Felicjan Andrzejczak na scenę muzyczną wkroczył już jako mąż Jadwigi. Poznali się, jak sam wspominał, przypadkiem, ale od razu wiedział, iż to ta jedyna. - Było trochę jak w filmach, zobaczyłem ją i od razu mi się spodobała. Zaczęliśmy się umawiać, rozmawialiśmy i niedługo stało się jasne, iż świata poza sobą nie widzimy - opowiadał w 2023 roku w "Dobrym Tygodniu". Był koniec lat 60., oboje byli jeszcze bardzo młodzi. On był uczniem Technikum Leśnego w Rzepinie, ona żeńskiej szkoły. Spotkali się przypadkiem na potańcówce u wspólnych znajomych. - Ujął mnie swoim spokojem. Taki poukładany był - wspominała Jadwiga w 2010 roku w rozmowie z "Gazetą Lubuską". Pobrali się w 1970 roku, niedługo na świat przyszły ich dzieci, Rafał i Kinga.
REKLAMA
Zobacz wideo Dorota Lipko wspomina ostatnie dni choroby męża. "Żegnał się w piękny sposób"
Poznał żonę "przypadkiem". Felicjan Andrzejczak i Jadwiga byli małżeństwem przez 54 lata
Rok po ślubie 23-letni Andrzejczak wystąpił na Ogólnopolskim Konkursie Młodych Talentów w Jeleniej Górze. Wykonanie przeboju Czesława Niemena, "Dziwny jest ten świat", dało mu trzecie miejsce, a Andrzejczak powoli budował swoją karierę. To Jadwiga namówiła go do występu na Festiwalu w Opolu w 1979 roku. Za utwór "Peron łez" otrzymał wtedy wyróżnienie w konkursie "Premier".
Trzy lata później zaproszono go do współpracy z Budką Suflera, z którą nagrał jeden ze swoich najbardziej rozpoznawalnych hitów, "Jolka, Jolka pamiętasz". Jadwiga z dziećmi została w Świebodzinie, on podróżował, koncertował i nagrywał. Po Festiwalu w Opolu zaczął pracować także w Warszawie, w Teatrze na Targówku, dzisiejszym Teatrze Rampa. Żona przyjęła to ze zrozumieniem i adekwatnie to ona gorąco zachęcała go do kontynuowania kariery. - Wypchnęła mnie do Warszawy, gdy nasze dzieciaki były malutkie. Jedź, powiedziała, realizuj swoje marzenia - przyznał w rozmowie z "Gazetą Lubuską".
To Jadwiga zachęcała go do kontynuowania kariery. Żona Felicjana Andrzejczaka była jego największym wsparciem
Jadwiga miała wielkie zaufanie do męża. Podkreślała, iż nigdy nie była o niego zazdrosna. - Pamiętam, jak "Jolka" była modna i te kobitki piszczały za Felciem, rzucały na szyję, słały listy, dzwoniły. Inna żona to by zaraz Bóg wie co pomyślała, iż on... No, wiesz. A ja myślałam: no, Matko Boska, przecież to jego praca - przyznała szczerze w "Gazecie Lubuskiej". Żartowała też, iż w domu nigdy nie śpiewał, choćby przy goleniu.
Rodzina, a przede wszystkim żona, Jadwiga, przez wszystkie lata kariery Felicjana Andrzejczaka była jego największym wsparciem. - Mam bardzo mądrą żonę. To ona była dla mnie motorem, który mi zawsze kibicował. Gdyby mi powiedziała na początku mojej przygody z muzyką, abym został w domu, z nią i z dziećmi, to bym posłuchał, ale ona zachęcała mnie do działania - wspominał po latach. Podkreślał, iż to jej "miłość i wiara" w niego sprawiły, iż zdecydował się na kontynuowanie kariery na scenie, a nie jako nauczyciel. I to dzięki niej udało mu się "przetrwać niejedną burzę". - Wytrzymałem dzięki żonie - podkreślał w rozmowie z Onetem.Dziękujemy za przeczytanie naszego artykułu.Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.