To żona namawiała go na karierę na scenie. Byli małżeństwem 54 lata. "Wytrzymałem dzięki niej"

kobieta.gazeta.pl 8 godzin temu
Zdjęcie: Felicjan Andrzejczak, Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl


Felicjan Andrzejczak nie żyje. Muzyk i jeden z wokalistów Budki Suflera zmarł w wieku 76 lat. Przez 54 lata u jego boku wiernie trwała żona Jadwiga. Jak sam przyznawał, to ona "wypchnęła" go na scenę i namawiała do kontynuowania kariery. Jak się poznali?
Felicjan Andrzejczak na scenę muzyczną wkroczył już jako mąż Jadwigi. Poznali się, jak sam wspominał, przypadkiem, ale od razu wiedział, iż to ta jedyna. - Było trochę jak w filmach, zobaczyłem ją i od razu mi się spodobała. Zaczęliśmy się umawiać, rozmawialiśmy i niedługo stało się jasne, iż świata poza sobą nie widzimy - opowiadał w 2023 roku w "Dobrym Tygodniu". Był koniec lat 60., oboje byli jeszcze bardzo młodzi. On był uczniem Technikum Leśnego w Rzepinie, ona żeńskiej szkoły. Spotkali się przypadkiem na potańcówce u wspólnych znajomych. - Ujął mnie swoim spokojem. Taki poukładany był - wspominała Jadwiga w 2010 roku w rozmowie z "Gazetą Lubuską". Pobrali się w 1970 roku, niedługo na świat przyszły ich dzieci, Rafał i Kinga.


REKLAMA


Zobacz wideo Dorota Lipko wspomina ostatnie dni choroby męża. "Żegnał się w piękny sposób"


Poznał żonę "przypadkiem". Felicjan Andrzejczak i Jadwiga byli małżeństwem przez 54 lata
Rok po ślubie 23-letni Andrzejczak wystąpił na Ogólnopolskim Konkursie Młodych Talentów w Jeleniej Górze. Wykonanie przeboju Czesława Niemena, "Dziwny jest ten świat", dało mu trzecie miejsce, a Andrzejczak powoli budował swoją karierę. To Jadwiga namówiła go do występu na Festiwalu w Opolu w 1979 roku. Za utwór "Peron łez" otrzymał wtedy wyróżnienie w konkursie "Premier".


Trzy lata później zaproszono go do współpracy z Budką Suflera, z którą nagrał jeden ze swoich najbardziej rozpoznawalnych hitów, "Jolka, Jolka pamiętasz". Jadwiga z dziećmi została w Świebodzinie, on podróżował, koncertował i nagrywał. Po Festiwalu w Opolu zaczął pracować także w Warszawie, w Teatrze na Targówku, dzisiejszym Teatrze Rampa. Żona przyjęła to ze zrozumieniem i adekwatnie to ona gorąco zachęcała go do kontynuowania kariery. - Wypchnęła mnie do Warszawy, gdy nasze dzieciaki były malutkie. Jedź, powiedziała, realizuj swoje marzenia - przyznał w rozmowie z "Gazetą Lubuską".


To Jadwiga zachęcała go do kontynuowania kariery. Żona Felicjana Andrzejczaka była jego największym wsparciem
Jadwiga miała wielkie zaufanie do męża. Podkreślała, iż nigdy nie była o niego zazdrosna. - Pamiętam, jak "Jolka" była modna i te kobitki piszczały za Felciem, rzucały na szyję, słały listy, dzwoniły. Inna żona to by zaraz Bóg wie co pomyślała, iż on... No, wiesz. A ja myślałam: no, Matko Boska, przecież to jego praca - przyznała szczerze w "Gazecie Lubuskiej". Żartowała też, iż w domu nigdy nie śpiewał, choćby przy goleniu.


Rodzina, a przede wszystkim żona, Jadwiga, przez wszystkie lata kariery Felicjana Andrzejczaka była jego największym wsparciem. - Mam bardzo mądrą żonę. To ona była dla mnie motorem, który mi zawsze kibicował. Gdyby mi powiedziała na początku mojej przygody z muzyką, abym został w domu, z nią i z dziećmi, to bym posłuchał, ale ona zachęcała mnie do działania - wspominał po latach. Podkreślał, iż to jej "miłość i wiara" w niego sprawiły, iż zdecydował się na kontynuowanie kariery na scenie, a nie jako nauczyciel. I to dzięki niej udało mu się "przetrwać niejedną burzę". - Wytrzymałem dzięki żonie - podkreślał w rozmowie z Onetem.Dziękujemy za przeczytanie naszego artykułu.Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.
Idź do oryginalnego materiału