W swojej powieści Krzysztof Jagiełło (co, śpieszę donieść, nie jest pseudonimem literackim wymyślonym na użytek około historycznej twórczości) proponuje nam własną wizję początków polskiej państwowości, oglądaną oczami i referowaną ustami leciwego mnicha, który to przeżył dzieciństwo i młodość jako Ścibor, najbliższy przyjaciel Piasta Kołodzieja. Tak też wraz z benedyktyńskim przeorem Albrechtem słuchamy opowieści brata Lothara o zagładzie wsi Brójnice, będącej skutkiem spisku i zdrady wśród plemion zachodnich Słowian, i wszystkich późniejszych zdarzeniach, jakie ta tragedia wprawiła w ruch. Piast i Ścibor, gwałtownie pozbawieni domów i rodzin, ruszają w podróż po ziemiach polskich IX wieku, szukając zemsty, sprawiedliwości oraz sojuszników; a pomagają im w tym tyleż życzliwi, co obcy przybysze – ponury, rosły Duńczyk imieniem Bjorn oraz jego dziarska i pobożna córka Samboja.
Folklor i wierzenia zamiast smoków i systemów magicznych
W gruncie rzeczy powyższe dzieło to fantastyka… mało fantastyczna. Autor poświęca wiele wysiłku na stworzenie dopracowanego i wiarygodnego kostiumu historycznego, w ramach którego się poruszamy. Mam tu na myśli, iż same realia świata przedstawionego dają nam dość dobre wyobrażenie o tym, jak wyglądało życie na naszych ziemiach te dwanaście wieków temu. Przez większość lektury nie mamy styczności z elementami jednoznacznie nierealistycznymi, możemy za to dowiedzieć się sporo o wyglądzie oraz położeniu ówczesnych miast, wsi i grodów, wykorzystywanym uzbrojeniu, stosowanych technikach wojennych, a także co nieco o społecznościach plemiennych, ich tradycjach i prawach, jak i roli handlu, przemysłu, a także i wszelkich powiązań politycznych. Jednocześnie całość nie ma w żadnym wypadku charakteru wykładu – po prostu towarzyszymy bohaterom na wiecach, odwiedzamy wioski, czy stajemy do bitwy z uniesionym szczytem (co, jak się dowiedziałem dzięki tej książce, jest staropolskim określeniem tarczy). Nie ukrywam, iż czytanie powieści podpartej porządnym researchem zawsze sprawia mi szczególną przyjemność.
Fantastyka z kolei jest tutaj ograniczona do pola pewnej niejednoznaczności. Bohaterowie często bywają przesądni – lub pobożni, ale w znaczeniu głębokiej wiary w stare bóstwa słowiańskie czy nordyckie – a w związku z tym ufają proroczym snom, wizjom wołchwów (kapłanów-guślarzy) czy mocy obietnic i klątw wiedźm. Narracja nie rozstrzyga jednak kwestii tego, czy siły te są w świecie przedstawionym bardziej realne niż w naszej rzeczywistości, czy też po prostu są tak postrzegane przez postaci osadzone w ówczesnej kulturze. Osobiście uważam, iż tego rodzaju niedopowiedzenia dodają powieści uroku a dzięki nim elementy fantastyczne nie kontrastują i nie gryzą się z resztą.
Prosta opowieść, skomplikowani bohaterowie
Jak już wspomniałem powyżej, protagonistę, z perspektywy którego snuta jest cała opowieść, poznajemy u schyłku jego życia, jako pobożnego mnicha odcinającego się od brutalnej przeszłości. Wiemy więc od początku, iż prędzej czy później Ścibor zmieni wiarę i trafi do klasztoru na ziemiach niemieckich, by zostać bratem Lotharem… nie wiemy jednak, jak, ani dlaczego. Na przestrzeni fabuły towarzyszymy więc wiejskiemu chłopakowi z plemienia Polan i możemy obserwować, jak wraz z Piastem staje przed trudnymi wyborami, tragicznymi wydarzeniami i nowymi rolami, w których musi się odnaleźć. I jest to chyba najbardziej satysfakcjonujący element Piasta Zdobywcy.
