Tortoise – Touch

nowamuzyka.pl 1 tydzień temu

W (nie)dalekiej transmisji.

Zespół Totroise nie rozpieszcza fanów jeżeli chodzi o częstotliwość wydawanych płyt. Poprzedni ich album „The Catastrophist” (pisał o nim Bartek Woynicz) ukazał się dziewięć lat temu i po nieco krótszej przerwie od momentu opublikowania „Beacons of Ancestorship” (2009). W 2016 roku grupa odwiedziła Polskę i dała znakomity koncert w Lublinie podczas festiwalu Wschód Kultury – Inne Brzmienia (relacja). Po trasie promującej „The Catastrophist” zrobiło się cicho o Tortoise, ale nie o poszczególnych muzykach. Każdy z nich, a szczególnie Jeff Parker intensywnie udziela się i nagrywa w licznych składach.

Tortoise, fot. Heather Cantrell

„The Catastrophist” był bardzo porządnym powrotem po kilkuletnim milczeniu, choć nie przyniósł spektakularnej wolty stylistycznej, może poza zaproszeniem do współpracy dwojga wokalistów: Georgiy Hubley z Yo La Tengo oraz Todda Rittmana – frontmana grup US Maple i Dead Riders.

Tortoise w tym toku obchodzą trzydziestopięciolecie istnienia i tego faktu nie można lepiej celebrować jak nowym materiałem. Na dniach ukaże się ósmy longplay Amerykanów zatytułowany „Touch”, który w przeciwieństwie do innych ich albumów powstawała trochę na odległość. W ciągu ostatniej dekady muzycy rozproszyli się geograficznie, co bardzo mocno wpłynęło na możliwość organizowania wspólnych prób czy sesji nagraniowych. – „To pierwsza płyta, którą nagraliśmy, a której produkcja nie odbywała się w całości w Chicago” – mówi Jeff Parker, dodając: „Dwóch z nas jest w Chicago. Dwóch z nas jest tutaj, w Los Angeles, a John [McEntire] jest w Portland w stanie Oregon. Nagrywaliśmy w kilku różnych miejscach. Ale dziwne jest to, iż w pewnym sensie jest to najbardziej spójna sesja, jaką kiedykolwiek zrobiliśmy”.

McEntire’ego w całym tym procesie martwił przede wszystkim brak wspólnych otwartych, twórczych sesji poprzedzających nagranie, które – jak twierdzi – są znane z tego, iż przynoszą momenty największej inspiracji dla Tortoise, czego potwierdzeniem są jego słowa: „Niestety nie pracujemy zdalnie. Wszyscy musimy być razem w jednym pomieszczeniu. Dla mnie etap prób i błędów jest bardzo ważny. Nie chciałem tego stracić”. Z kolei perkusista i multiinstrumentalista John Herndon wyjaśniał, iż droga do „ostatecznej” wersji utworu Tortoise nie jest prosta. W początkowym okresie pracy nad płytą muzycy poszli na kompromis i postanowili pracować w studiach w trzech różnych miejscach – Los Angeles, Portland i Chicago. Następnie plan był taki, aby część szalonych pomysłów z tych sesji rozwojowych z pracy grupowej przenieść do pracy indywidualnej.

„Jeśli jesteś przyzwyczajony do robienia czegoś w jeden sposób, a potem wszystko się zmienia, cóż, musisz dostosować się do innego sposobu pracy. Myślę, iż wszyscy dążyliśmy do tego, starając się wykorzystać nasze umiejętności adaptacyjne” – wspomina Herdon.

Nie było jednak łatwo i proces rozłożył się na lata. – „Zajęło nam bardzo dużo czasu, zanim muzyka się ukształtowała. Po drodze pojawiały się pytania typu: »Co my adekwatnie robimy?«” – McEntire.

„W najlepszych okolicznościach, kiedy pracujemy nad utworem, wszystko płynie. Wszyscy mają pomysły i są zainspirowani. To nie jest praca”. W najgorszych momentach, kiedy po prostu nie wiemy, co z czymś zrobić, jest to tortura” – opisuje basista i gitarzysta Douglas McCombs.

