Timothy Olyphant ma na koncie kilkadziesiąt ról w różnego rodzaju serialach, ale także na wielkim ekranie. I jak nam mówi, nic go nie wprawiło w taki szok, jak kooperacja ze Stevenem Soderberghiem przy miniserialu „Pełne koło”.
W lipcu na HBO Max możecie oglądać miniserial „Pełne koło„, którego twórcami są oscarowy reżyser Steven Soderbergh („The Knick”, „Mozaika”) oraz Ed Solomon, scenarzysta filmów z serii „Iluzja”. Składająca się z sześciu odcinków produkcja to thriller z wątkiem kryminalnym oraz wyraźnym dodatkiem w postaci dramatu rodzinnego. Akcja dzieje się w Nowym Jorku, ale swoimi korzeniami sięga do Gujany.
W obsadzie są m.in. Zazie Beetz („Atlanta”), Claire Danes („Homeland”), komik Jim Gaffigan, Jharrel Jerome („Jak nas widzą”), CCH Pounder („Avatar”), Dennis Quaid („Goliath”) i Timothy Olyphant („Justified”). Serialowa miała okazję spotkać się z częścią obsady na Zoomie. Rozmowy zostały nagrane przed strajkiem aktorów SAG-AFTRA.
Pełne koło – Timothy Olyphant o serialu HBO Max
Timothy Olyphant ma na swoim koncie kilkadziesiąt ról w filmach i serialach, w tym w „Justified„, „Deadwood„, „Fargo„, „The Mandalorian„, „Daisy Jones & the Six” czy „Santa Clarita Diet„. Aktor, który potrafi zagrać absolutnie wszystko i nie unika także małych epizodów (od „Seksu w wielkim mieście” po „The Office”), przyznał w rozmowie z nami i innymi mediami, iż od dawna chciał pracować ze Stevenem Soderberghiem i zgodził się zagrać w „Pełnym kole”, zanim w ogóle dostał scenariusz. A kiedy już go dostał, to po prostu go to wciągnęło. „Pamiętam, jak od samego początku czułem, jak bicie serca mi przyspieszyło. To było świetne. To była szybka lektura” – powiedział nam.
Opowiadając o swoim bohaterze z „Pełnego koła”, Olyphant powiedział, iż to facet, który „zdecydowanie jest w tarapatach” i iż „najwyraźniej próbował utrzymać coś w tajemnicy i niczego nie stracić”. Teraz jego świat zaczyna się rozpadać, po tym jak sekret zaczyna wychodzi na jaw, i w efekcie Derek podejmuje kilka decyzji nie wyglądających na zbyt racjonalne. Zapytaliśmy aktora, czy w jakimkolwiek momencie zaczął się zastanawiać, co by zrobił na miejscu swojego bohatera.
— W pewnym sensie ja po prostu odgrywam scenę. Prawie nie myślę o tym jako o czymś prawdziwym, bardziej staram się zagrać scenę. I często staram się po prostu przypomnieć sobie to początkowe uczucie, kiedy to czytałem, chociaż kiedy to czytam, staram się nie myśleć o pracy. Kiedy jest naprawdę przyjemny scenariusz, łatwo się w nim po prostu zagubić. Ale jest to uczucie, kiedy to czytasz – zapamiętuję to, czuję, iż to jest dobre i wiem, iż chcę to zrobić. Po prostu staram się pozostać z tym w kontakcie, z tym uczuciem, które mam. Ponieważ to cię łączy z tonem tego wszystkiego, z tonem, który chcesz czuć, kiedy w tym grasz. Tak naprawdę nigdy nie zadaję sobie pytania: wow, co bym zrobił, gdybym nim był? A może tak. Nie do końca to rozumiem, powiem ci szczerze.
Timothy Olyphant zapewnił nas następnie, iż jego praca jest tak naprawdę „dość nudna” i polega na powtarzaniu kwestii, aż pewne rzeczy się wyklarują. A kiedy już pewne sprawy stają się jasne, to „po prostu z tym leci”.
