Thunderbolts* – Nowe oblicze MCU / Recenzja

strefamusicart.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: Nowy projekt – 2025-05-05T191745.944


MCU powraca – i to w jakim stylu! Dla fanów postaci ze stajni Marvela majówka nabrała jeszcze więcej kolorytu, ponieważ Thunderbolts* zadebiutowali w kinach. Film opowiada historię wyrzutków, którzy muszą połączyć siły, aby przeciwstawić się swojej byłej pracodawczyni, Valentinie Allegrze de Fontaine (Julia Louis-Dreyfus), oraz powstrzymać rozwój niebezpiecznego eksperymentu powstającego pod jej okiem. Yelena (Florence Pugh), Bucky (Sebastian Stan), Red Guardian (David Harbour), Ghost (Hannah John-Kamen), Taskmaster (Olga Kurylenko), John Walker (Wyatt Russell) oraz tajemniczy, lekko fajtłapowaty Bob (Lewis Pullman) muszą zmierzyć się z najtrudniejszym zadaniem w swoim życiu, czyli… pracą w zespole.

Najnowszy film MCU na początku spotkał się z mieszanymi opiniami – niektórzy twierdzili, iż jest niepotrzebny, a inni nie mogli doczekać się marvelowskiego Suicide Squad. W ostatecznym rozrachunku okazuje się, iż to ci drudzy mieli lepsze przeczucia, ponieważ weekend otwarcia pokazuje, iż film cieszył się ogromnym zainteresowaniem na całym świecie.

David Harbour (Red Guardian), Hannah John-Kamen (Ghost), Sebastian Stan (Bucky), Florence Pugh (Yelena) i Wyatt Russell (John Walker) / źródło: Disney

Zacząć należy od tego, iż reżyser Jake Schreier wziął znany wszystkim schemat filmu superbohaterskiego i ubrał go w taki sposób, iż można odnieść wrażenie, jakoby oglądało się coś zupełnie nowego. Zamiast akcji i wybuchów otrzymujemy bardzo mocny ładunek emocjonalny, którym naładowany jest każdy z bohaterów. Dzięki temu zabiegowi Thunderbolts* mają okazję pokazać nie tyle gamę popisów kaskaderskich czy choreografii walk, ile – nienachalnie – zwracają uwagę widza na problemy psychiczne i to, do czego mogą prowadzić (oczywiście w sposób symboliczny).

Yelena w wykonaniu Florence Pugh stała się centralną twarzą filmu – i poradziła sobie z tym naprawdę dobrze. Jej gra składała się z mistrzowskiego balansu pomiędzy żałobą po siostrze, próbą odkrycia celu w życiu oraz coraz bardziej doskwierającą jej samotnością. Za co należy pochwalić aktorkę – nie oparła się wyłącznie gruzach pozostawionych po Czarnej Wdowie (Scarlett Johansson), dzięki czemu postać stała się wielowymiarowa i jeszcze ciekawsza.

Najciekawszy duet w filmie stworzyła właśnie ona razem z Bobem, który zdawałoby się, wypełnia pustkę Yeleny. Bohaterowie błyszczą razem na ekranie, dopełniając się poprzez tak drobne rzeczy jak gesty, spojrzenia czy choćby ton głosu. Lewis Pullman zrozumiał powierzone mu zadanie i świetnie odnalazł się w świecie MCU. Nie tylko jego chemia z Pugh na ekranie jest warta dostrzeżenia, to właśnie on musiał najbardziej dobitnie pokazać, co dzieje się z człowiekiem, kiedy wpada w sidła choroby psychicznej i depresji. Jego interpretacja tej postaci to nie tylko wprowadzenie nowego bohatera czy rozrywka z „panem w lateksie” w roli głównej, ale również zwrócenie naszej uwagi na niezwykle trudny i poważny temat.

Lewis Pullman (Bob) / źródło: Disney

Bucky oddaje pole pozostałym bohaterom, stając się kimś na wzór niańki, ale nie traci przy tym swojego uroku i charyzmy, które niezmiennie utrzymują się od jego pierwszego występu w Kapitanie Ameryce: Pierwszym Starciu. Ciekawie rozwinęła się jego relacja z Johnem Walkerem, która zyskała trochę kolorytu – i wygląda na to, iż może się przerodzić w interesującą przyjaźń. Zwłaszcza postać grana przez Russella zdaje się rozwijać – nie jest już płaskim wytworem rządu, który miał dać ludziom nowego bohatera. Stanął on teraz na drodze, która może go przeprowadzić przez szereg zmian sprawiających, iż w końcu dotrze do poziomu bohatera, do którego od zawsze aspirował.

Red Guardian w wykonaniu Harboura stał się prawdziwym ojcem grupy – i to w każdym możliwym aspekcie: zachęca, kibicuje, pomaga, a także potrafi zawstydzić… i to tak, iż choćby widz na sali kinowej może się wzdrygnąć z zażenowania na jego zachowanie… typowy tatuś.

Hannah John-Kamen wreszcie dostała kilka chwil, aby udowodnić, iż była naprawdę ciekawym czarnym charakterem w Ant-Manie 2. Po premierze tamtego filmu na całą produkcję wylały się niepochlebne opinie, a jednak już wtedy można było dostrzec potencjał w Avie. Teraz świetnie dopełniła grupę antybohaterów i sprawiła, iż z niecierpliwością można oczekiwać kolejnych projektów z udziałem jej bohaterki.

Prawdziwy popis aktorski, reżyserski, a także zimny kubeł wody na nadmiar akcji, który był niezwykle potrzebny. Thunderbolts* to świetne kino, które na pierwszy rzut oka może przypominać The Avengers, jednak dla wielu ludzi może stać się dużo ważniejsze, ponieważ płynie z niego dobitny i nietypowy dla takich produkcji morał. Emocjonalny rollercoaster pokazujący, iż nikt nie jest tylko zły lub tylko dobry.

Wyatt Russell (John Walker), Sebastian Stan (Bucky), Hannah John-Kamen (Ghost) i David Harbour (Red Guardian) / źródło: Disney

Autor: Joanna tulo

Idź do oryginalnego materiału