Znacie pewnie to oklepane hasło, iż „im mniej wiesz o tym filmie, tym lepiej”. Jest to oczywiście związane z pewnymi rozwiązaniami fabularnymi, które jednak nie każdemu muszą podejść. Ostatnimi takimi przykładami, które przychodzą na myśl, jest wspaniała Substancja czy Fresh. Mnie zaproponowane tam wolty i chwyty fabularne zachwyciły, kogoś innego rozczarowały. Życie. Jednak w przypadku obu tych produkcji fabularne twisty następują one stosunkowo późno. W przypadku filmu Towarzysz jest inaczej, co sprawia, iż trudno ocenić ten film, nie zdradzając tego, co w tej historii najważniejsze. Na marginesie muszę dodać, iż po seansie obejrzałem oba zwiastuny tego filmu i niestety drugi z nich wykłada wszystko, co najlepsze. Nie oglądajcie go! Konkretniej – tego z początku stycznia trwającego 85-87 sekund (w zależności od wersji polskiej bądź angielskiej).
Dlatego ten tekst podzielę na dwie części: pierwszą pomijającą istotny zwrot akcji z pierwszego aktu, oraz drugą, w której o nim wspomnę i rozwinę, co tak bardzo urzekło mnie w tym filmie. Bo, napiszę to teraz, Towarzysz to świetny film, który już widzę w swojej topce za 2025 rok.
Dom na skraju jeziora
Oto debiutujący za kamerą Drew Hancock zabiera widza wraz z Iris (Sophie Thatcher) i Joshem (Jack Quaid) do wspaniałego domu położonego nad brzegiem jeziora. Para ma zamiar tam spędzić czas w towarzystwie przyjaciół Josha – pary Patricka (Lukas Gage) i Eliego (Harvey Guillen) oraz żyjących w specyficznej relacji Siergieja (Rupert Friend) i Kat (Megan Suri). Obie panie średnio się dogadują, ale próbują przełamać lody. Pojawia się alkohol, tańce i impreza do późnej nocy.
W tych pierwszych kilkunastu minutach zostaje zarysowana historia relacji Iris i Josha. Od ich przypadkowego poznania w sklepie po związek, w którym to bohaterka Sophie Thatcher jest bardziej niepewna i zależna od swojego partnera. Robi wszystko, żeby złapać kontakt z jego przyjaciółmi, chce go zadowolić i jest o niego widocznie zazdrosna. Dzień po imprezie jej uczucie do ukochanego chłopaka zostaje wystawione na próbę, gdy na plaży Siergiej wprost próbuje uwieść, a następnie wykorzystać Iris. Szamotanina doprowadza do tego, iż dziewczyna zabija przeraźliwie bogatego Rosjanina i zakrwawiona zjawia się w domku, szokując wszystkich. Bohaterka swój czyn tłumaczy miłością do Josha i tym, iż nie chce go stracić.
Już w tym momencie Hancock pokazuje, iż kwestia toksycznej relacji, gdzie wykorzystuje się swoją pozycję względem mniej pewnej siebie partnerki, jest dla niego bardzo ważna. Na przestrzeni całego filmu wątek ten będzie wielokrotnie w interesujący i momentami zabawny sposób wykorzystywany. A wszystko to wybrzmiewa dzięki fenomenalnej grze Sophie Thatcher, która głosem i mimiką czyni cuda. Nie odstępuje jej oczywiście Jack Quaid, który gra tu niejako rozwinięcie swojej postaci z The Boys – ślamazarnego faceta, chociaż nieco bardziej pewnego siebie niż Hughie w relacji ze Starlight w serialu Amazona.
Towarzysz na przestrzeni 90 minut bawi się z widzem, zaskakuje go, zwodzi tropami i bawi się konwencjami, opowiadając o relacji dwójki ludzi. jeżeli nie widzieliście drugiego zwiastuna tego filmu, to gwarantuję, iż zaskoczycie się przynajmniej raz w trakcie tego seansu. jeżeli nie boicie się tego jednego spoilera, to zapraszam poniżej, bo nie sposób dalej pisać o tym filmie, nie zdradzając więcej.
Oczy szeroko zamknięte [UWAGA NA SPOILERY]
Jeśli jesteś po seansie albo nie boisz się spoilerów, to mogę teraz zdradzić główny gimmick całego filmu. Otóż Iris okazuje się… robotem. Jest tytułowym Towarzyszem Josha, chociaż w jej przypadku oczywiście bardziej odpowiednie jest słowo „towarzyszka”. Ta jedna informacja daje podwaliny pod to, o czym Hancock opowiada dalej. Jako robot, została zaprogramowana do spełniania zachcianek swojego nabywcy. A w tym przypadku było to zainscenizowane zabójstwo Siergieja.
W chwili, gdy widz słyszy, iż Iris jest robotem, dowiaduje się o tym także ona. I tutaj, chociaż w rozrywkowy sposób, Towarzysz nawiązuje do tak fantastycznych filmów jak Ex Machina, Łowca androidów, a choćby w pewien sposób do wspaniałego Psa i robota i filmu Ona (o uczuciu między człowiekiem a sztuczną inteligencją). Dzisiaj pewnie każda produkcja, poruszająca temat nieodległej przyszłości, będzie kojarzyć się z serialem Charliego Brookera (Czarne lustro), ale nie każda jest tak spełniona. Hancock w Towarzyszu porusza pytanie o to, czy roboty mogą czuć, czy są tylko do tego zaprogramowane. Gdzie jest prawda, a gdzie algorytm? Czy robot może złamać prawa robotyki ustanowione przed laty przez Isaaca Asimova? Jednocześnie robi to, odnosząc się do kwestii wychodzenia z toksycznej relacji, czy też potencjalnego powstania/rozprzestrzenienia się „seks lalek”, które mogą wywrócić do góry nogami relacje międzyludzkie.
Po tym, gdy Iris dowiaduje się, kim jest, następuje spirala absurdalnych, makabrycznych, wzruszających, zabawnych wydarzeń, których rozwój zaskakuje aż do satysfakcjonującego finału. Nie zdradzając za wiele, napiszę, iż dawno język niemiecki nie brzmiał na ekranie tak zabawnie. Podsumowując to wszystko – nie mam wątpliwości, iż Towarzysz jest ogromnym zaskoczeniem. To rozrywkowe, ale też skłaniające do refleksji kino z ciekawą wizją niedalekiej przyszłości, którą rozbudowują wplecione w historię retrospekcje. Reżyser znalazł złoty środek między sferą psychologiczną i rozrywkową, dostarczając spełniony film.
PS Niech o moim zachwycie z tego seansu świadczy fakt, iż nie obrzydził mi go starszy pan, który przez cały seans obok mnie obgryzał paznokcie u obu rąk. Niestety nie było, gdzie się przesiąść, bo cała sala była zajęta. Nie pozdrawiam.