Trudny Wybór: Zmagania Przed Kluczową Decyzją

newsempire24.com 3 godzin temu

Trudny wybór

Andrzej znowu utknął w biurze po godzinach. Grażyna siedziała przy stole, patrząc na wystygłe danie. Zapach pieczonego kurczaka i ziół mieszał się z wonią świecy, którą zapaliła dwie godziny temu teraz wosk kapał nierównymi kroplami, jak łzy. Telewizor mruczał prognozę pogody, ale ona nie słuchała. Skupiała się na skrzypiącym windzie w klatce oraz na krokach na schodach czy to nie on?

Jednak drzwi nie otwierały się.

Mogła zadzwonić. Rzucić: Gdzie jesteś? albo Martwię się. Ale po co? On i tak odpowiedziałby tym samym: krótkim Już zaraz albo zirytowanym Nie zawracaj mi głowy. Potem przyjdzie, zagląda w telefon i między nimi zawisnie przytłaczająca cisza jakby nie byli dwójką, a dwiema osobami samotnymi.

Mieszkali razem już pięć lat.

Wczoraj Zosia, jej przyjaciółka, wrzuciła na Instagram zdjęcie chrztu synka. Na tle uśmiechnięte twarze, piękna sukienka, mąż Zosi z maleństwem na rękach. Dziś w kanale przewijało się kolejne zdjęcie ślubu ich wspólnych znajomych.

Kiedy wy? pytali.

Nie śpieszmy się odparł Andrzej.

Ale Grażyna już miała dość tego nie śpieszmy się.

Czy naprawdę chcesz mnie poślubić?

Andrzej właśnie wszedł, zdjął kurtkę i sięgnął po piwo w lodówce. Pytanie zaskoczyło go ręka zamarła w połowie ruchu.

Oczywiście, iż tak odpowiedział, ale głos był przytłumiony, jakby słowa utknęły w gardle. To nie jest najlepszy moment na takie pytanie.

A kiedy będzie lepszy? wzięła widelec, jakby widziała go po raz pierwszy. Kiedy kupisz mieszkanie? Dostaniesz awans? Czy może dopiero gdy oboje przekroczymy czterdzieści?

On odwrócił się, szukając ratunku w etykiecie butelki.

Nie podnoś tego, dobra? Jestem zmęczony.

Ja też jestem zmęczona wyszeptała.

Już szedł pod prysznic, zostawiając za sobą ciszę gęstą niczym mgła, w której gubili się od lat.

Andrzej dorastał, obserwując rozpadającą się rodzinę. Pamiętał ojca kiedyś silnego, żartobliwego, podnoszącego go, pięcioletniego, aż po sufit. A potem pustego spojrzenia, wiecznego zapachu alkoholu, rzucającego talerze w matkę.

Lepiej nie mieć ojca takiego wyrwało mu się kiedyś w rozmowie z kolegą.

Wtedy przysiągł sobie: jeżeli założy rodzinę, nie będzie takiej. Tylko gdy będzie pewny, iż nie powtórzy błędu.

Pewności jednak nie miał.

Grażyna była przeciwieństwem jego matki spokojna, cierpliwa, niełatwa do wybuchu. I mimo to

Za każdym razem, gdy ostrożnie zaczynała rozmowę o ślubie, Andrzej łapał się na myśli:

A może się mylę? Czy w środku nie śpi potwór?

Widział, jak jego pięść zaciska się po ciężkim dniu dokładnie tak, jak u ojca. Czuł, jak narasta irytacja, gdy Grażyna prosiła o coś. Choć nigdy nie podniósł na nią ręki ani nie podniósł głosu, strach czaił się głęboko:

Co jeżeli to dopiero początek?

Pewnego wieczoru, po wyjątkowo trudnej rozmowie, Grażyna zapytała wprost:

Czy boisz się stać taki jak twój ojciec?

Nie zostanę taki odparł ostrożnie.

Więc w czym problem?

W tym, iż nie wiem, czy będę wystarczająco dobry, by zastąpić go.

Zamilkła, po czym chwyciła go za rękę:

Nikt nie wymaga ideału. Chcę tylko, żebyś spróbował.

Andrzej wiedział: dla niego spróbować to ryzyko zniszczenia kolejnego życia. Strach był silniejszy od miłości.

Muszę najpierw stanąć na nogi powiedział, wycierając się ręcznikiem po prysznicu. Jego oczy zdradzały wyczerpanie po dwunastogodzinnym etacie. Chcę, żeby wszystko było idealne.

