The Neverending Story

aleksandra.jursza.net 3 tygodni temu

– Po prostu wierzymy, iż każde pokolenie zasługuje na swoją własną podróż do Fantazji – powiedział Ian Canning, komentując sprawę rebootu „Niekończącej się historii”. Jest jednym z producentów nowego filmu, być może serii (pozostali to: Emile Sherman, Roman Hocke oraz Ralph Gassmann i firma See-Saw Films). Na razie wiadomo tylko, iż streamingi się zabijają o stworzenie nowej wersji. A iż jestem świeżo po obejrzeniu „NeverEnding Story”, to nie bardzo mam dobre uczucia w sprawie. Dlaczego? A to już w recenzji.

NIEKOŃCZĄCA SIĘ OPOWIEŚĆ (1984)

to niemiecko-kanadyjski film na podstawie prozy Michaela Enda, niemieckiego autora literatury dziecięcej, zmarłego w 1995 roku. Jako, iż film powstał w latach osiemdziesiątych, mamy w nim do czynienia z mnóstwem praktycznych efektów specjalnych, które mimo wszystko wydają się toporne. Ale być może ułatwiają ujrzenie głębi, tego mroku znajdującego się w historii.

Bastian (Barret Oliver) ma problemy. Na przykład takie, iż jego koledzy go gnębią i wsadzają do śmietnika. Uciekając, trafia do księgarni, gdzie znajduje dziwnego pana siedzącego w książkach. Ten mu proponuje pójście do sklepu z grami – i ta wstawka mi się podobała. Ale chłopaczyna mówi, iż lubi czytać i czytał już LOTR’a xD. To było piękne, natomiast starszy pan zaczyna mu opowiadać o bardzo dziwnej książce, która jest niebezpieczna i lepiej, żeby się do niej nie zbliżał. Dziecko jak to dziecko, wzięło zakazany owoc, polazło do szkoły na wagary i zaczęło czytać „Niekończącą się historię”.

Dalej Wam nie będę opowiadać, bo po pierwsze: samemu warto obejrzeć. Po drugie: to nie streszczenie, a można się bez spojlerów obejść. A po trzecie wreszcie: ta historia jest głębsza, niż myślicie. To nie jest tylko opowieść o chłopaku, który walczy z trudnościami.

W „Niekończącej się historii” mamy mrok i to bardzo wyraźny. Być może dlatego za dzieciaka nie przepadałam za tym filmem, ale teraz… to jest tak, jakby widz obserwował zmagania się z mroczniejszą stroną siebie – z tą słabszą, bojącą się, tą mniej szlachetną, pełnej wad. Ba, jest tu też widoczne, iż historia może pełnić formę autoterapii (żałoba?), ale ja się skupiałam najbardziej na kontakcie z tą mniej jaśniejszą stroną człowieka. I zdaję sobie sprawę, iż „Niekończąca się historia” to dla wielu opowieść o tym, iż warto realizować marzenia.

A propos marzeń, gdy już docieramy do końcówki widzimy przesłanie, które jest bardzo ważne. A choćby ezoteryczne. W sumie jest ono wypowiedziane na głos, wprost, więc nie będę spojlerowała, żebyście sami je odkryli. Bo kto wie, może dla Was te słowa będą znaczyć co innego?

Dodam tu jeszcze dwie rzeczy.

Po pierwsze – film zawiera wiele myśli, które mogą być inspiracją. Na przykład smok mówi tak: – Nigdy się nie poddawaj, a szczęście cię znajdzie.

Po drugie, wydaje mi się, iż „Niekończąca się historia” to jakieś niezwykłe dzieło, bo fabuła jest prosta jak budowa cepa, choćby wydaje się na dzień dzisiejszy zwyczajna, niezbyt odkrywcza. Ale… coś bardzo często kazało mi się wzruszać, płakać. No tak – scena ze zwierzątkiem była pewnie dla pokolenia lat 80′ jak scena z Mufasą dla pokolenia lat 90′. Tak czy inaczej, na obu były łzy, tyle iż w przeciwieństwie do „Króla lwa” łez na „Niekończącej się historii” było dużo więcej.

Zapewne KlikRadio, Joanka98 i Matthias Music District wiedzieli, iż Limahl nagrał piosenkę do tego filmu – link w komentarzu i dedykuję ją szczególnie Wam. Ja oczywiście pojęcia bladego nie mam, kto zacz Limahl, ale piosenkę rozpoznałam od pierwszej nuty i się ostro dość zdziwiłam, iż ten wspaniały, bardzo zresztą klimatyczny utwór pochodzi z tego filmu,

Niestety, „Niekończąca się historia” padła ofiarą kontynuacji. Drugą część nakręcono w 1990 (IMDB: 5.1), a trzecią w 1994 i… to musi być film, który woła o pomstę do nieba, wywołuje ból głowy i jest paździerzem ponad miarę, bo otrzymał zawrotną ocenę 3.2 na IMDB. Boję się to coś recenzować xD. Na szczęście, dalej jest już trochę lepiej, bo w 2001 nakręcono 13-odcinkowy serial, który na IMDB uzyskał ocenę 5.0.

Dobra, boję się rebootu. Podejrzewam, iż nie będzie to już tak głęboka historia, iż rozmiękczą znaczenie tak, jak rozmiękczyli „Diunę” i iż film zamiast 1,5 h będzie trwał jakieś 2h i połowa z tego będzie słabym, filozofi… a nie, sorry, przed chwilą mówiłam, iż nie będzie filozofii. Ale tej głębokiej. Cóż, zobaczymy jak będzie, w końcu producenci dopiero toczą rozmowy nad powstaniem „Niekończącej się historii”. Tymczasem zapraszam Was do obejrzenia tej niesamowitej historii w wersji z 1984. Miłego oglądania!

Idź do oryginalnego materiału