Top of the Top Sopot Festival 2025 – tandeta w złotym opakowaniu

gazetatrybunalska.info 2 tygodni temu

Sopot od lat kojarzył się z muzyką, tradycją festiwalową i sceną, na której rodziły się legendy. W 2025 roku otrzymaliśmy jednak produkt, który bardziej przypomina telewizyjne show niż festiwal muzyczny.

Top of the Top Sopot Festival to dziś przykład, jak w blasku reflektorów i w rytmie recyklingowanych hitów można sprzedać masowej publiczności coś, co krytycy nie wahają się nazwać „muzyczną tandetą”.

Zamiast odkrywać nowe talenty i dawać przestrzeń artystycznej świeżości, organizatorzy postawili na prosty chwyt: nostalgię. Pierwszy wieczór (18.08) zatytułowany „Gorączka sopockiej nocy” był paradą piosenek sprzed kilku dekad, odgrzewanych przez artystów, którzy albo przeżyli już swoje najlepsze czasy, albo próbują zyskać rozgłos, śpiewając cudze przeboje.

To nie festiwal muzyki, ale koncert życzeń dla sentymentalnych widzów. I choć łatwo wzruszyć publiczność piosenkami z młodości, równie łatwo jest wpaść w pułapkę powtarzalności i przewidywalności.

Top of the Top to festiwal efektów specjalnych: ogromna scena, mappingi, choreografie, blask kamer. Wszystko po to, by dobrze wyglądało w transmisji TVN i w mediach społecznościowych. Problem w tym, iż kiedy opadł brokat, okazało się, że… muzyka była na drugim planie.

Spektakularne efekty świetlne, zza których trudno było dostrzec wykonawców, i fatalne nagłośnienie. Foto / screen: Gazeta Trybunalska. Kliknij, aby powiększyć.

Widzowie nie pozostawili złudzeń – nagłośnienie określili jako „tragedię”. Spektakl może przykryć wiele, ale nie zatuszuje faktu, iż fundament – dźwięk – został potraktowany po macoszemu.

Kolejny raz widać, iż Top of the Top jest przede wszystkim telewizyjnym produktem marketingowym. Intensywna promocja w TVN, obecność w Playerze, nachalne relacje w social mediach – wszystko podporządkowane oglądalności.

To nie publiczność w Operze Leśnej jest prawdziwym adresatem festiwalu, ale widz przed telewizorem. A temu serwuje się prostą mieszankę sentymentu, celebrytów i efektów wizualnych.

Na scenie brylowali telewizyjni konferansjerzy. Prym wiódł Marcin Prokop – chodząc produkt marketingowy, który spogląda na nas z billboardów, telewizyjnych spotów i aplikacji w telefonie. Towarzyszyła mu Dorota Wellman – od lat lansowana przez TVN jako „fajna”, choć jej wizerunek coraz częściej przypomina autoparodię tej narracji. Dodajmy do tego groteskowy kontrast wzrostu między prowadzącymi – i oto mamy duet, który zamiast powagi festiwalowej sceny wnosił raczej element kiepskiego kabaretu.

Styl Prokopa? Charakterystyczny miks „zgryźliwego dowcipnisia” i „dobrego wujka z reklamy”. Jego ironiczne wstawki, które mogą się sprawdzać w programie typu talent show czy w telewizyjnych zajawkach, w Sopocie zabrzmiały jak autopromocja prowadzącego, a nie prowadzenie festiwalu. Bywało, iż żarty przyćmiewały wykonawców, a długie wtręty brzmiały bardziej jak lokowanie produktu niż zapowiedź muzycznego występu. To symbol całego festiwalu: więcej telewizyjnego showmaństwa, mniej muzycznej pasji.

Paradoks polega na tym, iż tandeta nie musi dziś wyglądać jak jarmark disco polo. Może być elegancko zapakowana, opatrzona logo dużej telewizji i podana z uśmiechem prowadzących. Ale jeżeli muzyka staje się jedynie tłem do telewizyjnego show, to niezależnie od konfetti – mamy do czynienia z produktem, nie ze sztuką.

Helena Vondráčková – jak Lenin – wiecznie żywa. Foto / screen: Gazeta Trybunalska. Kliknij, aby powiększyć.

Sopot pamięta koncerty Niemena, Maryli Rodowicz czy Kory. Dzisiejszy festiwal nie tworzy nowych legend – on recyklinguje stare i odgrywa je w estetyce telewizyjnego widowiska.

Istnieje znaczna grupa „festiwalowych gwiazd”, które częściej i chętniej pokazują się na wiejskich dożynkach i dniach miast niż w studiach nagraniowych. I takich właśnie wykonawców, zgranych do bólu i opatrzonych i wysłużonych jak pralka „Frania” zaproszono do Sopotu: Katrina, Helena Vondráčková, Varius Manx i Kasia Stankiewicz, Agnieszka Chylińska, T.Love, Blue Café, Natalia Nykiel, Andrzej Piaseczny, Izabela Trojanowska, Andrzej Rybiński, Margaret, Małgorzata Ostrowska, Anna Rusowicz, De Mono, Mery Spolsky, BeMy, Reni Jusis, Natasza, Kaeyra, Nita, Marcin Maciejczak.

Muniek – niegdyś głos pokolenia, w tej chwili – głos mamony. Foto / screen: Gazeta Trybunalska. Kliknij, aby powiększyć.

Trudno nie odczuć zawodu, widząc w tym gronie dawnych buntowników z T. Love. Kiedyś zespół był głosem buntu. Dziś to raczej głos kasy fiskalnej. jeżeli tak dalej pójdzie, Muniek – niegdyś ikona outsiderstwa – stanie w jednym rzędzie z kolegami, którzy z rockandrollowych proroków stali się twarzami pasztetów, kredytów i piwa.

Top of the Top Sopot Festival 2025 to triumf marketingu nad muzyką. Liczy się show, emocje na skróty i efektowne zdjęcia do wrzucenia na Instagram. Pięknie opakowana tandeta, która sprzedaje się świetnie, ale z muzyką, rozumianą jako sztuka i przestrzeń dla nowych głosów, ma coraz mniej wspólnego.

→ (mb)

19.08.2025

• grafika: organizatorzy

Idź do oryginalnego materiału