Grażyna siedziała przy stole, czekając. W jej spojrzeniu było coś pomiędzy zrozumieniem a zmęczonym rozczarowaniem rozmawiali o tym już setny raz.

A co dla ciebie znaczy idealnie? zapytała, nie oskarżając, a naprawdę ciekawiąc się.

Andrzej zamarł. Słowo wypowiadał często, ale nigdy nie rozważał jego treści. Przed oczyma migały obrazy: przestronne mieszkanie w centrum (choć wynajmują przytulne dwupokojowe przy stacji metra), nowy samochód (choć jego używany Toyota służy już pięć lat), stanowisko dyrektora (choć zarabia trzykrotnie więcej niż średnia w Warszawie).

Nie odpowiedział. Zrozumiał, iż jego idealnie to jedynie lśniący baner reklamowy błyskotliwe, a wewnątrz puste. Czekał na cudowny moment, kiedy gwiazdy się ułożą, finanse się podwoją i nagle stanie się innym człowiekiem idealnym mężem, ojcem, żywicielem.

Grażyna obserwowała, jak na jego twarzy zmieniają się wyrazy. Znała tę jego cechę wpędzanie się w pułapkę własnych nierealistycznych oczekiwań.

Wiesz, w końcu rzekła, dobierając słowa ostrożnie, idealny moment nigdy nie przyjdzie. My możemy być szczęśliwi tutaj i teraz, takimi jakimi jesteśmy.

Andrzej spojrzał na ich mieszkanie na półki z książkami, które razem zbierali, na zdjęcia z podróży, na kota, który drzemał w fotelu. Po raz pierwszy pomyślał, iż może idealnie nie chodzi o warunki, a o nich samych. ale strach przed nieznanym znów uciszył go.

Jedynie wyłączył telewizor i wziął telefon, dając do zrozumienia, iż rozmowa dobiegła końca.

Andrzej kochał Grażynę. Kochał, gdy śmiała się z jego głupich żartów przy śniadaniu. Kochał, jak chrumkała w nocy, gdy on delikatnie odciągał kołdrę. Kochał choćby jej zwyczaj zostawiania niedopitych herbat w całym mieszkaniu każda taka pamiątka wywoływała uśmiech.

Ale kochał też ciszę. Tę, co zapadała, kiedy Grażyna wyjeżdżała do rodziców na weekend. Kochał swoje przyzwyczajenia rozrzucanie skarpet po podłodze, nie włączanie światła, nocne sesje przy grach, spontaniczne wypady na ryby z kumplami bez długich wyjaśnień.

Po co nam pieczęć w dowodzie? pytał w takie chwile, obejmując ją ramieniem przy zmywaniu naczyń. Jesteśmy już razem. Czy to nie wystarczy?

Grażyna chciała czegoś więcej. Nie pierścionka z diamentem, nie wystawnego bankietu. Potrzebowała niemal niewidzialnego, a jednak ważnego poczucia wyboru. By każde rano wstawał i świadomie decydował, iż jest z nią. Nie z przyzwyczajenia, nie dlatego iż tak wyszło, ale dlatego, iż naprawdę tego chce.

Pieczęć to nie obowiązek mówiła, patrząc mu w oczy. To znak, iż spośród wszystkich możliwych żyć wybierasz właśnie to. Nasze.

Andrzej odwrócił wzrok. Wiedział, iż wybrał ją dawno, ale słowo na zawsze wciąż go przerażało swoją ostatecznością. Zapisując się w Urzędzie Stanu Cywilnego, zamykał w sobie wolnego chłopaka, który mógłby w każdej chwili odjechać gdzie indziej.

A co, jeżeli się rozwodzimy? wyrwało się nagle, jakby nosił to w sobie od dawna. Stał przy oknie, plecami do Grażyny, patrząc na wieczorne miasto, ale widział zupełnie inne obrazy rachunki prawników, podział majątku, puste pokoje.

Co? zamarła Grażyna.

To drogie hipotekę, alimenty mówił metodycznie, jakby liczył biznesplan, nie koniec związku. Wiesz, jak u mojego kolegi pół mieszkania oddał, jeszcze na dziecko płaci

Grażyna wstała, uśmiechnęła się gorzko, prawie bezgłośnie. Ten śmiech był bardziej wydechem niż śmiechem, ostatnią bańką powietrza z tonącego statku.

