THIN LIZZY „Acoustic Sessions”, Decca • Compact Disc ⸜ RECENZJA

highfidelitynews.pl 2 tygodni temu

„Acoustic Sessions” jest pierwszym od czterdziestu lat albumem Thin Lizzy, z nagranymi na nowo, akustycznymi wersjami utworów.

Na płycie znalazły się zmiksowane od nowa, akustyczne wersje utworów, które wcześniej ukazały się w rocznicowej edycji super-deluxe przygotowanej na 50-lecie wydania albumu „Vagabonds of the Western World”, uważanego za przełomowego dla Thin Lizzy. Nowy album zawiera również akustyczne wykonania utworów z ich debiutu „Thin Lizzy” i z drugiej płyty „Shades of a Blue Orphanage”; utwór Remembering Pt. 2 był wcześniej opublikowany na jednej ze składanek.

Wydawca pisze:

Jesteśmy podekscytowani mogąc poinformować o wydaniu płyty Thin Lizzy Acoustic Sessions, przełomowego nowego albumu, który łączy legendarny głos Philipa Lynotta, mistrzowską pracę gitar członka-założyciela Erica Bella i potężne oryginalne ścieżki perkusji Briana Downey’a. Ten wyjątkowy projekt oferuje fanom rzadką okazję do poznania klasycznych hitów Thin Lizzy jak nigdy dotąd, z wcześniej niesłyszanymi wokalami Lynotta doskonale uzupełnionymi świeżymi akustycznymi aranżacjami Bella i dynamiczną perkusją Downey’a.
Opierając się na materiale z kultowej ery zespołu w wytwórni Decca, album powraca do utworów z pierwszych trzech albumów Thin Lizzy, prezentując je w intymnym formacie, który z pewnością urzeknie zarówno długoletnich fanów, jak i nowe pokolenie słuchaczy.
The Acoustic Sessions CD, → shop.THINLIZZYOFFICIAL.com, dostęp: 20.02.2025.
tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”, mat. pras. Decca

THIN LIZZY „Acoustic Sessions”

Wydawca: Decca/Universal Music Group 7511518

Format: Compact Disc
Premiera: 24 stycznia 2025
Słuchał: WOJCIECH PACUŁA

Jakość dźwięku: 9/10

DECCA.com
Zespół

THIN LIZZY, irlandzki zespół rockowy, powstał w Dublinie w 1969 roku. Jego twórczość zalicza się najczęściej do muzyki hardrockowej i heavymetalowej.

Początkowo grali w nim gitarzysta basowy, główny wokalista i główny autor tekstów Phil Lynott, perkusista Brian Downey, gitarzysta Eric Bell i organista Eric Wrixon. Jego skład na przestrzeni lat zmieniał się tak często, iż The Virgin Encyclopedia of Popular Music Colina Larkina mówi o tym procesie: „tortury”. Zaczęło się bardzo szybko, bo Wrixon odszedł już po kilku miesiącach, a Bell pod koniec 1973 roku, kiedy to został na krótko zastąpiony przez Gary’ego Moore’a. Dopowiedzmy, iż w latach 1979-1980 z Thin Lizzy grał również Midge Ure, na gitarze i instrumentach klawiszowych – muzyk, który w latach 1979–1986 był podstawą zespołu Ultravox, z którym wykonywał zupełnie inną muzykę.

Debiutowali w wytwórni Parlophone w 1970 roku, po czym podpisali angaż w Decca Records. Przypomnijmy, iż ta zasłużona dla muzyki klasycznej wytwórnia, w drugiej połowie lat 50. zaczęła wydawać również zespoły popowe i rockowe. Monografia Decca. The Supreme Company Darrena Henley’a i Daryla Easlea mówi o tym okresie (1956-1968) „The Pop Years”. Po tym, jak odrzuciła Beatlesów, wytwórnia zaproponowała umowę zespołowi The Rolling Stones, którzy swój pierwszy album wydali w 1964 roku. Z logo tej wytwórni ukazały się również płyty zespołów Small Faces i The Moody Blues, a w sub-labelu Deram wyszedł debiut Davida Bowiego.

Thin Lizzy dla Dekki, zanim w 1974 roku przeszli do Vertigo, nagrał trzy albumy: Thin Lizzy (1971), Shades of a Blue Orphanage (1972) oraz Vagabonds of the Western World (1973). Początkowo nie wyglądało to najlepiej, ponieważ żaden z utworów pochodzących z dwóch pierwszych płyt nie znalazł się w notowaniach list przebojów. Przełom przyszedł dopiero pod koniec 1972 roku wraz z singlem Whiskey in the Jar, ich wersji tradycyjnej irlandzkiej ballady.