— To naprawdę dość nudne. Wiem, iż chodzi o coś więcej niż to, co ci powiem, ale nie do końca rozumiem tę część. Wiem tylko, iż często powtarzam kwestie. Tak naprawdę po prostu zapamiętuję swoje kwestie i lubię je powtarzać. Powtarzam je w kółko i jeszcze raz, i jeszcze. A im częściej je powtarzasz, tym bardziej wszystko zaczyna się filtrować. Dokonujesz wyborów, angażujesz się, przywiązujesz się do różnych rzeczy. Jestem świadomy tonu, ale poza tym wraca się do tych samych starych pytań: kto czego chce? Co się stanie, jeżeli tego nie dostanie? I czemu teraz? [To działa] dopóki jesteś świadomy tego wszystkiego, świadomy tego, co robisz w scenie, podstawowych działań. A potem po prostu z tym lecę.
Olyphant nakręcił na przestrzeni swojej 30-letniej kariery bardzo dużo różnorodnych seriali i filmów, zarówno komediowych, jak i dramatycznych. A jednak rola Dereka w „Pełnym kole” – faceta z klasy średniej z Manhattanu, który ma wygodne życie, miłą rodzinę i skrywa sekret z przeszłości – wciąż wydaje się pewnym odejściem od jego emploi. Zapytaliśmy go, czy nie ma wrażenia, iż wyszedł tutaj trochę ze swojej „strefy komfortu”, o ile w ogóle coś takiego jak „strefa komfortu” dla niego istnieje.
— Czuję, iż są takie rzeczy jak „Justified”, gdzie robię to od tak dawna. Jest po prostu pewien skrót i nie wchodzisz w to [od nowa], jeżeli chodzi o występ. Nie podchodzę do tego z tym samym uczuciem, które miałem, kiedy po raz pierwszy podjąłem się tej pracy, czyli poczuciem, iż jestem prawie pewny, iż wiem, co robię, ale zupełnie nie jestem pewny, czy to w ogóle zadziała. To moje ulubione uczucie – czuć, iż z jednej strony mam wrażenie, iż mam do tego prawdziwy instynkt, myślę, iż wiem, co chcę tu zrobić, tylko nie wiem, czy to zadziała. I kocham, jak te dwie rzeczy dzieją się naraz. Wciąż mam to uczucie przy „Justified”, z tą nową wersją czy jak to nazywamy – czy to będzie działało jako całość? Mam to uczucie. Czuję się podekscytowany. Myślę, iż to jest dobre, ale to totalne odejście [od oryginału]. To może być katastrofa. I to mnie ekscytuje.
Aktor przyznał następnie, iż „Pełne koło” rzeczywiście różni się pod względem tonu od rzeczy, które robił do tej pory. Jak nas jednak zapewnił, „nie byłby w stanie zrujnować dzieła Soderbergha”, choćby gdyby bardzo chciał, ponieważ wcześniej prawdopodobnie po prostu straciłby pracę. Powiedział nam również, iż mając u boku Claire Danes, każdy aktor może zdziałać cuda.
— W przypadku tego serialu pierwszego dnia myślę, iż wiedziałem, co robię, ale naprawdę nie wiem. Po prostu nie wiesz, dopóki nie zaczniesz. To było trochę odejście [od moich poprzednich ról], ponieważ pod względem tonu to się znacząco różni od rzeczy, które robiłem. (…) Rzeczą, która pomaga ci spać nocą, jest to, iż pracujesz ze Stevenem i wszystko, co kiedykolwiek widziałeś, co on zrobił, jest fantastyczne. Więc mówisz sobie: cóż, zakładam, iż to też będzie fantastyczne. Nie sądzę, żebym mógł zrujnować dzieło Soderbergha, wiesz, co mam na myśli? Po prostu nie sądzę, żebym był w stanie. To znaczy mogę spróbować, ale czuję, iż on by się mnie pozbył, zanim bym to zepsuł. A potem dosłownie masz wrażenie, iż czujesz, iż on jest publicznością, i czujesz jego energię. A pracując z kimś takim jak Claire, po prostu w tym jesteś.
I pod pewnymi względami nie różni się to niczym od robienia komedii czy czegokolwiek innego. To, co jest naprawdę fajne w tym, to, iż czujesz, iż to jest adekwatne albo nie. A jak tylko znajdziesz tę małą kieszonkę, gdzie czujesz się dobrze, czujesz, iż to ten moment, iż jesteś naprawdę zaangażowany i po prostu idziesz do przodu. Praca z Claire była świetną zabawą. Robisz z nią te sceny i zaletą jest to, iż jesteś tak pochłonięty tym, co ona robi, iż choćby nie wiesz, co sam robisz. Więc jest to po prostu łatwe.