Już rozważałeś rozwód, a boisz się ślubu powiedziała, a w jej głosie nie było gniewu, tylko zmęczone zrozumienie. Najzabawniejsze jest to, iż boisz się rozwodu bardziej niż tego, iż moglibyśmy się teraz stracić. Rozwód to liczby, dokumenty, konkretne straty. Stracić miłość to dla ciebie abstrakcja, prawda?

Andrzej odwrócił się. W jego oczach była dezorientacja nie spodziewał się takiej reakcji. Był gotów na kłótnię, łzy, cichą złość, ale nie na tę przenikliwą jasność.

Po prostu zaczął, ale słowa ugrzązły w gardle. Co mógłby powiedzieć? Że chce chronić ich oboje? Że przewiduje wszystkie scenariusze? Brzmiałoby to jak wymówka, a oboje to znali.

Grażyna podeszła wolno, zatrzymując się na wyciągniętej dłoni. Jej twarz była spokojna, a w oczach nowa determinacja.

jeżeli już teraz myślisz o tym, jak się rozstaniemy, szepnęła, to już się rozstajemy. Tylko jeszcze nie zapisaliśmy tego na papierze.

Odwróciła się i wyszła, zostawiając Andrzeja samemu z jego kalkulacjami, lękami i nagle przytłaczającym uświadomieniem: wszystkie plany na przyszłość mogą właśnie zniszczyć teraźniejszość.

Finał

Rozstali się w jednym z tych nijakich dni roboczych, kiedy życie zwykle nie zmienia nic. Bez kłótni, bez rozbitej ceramiki po prostu Grażyna przyszła z pracy godzinę wcześniej i cicho zaczęła pakować rzeczy. Andrzej zastał ją przy tym, gdy wrócił do domu.

Odchodzisz? zapytał, stojąc w drzwiach.

Grażyna starannie wkładała do walizki swetry, które on tak kochał. Jej ruchy były precyzyjne, wyważone widać było, iż decyzja nie była impulsem.

Tak odpowiedziała, nie podnosząc wzroku. Wynajęłam mieszkanie w centrum.

Andrzej poczuł, jak ziemia odpada spod nóg. Wyobrażał tę scenę setki razy, a teraz zrozumiał, iż nie jest gotowy. Zupełnie niegotowy.

Moglibyśmy zaczął, ale Grażyna przerwała:

Nie, Andrzeju. Nie możemy. Dałam nam miesiąc po tej rozmowie. Nie próbowałeś.

Zamknęła walizkę cichym trzaskiem, który zabrzmiał głośniej niż zamknięte drzwi.

Grażyna nie odeszła, bo przestała go kochać. Miłość nie zgasła nagle. Odeszła, bo w końcu zrozumiała, iż jego lęk przed zobowiązaniem był silniejszy niż miłość. Bał się nie małżeństwa jako takiego bał się podjąć świadomy wybór. Bał się powiedzieć tak nie tylko jej, ale i życiu, które za tym stanie.

Nie czekałem na obietnice na całe życie powiedziała przy wyjściu. Prosiłam tylko o jedno żebyś wybrał nas tutaj i teraz. A ty wciąż się nie zdecydowałeś.

Andrzej został sam. W mieszkaniu, które nagle wydawało się zbyt duże. Z wolnością, która teraz brzmiała zbyt donośnie. Z telefonem w ręku, w którym już pięć razy wymazał numer Grażyny. Był wolny. Całkowicie wolny. Mógł jechać z kumplami na weekend, siedzieć do późna w biurze, zostawiać skarpetki wszędzie. ale tej pierwszej nocy leżał na kanapie, patrząc w sufit, wspominając, jak Grażyna chrumkała w śnie, kiedy on odciągał kołdrę.

Nie pojął, co było straszniejsze stracić ją czy stracić siebie. Bo teraz, gdy nie było jej obok, przerażająco zdał sobie sprawę: może prawdziwy on to człowiek, który śmiał się z nią przy śniadaniu. A wolny Andrzej, którego trzymał, to tylko chłopak uciekający przed życiem za listą wymówek.

Rano w kuchni zauważył jej ulubiony kubek z niedopitą herbatą. Automatcznie umył go i schował do szafki i dopiero wtedy pojął, iż już nie będzie nikogo, kto zostawi takie kubki po całym mieszkaniu.

Idź do oryginalnego materiału