Trochę jak "Ojciec chrzestny", trochę jak "Rodzina Soprano". Mocny debiut!

film.interia.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: materiały prasowe


Wielu reżyserów przekonuje, iż nie ma co szukać na siłę i najlepiej robić filmy o tym, co się dobrze zna. Urodzony i wychowany na Korsyce Julien Colonna najwyraźniej wziął sobie tę radę do serca. Jego pełnometrażowy debiut, jakim jest "Nasze królestwo", to trzymająca w napięciu opowieść o krwawych porachunkach korsykańskich nacjonalistycznych klanów, szemranych powiązaniach z polityką i zemście w gorącym dla wyspy czasie połowy lat 90. XX wieku. Przedstawiona jednak z nieoczywistego punktu widzenia.


Niezależnie od wszystkiego stoi u boku swoich bliskich


Na hermetyczny, zdominowany przez nieokazujących zbyt wiele emocji mężczyzn świat patrzymy oczami piętnastoletniej Lesii, córki zmuszonego do ukrywania się bossa jednej z grup. Nieprzypadkowo mówię o spojrzeniu, bo w tym świecie wyraża ono zdecydowanie więcej niż słowa, ograniczane do niezbędnego minimum. Dla spędzającej beztroskie lato bohaterki niewinność kończy się z chwilą, gdy bez wcześniejszego uprzedzenia zostaje wywieziona do miejsca, gdzie dane jej będzie spotkać się z ojcem. Tęsknota to jedno, ale przede wszystkim chodzi o bezpieczeństwo, zwłaszcza iż w wiadomościach pojawia się informacja o zamachu, którego celem miał być właśnie Pierre-Paul.Reklama
Spotkanie mężczyzny z córką wyznacza charakter filmu Colonny. Niby o mafii, ale tak naprawdę powraca ona jedynie w refleksach, choć dość brutalnych. Znacznie więcej jest tu o codzienności, będącej konsekwencją pozostawania w ukryciu. Z jednej strony, siłą rzeczy, jest ona znacznie zawężona, z drugiej - pozwala na momenty, które pewnie w innych okolicznościach nie byłyby możliwe.


Wspólna całodzienna wyprawa łodzią na ryby, szczere - na ile to możliwe - rozmowy, zawiązywanie więzi. A gdy Lesia przekroczy granicę bycia wścibską, jedno wypowiedziane przez jej ojca zdanie: "Idź na spacer" wystarczy za całą komunikację. Dziewczyna jest jednak uważną obserwatorką i coraz bardziej zdaje sobie sprawę, o co w tym wszystkim chodzi. Zaczyna rozumieć, a choćby podziwiać swojego ojca, a scena, w której głośnym krzykiem alarmuje wszystkich o nadjeżdżającej policji jest tego najlepszym przykładem. Tu kończy się dziecięca niewinność, a zaczyna dorosłe życie, gdzie podobnie jak inne kobiety z rodziny, niezależnie od wszystkiego, stoi u boku swoich bliskich.
Zobacz zwiastun filmu "Nasze królestwo".


"Nasze królestwo": mocny debiut, świetne role


Relacja pomiędzy Lesią i Pierre-Paulem to dla mnie ogniskowa tej opowieści, a jednocześnie jej najmocniejszy punkt. Intymna, pełna niedopowiedzeń, ale i wzajemnego zrozumienia. Niby szorstka, w końcu żadne z nich nie potrafi mówić o emocjach, a jednak pełna czułości. Choć na pewno spora jest w tym zasługa reżysera, a zarazem scenarzysty, który pewną ręką poprowadził swoich aktorów - Ghjuvannę Benedetti i Saveriu Santucciego, nie sposób nie docenić ich kreacji. Zwłaszcza młodej debiutantki, nagrodzonej za tę rolę ważnym francuskim laurem, jaki jest Nagroda Lumiere.


Colonna łączy w swoim filmie opowieść inicjacyjną z kinem mafijnym. Nawiązującym rzecz jasna do kanonu, czyli "Ojca chrzestnego" Francisa Forda Coppoli, ale mającego też trochę wspólnego z wybitnym serialem, jakim jest "Rodzina Soprano". Omerta, zemsta, przemoc, zdrady to jedno, ale pokazanie gangstera także jako "normalnego" człowieka gra tu niepoślednią rolę. Pochodzący z Korsyki reżyser nie romantyzuje przy tym swoich bohaterów, za to bardzo mocno stawia na pewną surowość i autentyczność. Chociażby za sprawą zaangażowania do ról wielu naturszczyków z regionu.
"Nasze królestwo" to mocny, nie tylko ze względu temat, debiut, który przede wszystkim każe zapamiętać dwa nazwiska - Colonny i Benedetti - i przyglądać się uważnie ich dalszym karierom.
8/10
"Nasze królestwo" (Le royaume), reż. Julien Colonna, Francja 2024, dystrybutor: Aurora Films, premiera kinowa: 22 sierpnia 2025 roku.
Idź do oryginalnego materiału