Acoustic Sessions
˻ PROGRAM ˺ 1. Mama Nature Said, 2. A Song For While I’m Away, 3. Eire, 4. Slow Blues – E.B (Eric Bell), 5. Dublin, 6. Whiskey In The Jar, 7. Here I Go Again, 8. Shades Of A Blue Orphanage, 9. Remembering Pt. 2, 10. Slow Blues – G.M. (bonus track)

To pierwszy (niemal) nowy album tego irlandzkiego zespołu hardrockowego od czasu Thunder And Lightning z 1983 roku (Warner Bros. Records). Mająca premierę 24 stycznia płyta Acoustic Sessions przerywa – interesujące czy na długo – 42-letnią przerwę, choć zawarty na niej materiał nie jest tak do końca i zupełnie nowy. Jak można wywnioskować z tytułu, album zawiera nowe akustyczne wersje utworów, w tym nigdy wcześniej niesłyszane ścieżki wokalne zmarłego w 1986 roku Phila Lynotta. Do zapisanych na taśmach wielośladowych wokali założyciela zespołu dograno nowe partie gitarowe. O wersjach tych wytwórnia mówi „re-imagined”.

Eric Bell w magazynie „Guitar Player” mówił, iż większość z tych utworów została napisana jako utwory akustyczne i dopiero w studiu otrzymały one aranże, w których są dzisiaj znane. Dlatego też powrót do ich pierwotnego brzmienia jest mu bliskie:

Pamiętam sesję nagraniową uwtoru Eire, pochodzącego z naszego debiutanckiego albumu Thin Lizzy z 1971 roku. Główną partię gitary napisałem najpierw na gitarze akustycznej, a potem ją rozbudowaliśmy. Przez cały utwór grałem na 12-strunowej gitarze akustycznej, do której dodałem gitarę elektryczną. Przydało się to ostatnio w studiu w Belfaście, gdzie nagraliśmy nowe partie gitar, aby umożliwić nam stworzenie nowych akustycznych wersji niektórych z naszych ulubionych piosenek, odtwarzając te oryginalne akustyczne partie i dodając wokale, które Philip położył tego dnia oraz te oryginalne partie perkusji, które Brian [Downey] wymyślił podczas oryginalnych sesji nagraniowych.
CHRISTOPHER SCAPELLITI, „Guitar Player”, 1 listopada 2024, → www.GUITARPLAYER.com, dostęp: 20.02.2024.

Projekt Acoustic Sessions został zapoczątkowany przez producenta i miksera Richarda Whittakera, który wcześniej zremiksował album grupy Vagabonds of the Western World z 1973 roku w 50. rocznicę jego wydania. Podczas przeglądania tych nagrań wpadł na pomysł odtworzenia niektórych z nich w formacie akustycznym:

Tradycyjnie autorzy piosenek i zespoły używają akustycznych instrumentów polirytmicznych, takich jak pianino lub gitara, aby zaprezentować lub naszkicować swoje pomysły. W większości przypadków te ścieżki są zastępowane w miarę rozwoju procesu produkcyjnego, ale czasami te podstawowe elementy przetrwają i pozostają nienaruszone. Spotkałem się z tym podczas projektu Vagabonds.
⸜ Tamże.

Jak dodaje, po przejrzeniu wszystkich nagrań w archiwum Dekki, przedstawił listę pomysłów. Jak się okazało, w większości przypadków wymagana była dodatkowa praca i dogranie partii gitarowych. Wytwórnia zwróciła się więc do Erica Bella, który – jak czytamy – „z euforią zaangażował się w projekt”. Gitary nagrał Michael Bell w Start Together Recording Studio (The Oh Yeah Centre) w Belfaście (więcej → TUTAJ). Nagranie było cyfrowe, w stacji DAW Pro Tools HDX przez przetworniki A/D Apogee Symphony Mkii 32 i/o. Wykorzystano również analogowe urządzenia zewnętrzne. Studio posiada piękny wybór mikrofonów, jak i mnóstwo gitar oraz wzmacniaczy gitarowych; potężny zbiór tych pierwszych jest podzielony na instrumenty dla muzyków prawo – i leworęcznych (!).

Odsłuchy prowadzono przez kolumny Genelec 1032 oraz Yamaha Ns-10. Materiał został zmiksowany na nowo przez Whittakera, który został również producentem albumu. Masteringiem zajął się z kolei Tim Debney szef inżynierów dźwięku we Fluid Mastering. Wybór to dość nietypowy, ponieważ Debney jest znany z masteringu płyt zespołów i wykonawców, których twórczość oparta jest na elektronice, jak Lauryn Hill, The Orb, Lily Allen, Kasabian. Dodajmy, iż pracuje on z odsłuchami PMC BB5-XBDA napędzanymi wzmacniaczami Brystona.