Według Herdona przykładem takiej tortury był początkowy etap nagrania „Vexations”: „Byliśmy zdezorientowani, próbując wymyślić aranżację, i wszystko po prostu utknęło”. Podczas jednej z długich przerw między sesjami studyjnymi Herdon wpadł na pomysł jak przerobić ten utwór: „Poprosiłem Johna o pliki do poszczególnych ścieżek. Całkowicie zmieniłem perkusję i dodałem sekcję breakdownu w środku. Wysłałem to i powiedziałem: „Nie wiem, czy to coś warte, ale proszę”. Chłopaki wydawali się tym naprawdę podekscytowani”.

Okazuje się również, iż dla Scottiego McNiece’a, jednego z założycieli International Anthem, możliwość współpracy z Tortoise nad albumem „Touch” była niezwykle ważnym momentem w jego muzycznej karierze:

„Miałem szesnaście lub siedemnaście lat. Chodziłem do liceum. Pamiętam, iż dostałem od kogoś album Standards do pobrania. Nie pamiętam, z jakiej aplikacji korzystałem w tamtym czasie, albo z Kazaa, albo z Limewire. Po Napsterze. Posłuchałem go i pomyślałem, iż jest niesamowity. Pierwszy utwór na tej płycie, „Seneca”, był czymś, czego nigdy wcześniej nie słyszałem… Od razu stał się dla mnie bardzo istotny – potem dowiedziałem się, iż pochodzą z Chicago i są w centrum tej interesującej sceny muzycznej. Ludzie przeprowadzali się do Chicago, ponieważ tam właśnie działał Tortoise”.

„To jakby naprawdę złożona muzyka, która jest prezentowana i wykonywana w naprawdę prosty sposób, skromna, powściągliwa wersja złożonej muzyki”. McNiece z pełnym przekonaniem podkreśla, iż Tortoise otworzyli mu uszy, mówiąc: „otworzyli mnie na wciągającą, interesującą muzykę instrumentalną, która skierowała mnie na ścieżkę, jaka zdecydowanie doprowadziła do tego miejsca, czym się teraz zajmuję. To było coś wielkiego”.

W moim przypadku było bardzo podobnie. Tortoise otwierali mi uszy na możliwość łączenia mnóstwa różnych gatunków w „granicach” jednej kompozycji, pokazywali, iż nie ma adekwatnie żadnych ograniczeń poza własną wyobraźnią i chęcią otworzenia się na coś innego, nieznanego. Zaczynając od „Millions Now Living Will Never Die” czy „TNT”, aż po „Standards” oraz znakomity album „It’s All Around You”, na który swego czasu wylała się fala krytyki ze strony psychofanów Tortoise, czego do dziś nie rozumiem. Tortoise zagrali wtedy na przysłowiowym nosie, odwracając się od oczekiwań.

Rozłożony wcześniej przez Herdona na czynniki pierwsze utwór „Vexations” otwiera „Touch” wtłaczając mnóstwo powietrza, przestrzeni w oparciu o klarownie (do czasu!) brzmiące linie instrumentów będące jednym ze znaków rozpoznawczych Tortoise. Zaskakuje tu w pierwszej części prosty rytm, który nie wiadomo kiedy ewoluuje do polirytmicznych sekwencji i coraz bardziej gęstniejących struktur naszpikowanych odpowiednią ilością tortoise’owych detali z grząską basową powłoką. Znane już singlowe „Layered Presence” można w moment dopasować do repertuaru jedynej na świecie grupy o tak charakterystycznej pointylistycznej metodzie tkania narracji dźwiękowej na tle wyjątkowych harmonii i współbrzmień.

Hipnotyzujący „Works and Days” wprowadza do umysłu swoiste wibrafonowe „rozleniwienie” i klimat znany z wcześniejszych płyt. Kontrapunktem jest wejście silniej zaakcentowanej perkusji, po ponowne „opadnięcie” do wolno sączącej się dźwiękowej cieczy z post-rockową melancholią odgłosów otoczenia i domieszką kojących szumów. W „Elka” narasta pulsujące minimal techno skwierczące rozmaitymi fakturami. „Promenade à deux” pachnie na kilometry estetyką Tortoise, zamkniętą chociażby w partiach gitary Parkera – długich, pojedynczych frazach, aż po organowo-syntezatorowe kalejdoskopy, nienachalne orkiestracje (Marta Sofia Hone – altówka, Skip VonKusk – wiolonczela) migoczący wibrafon oraz głębiej i na bezpiecznym poziomie zwieszoną dubową nić.

