Płyty heavy metalowe z Grecji biorę w ciemno, bo to kraj który kryje sporo perełek. To dom epickich melodii, mrocznych klimatów, wyszukanych motywów i riffów i niezapomnianych emocji. "Powers of Darkness"to najnowsze dzieło Thelemite, który działa od 2010r. To już 4 album studyjny tej kapeli i ukazał się 9 mają nakładem Sleaszy rider records.
Mroczna okładka z wampirem w roli głównej i już robi się ciekawie. To nie jedyny atut tej płyty. Brzmienie mocno wzorowane na lata 80, a najlepsze w tym wszystkim to styl grupy. Jest mroczny heavy metal, progresywny rock i band nie trzyma się jasno określonych ram. Grają wg własnych zasad. Słychać wpływy savatage, Black Sabbath z Tonym Martinem, Ozzy osbourne'a i bardzo dużo Crimson glory. Wybuchowa mieszanka. Muzycy w Thelemite też doświadczeni i znani. Liderem jest Yannis Manopoulos, który pełni rolę wokalisty i gitarzysty. Znany z Crimson Fire.Ten głos potrafi zniszczyć i przenieść do innej rzeczywistości. Szacunek za talent i technikę. Dzieją się tutaj cuda. Yannis i Zack Kotsikis to duet gitarowy, który dostarcza sporo pozytywnych emocji. Na każdym kroku panowie nas czymś zaskakują. Zack jest z kolei znany z Battleroar. Perkusista Renos grywa w the silent wedding, a basista Nokia w choćby spitfire.
Klimaty Dio dają o sobie znać w klasycznym otwieraczu "Priest of Princess". Ten riff, klimat i zagrywki gitarowe to istny kunszt. Dio byłby dumny. Yannis daje czadu w "Renfield" i te partie wokalne rozwalają na łopatki. Niezwykle melodyjny i dynamiczny utwór. Więcej progresywnego rocka mamy w "Gods madman" z kolei "murder" przypomina Savatage. Refren w tym kawałku to majstersztyk. Te emocje i monumentalny klimat w "waiting for the Night" . Prawdziwy hit, bez wdawanie się w komercję. Klimatyczne syntezatory i duże pokłady hard rocka to cechy przebojowego "the learning hard way". Cudo! Coś z Foreigner czy meat loaf można uchwycić w "falling out of love" i to jeden z moich ulubionych kawałków na płycie. Taki hard rock to ja kocham. Piękna gra emocji. Jest ballada i to jaka. "Nail it to my heart" i taka stara szkoła rockowych ballad. Czysty geniusz. Nastrojowo jest też w bardziej progresywnym "clouds without Waters" i można przekonać się o bogactwie instrumentalnym Thelemite. I dotarliśmy do finału w postaci " Born in the dark". Znów hołd dla lat 80 i Dio czy savatage. Te partie gitarowe, ten mrok i przejścia gitarowe są tu bezbłędne.
Na takie płyty warto czekać. Thelemite tworzy genialną muzykę, która nie nudzi a z każdym odsłuchem odkrywa nowe smaczki i detale. Można się delektować i czerpać niekończąca przyjemność. Mają swój styl i wyróżniają się. Chwała im za to! Brawo.
Ocena 10/10