Wydanie

Płyta została wydana na płytach Compact Disc, winylu oraz Blu-ray. Zarówno CD, jak i LP mają okładki kolorowe, jak i – to wersja Limited Edition – czarno białe. Te ostatnie mają dodatkowy, dziesiąty utwór pt. Slow Blues – G.M. Winyl jest dostępny w klasycznym, czarnym kolorze, jest wersja przezroczysta, jak i „Marble”. Na BD mamy miks przestrzenny Dolby ATMOS, 5.1, stereofoniczną wersję hi-res oraz i instrumentalne wersje utworów. Przez krótki czas można było również kupić płyty LP i CD z dodatkowymi art-printami, na których podpisał się gitarzysta Thin Lizzy, Andy Bell. I jest również wersja SHM-CD, wydana w Japonii (ja kupuję w → CD JAPAN).

Prezentujemy państwu wersję CD z czarno-białą okładką i art-printem. Została ona wytłoczona w niemieckiej wytwórni Optimal Media.

Okładka płyty ma fajny wygląd mini-LP. Niestety jest mniej niż ubożuchna. Wytwórnie płytowe same zarzynają w ten sposób źródło dochodów, jako iż fizyczne wydawnictwa przynoszą im konkretne pieniądze, w odróżnieniu od streamingu. Skupiają się na winylach, a przecież statystyki pokazują, iż płyty CD znowu zaczęły się sprzedawać. Branża wydawnicza niczego się, jak widać, nie nauczyła i jeżeli może, to skacze na główkę do pustego basenu, wierząc, iż „jakoś to będzie”.

Recenzowana płyta nie ma żadnej książeczki, a krążek wsuwany jest bezpośrednio do tekturowej, cieniutkiej okładki bez żadnego insertu (podobnie robi Blue Note). I nie mówię o czymś tak wyrafinowanym, jak foliowe, antystatyczne woreczki Nagaoka, a po prostu o papierowych wkładkach, do których najpierw moglibyśmy schować płytę. Z jednej strony mamy więc dopracowany produkt – dźwięk, grafika – a z drugiej ubóstwo – wydanie.

Dźwięk

Nie wiem, czy państwo już czytali wstępniak do styczniowego wydania HIGH FIDELITY – przypomnę, iż chodziło w nim o zmianę, którą zauważyłem w sposobie myślenia o dźwięku, zarówno wśród producentów urządzeń audio, jak i wydawców (Ciemno, ciemniej, wspaniale. Czyli o dźwięku w 2025 roku, więcej → TUTAJ). Oczywiście nie wszystkich, choćby nie większości. A jednak na tyle widocznej, iż można, moim zdaniem, mówić o pewnym trendzie.

Jak mówiłem, mam wrażenie, iż proces, który rozpoczął się jeszcze w latach 60. od walki na głośność między stacjami radiowymi w USA, najpierw AM, a następnie FM dobiega końca. Walka ta, pisałem, przeniosła się na lata 80., ale już w anturażu cyfrowym, krystalizując trend, który znamy współcześnie jako Loudness War. Pojęcie to opisuje tendencję rynku audio do maksymalnego kompresowania sygnału, który wydaje się przez to głośniejszy. Znika dynamika, rozmywają się przebiegi czasowe, zaburza się barwa, ale uderzenie pozostaje. Dodatkowo dopalane są wysokie i niskie tony, tworząc coś, co kiedyś uzyskiwało sięga pomocą filtru Loudness – stąd nazwa.

⸜ Wersja Compact Disc z kolorową okładką

Zmiana polega na tym, iż coraz więcej produktów i płyt brzmi lepiej pod względem tonalnym. Są ciemniejsze, a jednocześnie bardziej rozdzielcze. A jednym z przykładów, który przytoczyłem był singiel cyfrowy Whiskey In The Jar zespołu THIN LIZZY z akustyczną wersją tego utworu. Zapowiadał on album Acoustics Versions, o którym mówimy i była to jedna z najmniej agresywnych produkcji, z jaką miałem ostatnio do czynienia.