Pełne koło – Timothy Olyphant o pracy z Soderbergiem
Na pytanie o szczegóły współpracy ze Stevenem Soderberghiem usłyszeliśmy, iż „to było oszałamiające” i iż Soderbergh ma bardzo niestandardowe metody pracy, o których wśród aktorów krążą już prawdziwe legendy.
— To było oszałamiające. Słyszałem o nim, widziałem wszystko. No, prawie wszystko. Zrobił dużo. I wiedziałem, iż pracuje szybko. Wiedziałem, iż na planie jest człowiekiem, który wiele nie mówi. Rozmawiałem [o nim] zawsze, kiedy spotykałem kogoś z aktorów. Właśnie pracowałem z Riley Keough w „Daisy Jones”, to było choćby zanim wiedziałem o tym. Ale zawsze kiedy pracuję z kimś, kto pracował ze Stevenem, pytam: jak to było pracować z Soderbergiem? A ona, iż było świetnie. Zapytałem, jaki jest na planie. A ona, iż adekwatnie to on nic nie mówi. Po prostu kręci.
(…) Słyszałem te historie, więc kiedy pojawiłem się [na planie], poniekąd wiedziałem. Rozmawiałem też z nim przez jakąś godzinę i wydawało się, iż się rozumiemy. Pojawiłem się więc na planie, i choć sporo wiedziałem i robię to już Bóg wie jak długo, to było po prostu szokujące. To było naprawdę szokujące, zobaczyć, jak on pracuje. choćby jeżeli ktoś ci mówi, iż on nie będzie ci dawał wskazówek, to jest naprawdę szokujące, kiedy reżyser nie daje ci żadnych wskazówek. choćby jeżeli ktoś ci powie, iż on tego nie zrobi. Wskazówka jest wtedy, kiedy on mówi: OK, następne ujęcie. To znaczy, iż podobało mu się, co zrobiłeś, i to tyle. I wstydzę się, jak bardzo polegałem na reżyserach, którzy mówili mi, iż to było naprawdę świetne. Myślałem, iż tego potrzebuję. Najwyraźniej nie. Najwyraźniej wystarczy, jeżeli on powie: OK, ruszamy dalej.
Następnie dostaliśmy wgląd w aktorskie technikalia – podobno nakręcenie „dość podstawowej sceny” zwykle trwa jakieś sześć godzin. U Soderbergha to samo jest zrobione w sześć minut, a przynajmniej tak twierdzi Timothy Olyphant.
— pozostało to, iż – wybacz, iż to takie rozwlekłe – on porusza się naprawdę szybko. Po prostu nigdy nie widziałem czegoś takiego. Stworzył system pracy, który jest bardzo wydajny. To niepokojące. To naprawdę dość irytujące, jak szybko… Pojawiasz się o ósmej rano. To bardzo techniczne kwestie aktorskie, wybacz mi, jeżeli to jest nudne, ale zwykle pojawiasz się na próbie na planie, ćwiczysz i potem wychodzisz, podczas gdy oni rozstawiają oświetlenie przez 45 minut. Potem wracasz, robisz ujęcie, oni wchodzą, żeby cię sfilmować i wychodzisz. Czemu? Bo przestawiają oświetlenie. Potem wracasz, a oni się odwracają. To zajmuje godzinę. Nakręcenie dość podstawowej sceny zajmuje sześć godzin.
Kręciliśmy sceny. Pojawiasz się o ósmej rano, masz próbę, o 8:10 już kręcisz, a o 8:16 kończysz scenę. Czujesz się, jakbyś dostał w twarz. Pracowałeś nad tym przez kilka miesięcy i w ciągu kilku minut było po wszystkim. Naprawdę sprawiało to bardziej wrażenie wydarzenia sportowego. To było naprawdę niesamowite. Było cudownie. Mógłbym tak przez cały dzień, ale to może nie być najlepsze – nie sprawdzi się w druku.
Jeśli dopiero zaczynacie oglądać „Pełne koło” i nie wiecie jeszcze, kto jest kim i jaką rolę odgrywa w fabule, tutaj znajdziecie więcej o postaciach z serialu HBO Max oraz fragmenty naszych rozmów z Zazie Beetz, Jimem Gaffiganem i Jharrelem Jerome’em.
Tymczasem Olyphant ma teraz świetną passę – oprócz „Pełnego koła” możecie go oglądać w „Justified: City Primeval„, które właśnie wystartowało po drugiej stronie oceanu i, jeżeli wierzyć amerykańskim recenzjom, zdecydowanie nie jest katastrofą.