Toma Kami – missed heaven

nowamuzyka.pl 3 godzin temu

Zwiewnie i krótko.

Współczesna paryska scena klubowa cechuje się wyjątkowym eklektyzmem. Ma to oczywiście swoje źródła w jej przeszłości. Wszak producenci z nurtu French Touch, stojącymi za takimi projektami, jak Daft Pank, Motorbass czy Super Discount, z powodzeniem żonglowali różnymi brzmieniami: od soulu i funku, po disco i house. Nie inaczej rzecz się ma z młodym narybkiem tamtejszego undergroundu. Przykładem tego może być Toma Kami, który właśnie doczekał się debiutanckiego albumu.

Jego didżejskie sety od razu objawiły, iż daleko mu do stylistycznego puryzmu. Z powodzeniem stawiał na techno i house, sięgając przy okazji po disco, electro, jungle, hip-hop, a choćby dancehall. Zręczne dłonie i otwarty umysł doprowadziły go do takich klubów, jak De School czy Berghain i na prestiżowe festiwale w rodzaju uwielbianego przez fanów i media Dekmantela. W efekcie dziś paryski didżej dostał swoją pierwszą rezydenturę – w egzotycznym Post Barze w Helsinkach.

Jako producent zadebiutował w 2017 roku, prezentując bardziej spójną stylistycznie muzykę. Od początku postawił na techno i house, ale poddane nowoczesnej obróbce na modłę brytyjskiej bass music. Nic więc dziwnego, iż najwięcej jego EP-ek w swym katalogu umieściła ceniona wytwórnia Livity Sound z Bristolu. Kami lubi jednak pełną wolność artystyczną – i uruchomił własną firmę o nazwie mb studio, która penetruje przede wszystkim paryskie podziemie. I to jej nakładem ukazuje się jego debiutancki album.

Dziewięć nagrań z zestawu koncentruje się na bardziej abstrakcyjnej elektronice niż jego EP-ki. Otwierający całość „Fungi” to najbardziej klubowy numer w zestawie: sprężysty breakbeat podszyty dubowym basem i wypełniony rozwibrowanymi klawiszami. „Gladly” przestawia nas na ciepły IDM, osadzony na roztrzepanych perkusjonaliach. Dalej tym tropem podąża „Anemoia Resorts”, w którym Kami koncentruje się na świetlistych syntezatorach. Echa estetyki glitch, zaprzęgniętej w służbę IDM-u, słychać z kolei w „Missed Heaven”, łączącym zbasowany bit z melodyjną elektroniką i chrzęszczącymi efektami.

„Burning” to efekt fascynacji paryskiego producenta hip-hopem. Bujający bit ozdobiony zostaje jednak zaszumioną elektroniką, zamieniając się w eteryczny trip-hop rodem z wczesnych dokonań Autechre czy Lego Feet. IDM wraca dalej tylko na chwilę – i „Yung Groom” objawia talent swego twórcy do niekonwencjonalnego samplingu, budującego dramatyczny rys muzyki. Dla odmiany „Astoria LCL” ma zdecydowanie zrelaksowany ton, lokując się w formule najntisowego downtempo z tęsknym piano w roli głównej. Syntezatorowa wariacja „Arte Pop Secret” w stylu Briana Eno prowadzi nas do melancholijnego finału w soundtrackowym „Goal”.

Muzyka z „missed heaven” uwodzi swym zwiewnym brzmieniem i nostalgicznym nastrojem. Kojarzy się to z dokonaniami artystów z brytyjskiej wytwórni Wisdom Teeth. Momentami uderzają tu mocne bity, ale nagrania te nie mają klubowej mocy. To muzyka do słuchania w domu późnym wieczorem. Dziwi tylko długość niektórych utworów. Nie wiedzieć czemu Kami przyciął je do formatu trwającej zaledwie 1-2 minuty miniatury. Trochę to irytujące, bo chciałby się, aby utwory te wybrzmiały w pełniejszej wersji. Być może w ten sposób Francuz chciał podkreślić ulotność swej muzyki?

mb studio 2024

www.mbstudio.bandcamp.com

www.facebook.com/toma.kami.sound

Idź do oryginalnego materiału