Odsłuch całej płyty ustawia ten wyimek we adekwatnym kontekście. Nie jest tak, iż płyta jako taka brzmi ciemno. Już otwierający płytę utwór ˻ 1 ˺ Mama Nature Said pokazuje, iż gitara akustyczna, na której gra Andy Bell, jest otwarta, mocna i jednoznaczna. Ustawiona na osi odsłuchu jest wyraźnie bliżej niż wokal Phila Lynotta. Ten rzeczywiście jest ciemny, nie ma w nim rozjaśnień. Ale też ma krótki pogłos, jak małego pomieszczenia, przez co utwór brzmi jak demo, jak coś zagranego w przerwie między adekwatnymi nagraniami i przypadkowo zarejestrowanego. Mastering został wykonany w taki sposób, iż brzmi to niesamowicie wiarygodnie i namacalnie. To prawdziwy minirecital. A kiedy wchodzi druga ścieżka z wokalem, mamy jeszcze mocniejsze wrażenie uczestnictwa w wydarzeniu na żywo.

˻ 2 ˺ A Song For While I’m Away ma inny wyraz, to oczywiste. Słyszymy pełny zespół, z gitarą basową i skrzypcami. A jednak pozostajemy w ramach estetyki zasygnalizowanej w Mama Nature Said. Ale nieco zmienionej. Wokal jest tu znacznie niższy, ma duży wolumen i jest niemal namacalny. Trochę, jakby gość siedział przed nami, na wysokim stołku, i trzymając mikrofon w jednej ręce, nachylał się nad nim i niemal szeptał to, co chce nam przekazać. Druga ścieżka z wokalem jest wyższa, bo i wokal ulokowano w wyższej oktawie. Ale i ona ma nisko ustawiony balans tonalny. Tak, to granie w niskim rejestrze, choćby bardzo niskim. A przez to – znakomite. Gitary są tu rozłożone po kanałach i nie są tak dobitne, jak w pierwszym utworze. I choćby rożek angielski, a więc dość jasny instrument, brzmi w dystyngowany sposób.

Myślałem, iż gęsto już było, dopóki nie usłyszałem ˻ 3 ˺ Eire. Wokal jest tu na długim pogłosie, dość daleko od miejsca odsłuchowego, podobnie zresztą, jak wszystkie instrumenty. Podstawą tego utworu są gitary Bella, zarówno rytmiczna, jak i solowa, akustyczna, jak i klasyczna, a choćby gitara rezonatorowa, którą słychać w prawym kanale. Bas lidera pobrzmiewa co jakiś czasie jest głęboki, ale i gęsty. Nie buczy, a jednak nie ma w nim wyraźnych.

⸜ Wersja Limited Edition na LP z winylem „Marble” • zdj. mat. pras. Decca

I dopiero w ˻ 4 ˺ Slow Blues – E.B/ (Eric Bell) mamy mocniejsze uderzenie. Kotły, które otwierają ten utwór są położone na długim pogłosie, w lewym kanale, ale są czytelne i dynamiczne. Po raz pierwszy słychać też gitarę elektryczną, ponownie Bella. Muzyk powstrzymał się przed unowocześnieniem jej brzmienia, dzięki czemu brzmi znakomicie. Gęsto, nisko, brudno. Czyste są za to gitary rytmiczne w lewym i prawym kanale. Perkusja, na której gra Brian Downey, ma czyste uderzenie, ale i ona jest raczej z tyłu. Najważniejszy i tak pozostaje mocny, znakomity wokal, tutaj raczej wyraźny, raczej klarowny. No i jest bas, który w połowie czwartej minuty tworzy wraz z gitarą gęste tło – znakomity kawałek!

Wraz z ˻ 5 ˺ Dublinem powracamy do grania w małym pubie. Naliczane na początku „One, Two, Three, Four” daje poczucie grania „na żywo”. To kolejny utwór wyłącznie z wokalem i gitarami, a przez to bardzo intymny Gitary tworzą wielopiętrową konstrukcję, na tyle gęstą, iż choćby nie wiemy, iż nie ma w tym utworze innych instrumentów. A gitary, skoro już przy nich jesteśmy, ponownie są one pozbawione wysokiej góry. Teraz słychać, iż to celowy zabieg, iż dałoby się je mocniej wypuścić do przodu. Myślę jednak, iż zaburzyłoby to proporcje i mocniej trzeba by też dać wokal, czyli go trochę skompresować. A tego byśmy nie chcieli.

I w ten sposób dochodzimy do ˻ 6 ˺ Whiskey In The Jar, utworu rozpoczynającego stronę B wersji analogowej. Chociaż mamy tu mocy rytm, wyraźnie zarysowaną stopę perkusji, to i tak gitary rytmiczne nadają jej sznyt. Wokal Lynetta jest „dymny”, to znaczy zanurzony w ciepłym powietrzu. To utwór z partią gitary akustycznej, na której gra wokalista Thin Lizzy, Bell miał więc okazję ponownie z nim zagrać, dokładając własną, rytmiczną.

