„Przecież ja go kocham” - mówimy sobie i przyjaciółkom, próbując zrozumieć, czemu trwałyśmy w związku, który wysysał z nas radość, poczucie wartości, czasem choćby zdrowie. Wydaje się to logiczne: zostajesz, bo kochasz. Ale gdyby miłość była jedynym powodem, to dlaczego bolała tak bardzo? Odtwarzasz więc nieustannie te dobre chwile jak na taśmie. Sposób, w jaki trzymał twoją twarz, gdy płakałaś. Żarty, które rozumieliście tylko wy. Rozmowy, które sprawiały, iż czułaś się wysłuchana… Prawda, choć trudna, jest inna: to, co trzymało cię w tej relacji, to nie była czysta miłość. To był wewnętrzny mechanizm, który znałaś od lat — może od dzieciństwa. I który, choć destrukcyjny, dawał poczucie czegoś znajomego.
Przywiązanie a miłość
Psychologia mówi wprost: to, iż jesteś do kogoś przywiązana, nie znaczy, iż go kochasz zdrową miłością. Styl przywiązania kształtuje się już w dzieciństwie i to on często „dyktuje” nam, kogo wybieramy i kiedy odchodzimy. Szczególnie silny wpływ ma lękowy styl przywiązania. Osoby takie uczą się, iż miłość wiąże się z niepewnością, strachem i walką o uwagę. Dorosłe związki zbudowane na tym fundamencie to nie historia o prawdziwej bliskości, a o ciągłym skanowaniu: „czy on jeszcze mnie chce?”.
Wewnętrzne dziecko i jego tęsknota
Wiele kobiet (i mężczyzn) zostaje w raniących relacjach nie dlatego, iż są słabi, ale dlatego, iż w tej relacji ich wewnętrzne dziecko czuje znajomy klimat. Może to być chłód emocjonalny, ignorowanie potrzeb, przemoc słowna. jeżeli to właśnie było twoją codziennością w dzieciństwie, twoje ciało i emocje mogą interpretować to jako „normalność”. To nie jest twoja wina. To twoja adaptacja.
„Tym razem się uda”
Wiara, iż „jeszcze się zmieni”, „to tylko etap”, albo „on potrzebuje tylko więcej miłości” – to nie romantyzm, to mechanizm z dzieciństwa, kiedy próbowałaś zasłużyć na uwagę rodzica, który był niedostępny emocjonalnie. W dorosłym życiu wracasz do tego schematu, próbując go „naprawić” z partnerem. Tylko iż nie jesteś już dzieckiem. I nie musisz już nikogo przekonywać, iż zasługujesz na miłość.
Zostawałaś, bo się bałaś. Bo znałaś ten układ. Bo twoje wewnętrzne dziecko wierzyło, iż jeżeli wytrwasz – w końcu dostaniesz to, czego zawsze pragnęłaś. Ale prawdziwa miłość nie każe ci cierpieć w nieskończoność. Nie sprawia, iż czujesz się niewystarczająca. I na pewno nie zmusza cię do rezygnowania z siebie. To, iż odeszłaś (lub iż chcesz odejść), nie jest porażką. To akt odwagi. To znak, iż uczysz się kochać siebie bardziej niż schematy, które kiedyś wmówiono ci jako „miłość”.