Theis Thaws – Fifteen Days

nowamuzyka.pl 4 godzin temu

Klasycznie, ale ze smakiem.

Tak jak w mojej poprzedniej recenzji za tytuł albumu służyły imiona, tak też dzisiejsi bohaterowie sygnują projekt swoimi nazwiskami. A za Theis Thaws kryją się rzecz jasna Tricky i paryski producent Mike Theis. Wraz z nimi zaprzyjaźnieni artyści. Na wokalach głównie Rosa Rocca Serra, ale pojawia się także reprezentantka labelu False Idols- Lucy La Dusk, raper Run Red Rambo czy Indieclimb. Znamy zamiłowania Trickiego do jasno określonej, żeńskiej barwy głosu i przymglonej budowy utworów. W tym wypadku rewolucji nie będzie. Pozostajemy w dobrze nam znanej strukturze. Ale czy to źle? Moim zdaniem nie. Kompozycje balansują na granicy kontroli i medytacyjnych stanów. Dobrze znów zanurzyć się w tej podróży, na nowo odświeżonej.

Nadal dużą satysfakcję sprawiają mi poszukiwania w rytmicznych, synkopowych patentach, czy klasyczne budowanie harmonii między wokalem, a melorecytacją. Wyjątkowo przyjemnie wsłuchuje się w „Good, And I’m Not”, które rozpoczyna się nawijką pod drumlessowsy podkład, aby przeistoczyć się w rozbujany perkusyjny groove. Tricky zdaje się mieć talent do wyszukiwania undergroundowych perełek. Choćby Lucy La Dusk mająca na koncie już kilka udanych singli dla False Idols, odnajduje się na tych hipnotycznych podkładach fantastycznie. Mocne ogniwo to też wiodące na albumie wokale Rosa Rocca Serra. Kooperacje z wokalistkami to już stały element konceptu nagrywania Thawsa, a w duetach z kobietami radzi sobie niezmiennie mocno oddziałując na doznania emocjonalne. Może to właśnie ten chłód głosów, niewyraźność zastosowana z premedytacją wpływa na transowe przytłumienie całego wydźwięku.

Zdubowany głos rozpływający się w basie na „Frozen Rivers”, wraz z syntezatorowymi pasmami kolorującymi kompozycję to start albumu mówiący wszystko o wciąż doskonałej kondycji producenta. Warto również zwrócić uwagę na singlowy remix promujący krążek. Interpretacja „Fly To Ceiling” spod ręki Davida Holmesa, uderza w mroczne downtempo z gęstą perkusją. A nie mniej wciąga wersja oryginalna zamieszczona na albumie. Instrumentalne „Monday” będzie z kolei eksperymentowało z jungle i ambientowymi powłokami. Choć krótkie, to wciąż niezwykle pięknie się prezentujące jest zakończenie („Velvet Blue”) nabijające rytm wokalu sekcją rytmiczną.

Panowie robią wspólnie znakomitą robotę, udowadniając kto potrafi wieloletni fach przełożyć na nowe wydania, wciąż w danym obszarze stylistycznym sprawdzające się w pełni. Czapki z głów za konsekwencje i warsztat z jakim kroczy „Fifteen Days”.

Profil na BandCamp »
Profil na Facebooku »

False Idols 2024

Idź do oryginalnego materiału