⸜ LP z winylem Crystal Clear • zdj. mat. pras. Decca

˻ 7 ˺ Here Go Again rozpoczyna się podobnie, jak wcześniejsze utwory w których był tylko bas, wokal i gitary Bella, jednak jest tu i perkusja. Ale i tak mówimy wciąż o tym samym graniu, bardzo „barowym”, bardzo soczystym. Słuchamy muzyków, jakbyśmy siedzieli gdzieś w głębi, nie przed samymi kolumnami, a przez to słucha się tego we wspaniałym poczuciu wolności, jakbyśmy nie byli do niczego przymuszani.

Więcej inwencji dotyczącej produkcji wokalu mamy w ˻ 8 ˺ Shades of A Blue Orphanges. Głos ma długi, ale i ciemny pogłos, a i cały utwór jest bardziej przestrzenny, ma oddech. W utworze tym słychać również Mellotron oraz syntezatory, na których gra Clodagh Simonds, dodające całości głębi. A kiedy w 1:47 wchodzą wokale chórku, całość jeszcze bardziej się otwiera. Ciekawe, ale w książeczce nie zaznaczono dodatkowych wokalistów, z czego wynikałoby, iż to kolejne ścieżki zarejestrowane przez Lynetta.

Szybszy rytm dostajemy w ˻ 9 ˺ Remembering Pt. 2, pierwotnie kończący płytę Remembering, kompilację z 1976 roku. To fajne, szybkie, gęste granie, w którym Bell, chyba po raz pierwszy, kładzie tak odznaczające się solówki. Ciekawe, ale na niemal całej płycie zachowuje się, jakby tylko „wydobywał” coś z utworów Thin Lizzy, a tutaj jest pełnoprawnym członkiem zespołu.

⸜ Wersja Blu-ray z dźwiękiem w Dolby Amos i stereo hi-res • zdj. mat. pras. Decca

Wersję Limited Edition płyty Acoustic Sessions kończy utwór ˻ 10 ˺ Slow Blues – G.M (Gary More). To wspaniały utwór. Ponownie rozpoczyna go uderzenie w kotły, na których gra Brian Downey, znowu w lewym kanale. I jest też mocny, wspaniały wokal z długim pogłosem. I do tego znakomity fortepian. Ma on niską barwę, bo i jest nisko grany. Blues to jest wspaniały! I jedyny raz, od 1:56 słyszymy znakomitą gitarę Gary’ego Moore’a, jakże charakterystyczną. To doskonałe zakończenie płyty.

Podsumowanie

Acoustic Sessions jest jedną z lepszych płyt rockowych, jakie ostatnio słyszałem. Wprawdzie powstała wtórnie, niejako z „odzysku”, ale jako dzieło artystyczne, nowa kreacja, jest znakomity. To zupełnie inne spojrzenie na twórczość Thin Lizzy, w którym, chyba po raz pierwszy, wokal Phila Lynotta jest tak doskonale słyszalny, tak mocny, tak czysty i tak namacalny jednocześnie.

Dźwięk płyty jest ciemny, gęsty i bardzo rozdzielczy. Im głośniej jej słuchamy, tym więcej słyszymy, a wcale nie zaczyna nas to irytować. Mam wrażenie, iż pod tym względem płyta nie ma żadnego limitu – można ją grać tak głośno, jak tylko chcemy. Jest niesamowicie przestrzenna, choćby we fragmentach, w których są tylko gitary i wokal w małym pomieszczeniu. Doskonała jest produkcja i jeszcze lepsza realizacja. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby w utworach tego zespołu, w ścieżkach zapisanych na magnetofonie wielościeżkowym, nie kryła się prawdziwa magia.

»«

» JAK SŁUCHALIŚMY • Odsłuch został przeprowadzony w systemie referencyjnym „High Fidelity”. Płyty odtwarzane były na odtwarzaczu SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition, a utwór Whyskey in the Jarna odtwarzaczu plików Lumin T3. Sygnał do przedwzmacniacza liniowego Ayon Audio Spheris III był przesyłany interkonektem Siltech Triple Crown. W torze były również wzmacniacz mocy Soulution 710 oraz kolumny Harbeth M40.1. Kable zasilające – Siltech, Acoustic Revive i Acrolink.
W materiale umieszczono link afiliacyjny do sklepu CD Japan.

DECCA.com

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”, mat. pras. Decca

«●»

Idź do oryginalnego materiału