic Pizzolatto. Jego rolę przejęła Issa López, znana między innymi jako producentka wykonawcza, reżyserka i autorka scenariusza ciepło przyjętego przez krytyków i widownię meksykańskiego filmu Tigers Are Not Afraid (hiszp. Vuelven) z 2017 roku. Jednym z działań, które podjęła by odświeżyć schemat, w który popadł Pizzolatto, była wymiana centralnego duetu na kobiety. Tak oto w rolach głównych znalazły się Jodie Foster oraz Kali Reis. O ile tej pierwszej nikomu przedstawiać nie trzeba, o tyle Reis – była zawodowa bokserka – wciąż w świecie filmowym jest żółtodziobem. Malkontenci, rzecz jasna, od razu zaczęli upatrywać w tej zmianie potencjalnej recepty na słaby sezon. I choć wypadł on faktycznie nie najlepiej, akurat trudno się z nimi zgodzić.

Dlaczego zatem True Detective: Night Country zawiódł? O dziwo, większości przyczyn nie stanowiły miejsca, w których formuła została w jakiś sposób zmieniona. Za sukces serii zasadniczo odpowiadał sam genialny pierwszy sezon, z pewnym wsparciem znacznie słabszego drugiego i mocno przeciętnego, powtarzalnego trzeciego. Schematy toksycznej męskości, które z coraz mniejszą gracją i finezją powielały kolejne duety centralne, trąciły już myszką.

Niestety, duet kobiecy w żaden sposób nie przełamał tego problemu. Zamiast tego, przepisał identyczne doświadczenia na postacie grane przez Foster i Reis. Elisabeth Danvers (Jodie Foster) to przykład kompletnie stereotypowej „silnej” kobiety, skonstruowanej, o ironio, przez męskie spojrzenie (male gaze). Jest wiecznie wściekła, traktuje współpracowników bez szacunku, niechęcią darzy też rdzenną ludność. Powodem tego, oczywiście, jest traumatyczne wydarzenie rodzinne, które pozbawiło ją partnera i syna. Nie ma żadnych innych cech charakteru, nie wykazuje się w pracy także żadnymi ponadprzeciętnymi umiejętnościami detektywistycznymi. Trudno bowiem tak nazwać układanie zdjęć i oglądanie filmików w spowolnieniu.

Podobny rodzaj zarzutów nie omija także sposobu, w jaki napisana jest Evangeline Navarro (Kali Reis). Ta z kolei wpisuje się w schemat kobiety agresywnej, choć dla tej agresji w zasadzie nie ma wielu zarysowanych powodów, poza skomplikowaną sytuacją rodzinną i, prawdopodobnie, odziedziczonymi po matce, problemami psychicznymi. Chemia między aktorkami, tak istotna dla sukcesu True Detective, nie oddaje trudnej relacji między granymi przez nie postaciami. Trudno często uwierzyć, iż są to osoby, które współpracowały ze sobą wiele lat i mają za sobą wspólne zatajenie zabójstwa na służbie.

kadr z serialu True Detective: Night Country | HBO Max

Trudno również doszukiwać się w tym sezonie sensownie wykonanej pracy detektywistycznej. Oględzin zwłok ofiar dokonuje w bardzo pobieżny sposób znajomy weterynarz. Tym samym widz zmuszony jest uwierzyć, iż wysnute przez niego wnioski stanowią jakkolwiek wiarygodną opinię w sprawie. Bohaterowie oglądają zdjęcia, przybliżają i spowalniają filmiki, a przez część czasu pilnują roztapiających się trupów. Jedyną osobą, która jakkolwiek dogłębniej researchuje informacje, jest młody policjant, Peter Prior (w tej roli Finn Bennett). Większość czasu jednak jest on wzywany przez Danvers do błyskawicznego przyjazdu na miejsce, w którym w sumie kilka się dzieje, a jego udział w czynnościach jest tam marginalny.

Ta wada, początkowo po prostu irytująca, prowadzi do większego problemu z True Detective: Night Country: intryga rozwiązana jest w wysoce niesatysfakcjonujący, nieintuicyjny sposób. Przez pierwsze cztery odcinki niemal kompletnie błądzimy we mgle. Dopiero odcinek piąty przynosi kilka kluczowych informacji i rozstrzygnięć (kompletnie nieuzasadnionych poprzednio podanymi informacjami). Kiedy cała sprawa kończy się w finałowym odcinku szóstym, otrzymujemy rozwiązanie przyspieszone, nierozłożone w czasie. Na sprawcę wskazywały może trzy, pokazane przez ułamek sekundy w pierwszych dwóch odcinkach, dowody. Potencjalną motywację czy profil psychologiczny mogliśmy skonstruować dopiero w ostatnim odcinku. Nic dziwnego zatem, iż trudno odczuwać emocje związane ze sprawą. Zamiast ze smakiem na koniec przytaknąć, widz może raczej powiedzieć krótko: Aha i powrócić do swoich codziennych obowiązków.

kadr z serialu True Detective: Night Country | HBO Max

Znacznym odstępstwem od poprzednich sezonów było również tak silne podkreślenie roli elementów nadnaturalnych. I jasne, True Detective nigdy z definicji nie był od nich kompletnie wolny: o sukcesie sezonu pierwszego w dużej mierze stanowiło właśnie ich umiejętne wykorzystanie. W Night Country przyjmują one jednak znacznie większą wagę, i choć wydają się z pozoru niezwykle istotne, nigdy nie możemy doczekać się adekwatnego określenia ich znaczenia. Nie jest to jednak satysfakcjonująca nuta niepewności, a raczej irytująca nieścisłość fabularna. Powód tego jest prosty: zwyczajnie nie wiemy, co oznaczają przedstawiane symbole i ile z nich stanowi wytwór wyobraźni bohaterów. Tym samym nie jesteśmy w stanie w wiarygodny sposób rozwiązać sprawy. To zaś dalej ujmuje zakończeniu wagi i niszczy całe zbudowane napięcie.

Rozczarowujący kształt True Detective: Night Country pozostawia bardzo kilka miejsca na słowa pochwały. Trudno tu zachwycić się nad topornie napisanymi dialogami (wisienką na torcie tragedii było powtórzenie przez jedną z postaci dwukrotnie, iż ktoś znajduje się w night country), czy też doborem soundtracku. Większość coverów w tle brzmi bardziej kampowo i kiczowato niż (tak jak w założeniu miały) niepokojąco i mrocznie. Nie byłoby to aż tak straszne, gdyby cechowała je najbardziej istotna charakterystyka kampu: samoświadomość medium. Tu jednak zdecydowanie jej brakuje. Na pewno na komplementy zasługują zdjęcia do serialu (Florian Hoffmeister). Poza tym jednak najbardziej adekwatnym zakończeniem będzie zacytowanie jednego z komentarzy zamieszczonych na Reddicie: What a waste of Jodie Foster!

źródło obrazka wyróżniającego: HBO Max

Idź do oryginalnego materiału