Obaj protagoniści różnie reagują na napotykane przeciwności, a poniekąd mają choćby różne cele. Dynamika ich relacji również pozostaje tyleż interesująca, co trudna. Już pierwsze sceny informują nas, iż Ścibor czuje się gorszy od swojego przyjaciela – mniej zdecydowany, mniej przystojny, mniej wygadany. Jest wiele rzeczy, które u Piasta podziwia, ale jednocześnie mocno odczuwa ich brak u siebie. W miarę rozwoju wypadków staje się jednak jasne, iż ten drugi również posiada wady i w pewnych kwestiach ustępuje Ściborowi. Mężczyźni więc współpracują, ale coraz częściej ścierają się ze sobą przy planowaniu dalszych kroków, co jakiś czas również wypływają z nich wcześniej skrywane urazy.
Legendarny protoplasta polskich królów ma więc determinację, charyzmę i zdolność porywania tłumów, ale bywa lekkomyślny, arogancki, bezwzględny… z kolei Ścibor ma bardziej ostrożną i współczującą naturę, a problemy woli rozwiązywać sprytem i podstępem, niż siłą, mając przy tym o wiele bardziej niezachwianą postawę moralną, niż jego towarzysz. Do tej mieszanki dodana zostaje kolejna para postaci: Bjorn i Samboja. Stary wojownik z Północy służy dwójce Polan za mentora oraz głos pragmatyzmu i rozsądku w szczególnie niepewnych chwilach, zaś jego córka staje się dla nich zaufaną towarzyszką, nieocenioną tropicielką, łuczniczką, a dla jednego z mężczyzn być może z czasem… kimś więcej?
Każde z tej czwórki bohaterów posiada wyraźnie zarysowaną osobowość; wraz z jej wadami i zaletami, nadziejami i lękami. Nadaje im to głębi oraz sprawia, iż czytając z przyjemnością odkrywamy kolejne niuanse pozwalające nam poznać ich lepiej. Interakcje między nimi są wiarygodne, a żadna z postaci nie wydaje się płaska czy nierealistycznie wykreowana. A przy tym do każdego z nich da się poczuć sympatię i kibicować im w ich staraniach – choćby do tytułowego Piasta, którego, o dziwo, polubiłem najmniej.
Fantazja historyczna czy list miłosny do prasłowiańszczyzny?
Muszę przyznać, iż już od pierwszych stron powieści byłem nieco zaskoczony perspektywą, z jakiej wychodzi pierwotna narracja. Historię poznajemy przecież z ust chrześcijańskiego mnicha, konwertyty, wspominającego swoje dawne życie we wspólnocie plemiennej Polan nie z rozrzewnieniem, lecz… zakłopotaniem, wstydem i skruchą. Po opowieści o legendarnym ojcu pierwszej polskiej dynastii panującej spodziewałem się chyba nieco większej idealizacji; zarówno ówczesnych czasów jak i samego Piasta Kołodzieja. Tutaj jednak sam główny bohater wypowiada się o minionych wydarzeniach z delikatnym, ale wyczuwalnym potępieniem i traktuje je jako coś, do czego nie chce wracać myślami.
Piast jako postać również posiada tu liczne cechy, jakie można uznać za irytujące czy mało chwalebne. Nie jest to mityczny heros pozbawiony wad, ale człowiek, o którego można się momentami poważnie zmartwić lub zacząć się obawiać jego i jego intencji. Niejednokrotnie również Ścibor jest zmuszony służyć Piastowi za moralny kompas, za którym ten drugi niekoniecznie jest skłonny podążać.
O ile więc da się w tekście wyczuć ogrom włożonej pracy, researchu i fascynacji historią tego okresu w naszych dziejach, całość raczej pozostaje wolna od nadmiernej gloryfikacji dawnej kultury czy realiów. Autor niczego nie upiększa i nie próbuje nas przekonać, żebyśmy pokochali słowiański folklor czy zatęsknili za ziemiami Polski dziewiątego wieku… ale po prostu zabiera nas w podróż, gdzie możemy ich doświadczyć na własnej skórze i ocenić po swojemu. A to, jak sądzę, mu się chwali!