Krążący w przestworzach krautrock unosi muzyków w „Axial Seamount”. I w przypadku 98% zespołów zakochanych w tej stylistyce pociągnęłoby nagranie do końca na fali sentymentu retromanii podbijanego charakterystycznym psychodelicznym zygzakowatym tętnem – kwantowa „łupanka” do śnieżącego kineskopu. Trzeba być jednak Tortoise, by odkleić się od wyświechtanej magmy i przełamać estetykę klawesynem, tamburą (McEntire), octaverowym basem, a jednocześnie umieć pobyć przy syntezatorowej otulinie w środowisku pięknego dźwiękowego „chaosu”.

Filmowy nastrój wprowadza „A Title Comes” – nocne obrazy z nocnego przełaju gdzieś na obrzeżach świadomości albo wielkomiejskiego krajobrazu rozbłyskujących zakamarków. Muzyka bez słów, a jakże obficie przemawiająca do wyobraźni. Dynamika Tortoise wybucha pełną parą zdecydowanie i wymownie w krótkim „Rated OG”, w jakże porywającym fragmencie. Jazzowa macka Amerykanów oblepia w „Oganesson”, gdzie na równych prawach istnieje rytm „żywej” perkusji, jak i automatu perkusyjnego, co w powszechnym konserwanty jazzowym świecie nie mieści w zwojach estetycznych. Epickie zakończenie nadciąga wraz z „Night Gang”. W podniosłość trzeba umieć, żeby nie nakryć się własną ciężkością gatunku i nie dostać rozedmy ego z bycia wielkimi muzykami. Szczęśliwie to nie jest ten przypadek, kiedy słowo „patos” ma się wypisane na czole. Słychać tu rozpoznawalne gitary Parkera i McCombsa w duchu nawiedzonego country, syntezatorowe plewy, pulsujący sampler i rozkołysaną nocną prerię.

Śmiem twierdzić, iż Tortoise jest zespołem, który jak nigdy dotąd nie nagrał złej, fatalnej czy kompromitującej płyty. Uważam to za nieprawdopodobny wyczyn biorąc pod uwagę grupę grającą od dwudziestu siedmiu lat w mocno osadzonym składzie. Album „Touch” nie wyważa nowy drzwi w muzyce, choć nie wiem czy członkowie Tortoise muszą za każdym razem spotykać się z takim oczekiwaniem, jak dla mnie absolutnie nie muszą. Niech młodsi się pocą, żeby ich dokonania zapisać później w historii. „Touch” postrzegam jako destylat w najlepszej formie wyprowadzony z doświadczenia, talentu zespołu, który wiele lat temu rozszczepił wyobrażenie o tym, czym może być muzyka rockowa, jak brzmieć, a także do jakich efektów, połączeń może doprowadzić wyzbycie się ograniczeń. Stąpanie po kalkach nigdy nie spowoduje, iż chociażby przypadkiem zostanie poruszona lawina nieoczekiwanych zdarzeń. Dziś słuchanie Tortoise można odbierać między innymi na fali sentymentu, ale też jako – co jest mi o wiele bliższe – rodzaj monolitu kulturowego, który pomimo szalenie zmieniającego się świata często zachłyśniętego wątpliwie rokującymi „objawieniami”, transmituje coś nieprzerwanego.

Nonesuch Records / International Anthem | październik 2025


Strona Tortoise: https://www.trts.com/

FB: https://www.facebook.com/TRTSband/

Strona Nonesuch Records: https://www.nonesuch.com/

FB: https://www.facebook.com/NonesuchRecords

Strona International Anthem: http://www.intlanthem.com/

FB: https://www.facebook.com/intlanthem

Idź do oryginalnego materiału