To on uratował jego karierę? Niezwykła historia filmu, który odmienił życie

film.interia.pl 1 dzień temu
Zdjęcie: materiały prasowe


Dziś jest globalną ikoną kina, ale droga na szczyt Brada Pitta nie była usłana różami. Gwiazdor otwarcie przyznaje, iż w połowie lat 90. zmagał się z poważnym kryzysem, który zagrażał jego karierze. Jednak wszystko zmieniło się, gdy w jego ręce trafił scenariusz kultowej produkcji.


Brad Pitt — od lat uznawany z a jednego z najprzystojniejszych aktorów Hollywood, jakich nosiła ziemia. Urodził się 18 grudnia 1963 roku w Shawnee w amerykańskim stanie Oklahoma w rodzinie baptystów. Jego początki w Fabryce Snów nie były łatwe. Do Hollywood przyjeżdżało wielu młodych i utalentowanych ludzi, którzy marzyli o wielkiej karierze. Pitt imał się różnych zajęć (np. reklamował restaurację w przebraniu kurczaka, pracował na basenie i jako szofer), zarobione pieniądze przeznaczał głównie na lekcje aktorstwa.
Przełomem w jego karierze okazała się rola autostopowicza w filmie Ridleya Scotta "Thelma i Louise" z 1991 roku. Mimo iż pojawił się na ekranie tylko na kilka minut, przykuł uwagę hollywoodzkich łowców talentów. Kolejne lata przyniosły mu wiele ikonicznych ról, które rozsławiły go na cały świat. Jednak w pewnym momencie stracił wiarę w aktorskie możliwości. Reklama


Wiemy, iż jedna, kultowa już produkcja przywróciła mu wiarę w swoją karierę.


"Siedem": scenariusz zmieniający życie


Okazuje się, iż lata 90. nie były dla Brada Pitta pasmem sukcesów i szczęśliwych lat. W wywiadzie udzielonym dla podcastu "Armchair Expert" wyznał, iż w 1994 roku zmagał się z naprawdę trudnym czasem.
"Budziłem się, nabijałem bongo, piłem cztery coca-cole z lodem, nic nie jadłem. Tego lata oglądałem proces O.J. Simpsona i próbowałem wymyślić, co dalej robić ze swoim życiem" - wyznał.
Z tej apatii wyrwał go właśnie scenariusz jednego z najlepszych kryminałów wszech czasów - "Siedem" w reżyserii Davida Finchera.
"Przeczytałem siedem pierwszych stron, oddzwoniłem do niej [menadżerki — przyp. red.] i zacząłem narzekać: 'Żartujesz? Przecież to klisza: stary glina chce odejść, a młody zaczyna pracę i patrzy na swoje trofea sportowe z liceum?’. Powiedziała: 'Po prostu to przeczytaj’. Potem spotkałem się z Finchem, który mówił o filmach jak nikt inny. Poczułem, iż mnie do tego ciągnie. Odkrycie tego sprawiło, iż na nowo zechciałem grać" - opowiedział w szczerej rozmowie.
I wygląda na to, iż dobrze się stało - "Siedem" wciąż pozostaje jednym z najbardziej mrocznych thrillerów w historii kina. Atmosfera filmu jest gęsta, skłania do refleksji, a mistrzowska reżyseria Finchera jest wizytówką samą w sobie. Pozostaje tylko pytanie - dlaczego tak wybitna produkcja była nominowana do Oscarów tylko w jednej kategorii?
Idź do oryginalnego materiału