Chociaż Mando i Grogu zaliczyli w międzyczasie występ gościnny, na powrót ich własnego serialu trzeba było czekać przeszło dwa lata. Co słychać u tej sympatycznej pary?
Jeżeli swoją znajomość serialowego uniwersum „Gwiezdnych wojen” ograniczaliście dotąd do „The Mandalorian„, to premiera 3. sezonu (pierwszy odcinek jest już dostępny na Disney+, ja widziałem przedpremierowo również drugi) mogła was nieco zbić z tropu. Czy para głównych bohaterów nie rozdzieliła się, gdy widzieliśmy ich po raz ostatni? Spieszymy poinformować, iż macie nieaktualne informacje.
The Mandalorian sezon 3 – co działo się z bohaterami?
Bo owszem, poprzednia seria zakończyła się rozłąką Mando (Pedro Pascal) i Grogu, ale ta nie trwała długo. Rzecz w tym, iż kontynuację ich historii przyniosła „Księga Boby Fetta„, więc, jeżeli ją przegapiliście, teraz jest dobry moment, żeby nadrobić zaległości. Albo przynajmniej obejrzeć trzy ostatnie odcinki, z których dowiecie się wszystkiego, czego trzeba. Reszta to strata czasu, bo pierwszy ze spin-offów „The Mandalorian” nijak nie dorównuje oryginałowi i wypada się tylko cieszyć, iż ten w końcu wrócił.
Nawet jeżeli nie był to powrót wymarzony, bo trzeba uczciwie przyznać, iż serial Jona Favreau widywał już odcinki znacznie lepsze od premierowego „The Apostate”, który pełni tu rolę typowego wstępu. Jego zadanie to ni mniej, ni więcej tylko przypomnieć widzom, gdzie się znajdujemy, wyłożyć na stół fabularne karty na dalszą część sezonu, no i doprawić całość paroma scenami akcji. Ot, standard, którego długo wspominać raczej nie będziemy.
Mimo wszystko umniejszyć jego znaczeniu nie można, bo to on wyznacza produkcji dalszą drogę, która tym razem powinna się w większym stopniu skupić wokół Dina Djarina, a nie jego małego towarzysza. Jak pamiętacie, główny bohater popełnił poprzednio największe wykroczenie względem własnego klanu i zdjął hełm, ukazując innym swoje oblicze, przez co nie może się już tytułować Mandalorianinem. A iż Mando należy do wiernych wyznawców (by nie powiedzieć sekciarzy), pozostaje mu jedna droga odkupienia win – zanurzyć się w Żywych Wodach na opuszczonej planecie Mandalore.
The Mandalorian pyta o kulturę i pochodzenie bohatera
Proste, choćby bardzo i nie ma co się spodziewać, iż cały ten wątek zajmie nam szczególnie dużo czasu. Już premierowy odcinek dał wszak do zrozumienia, iż uwagę powinniśmy skupiać nie tyle na misji bohatera, co na towarzyszącym jej kontekście, czyli kwestii pochodzenia i dziedzictwa Mandalorian. Od otwierającej sekwencji „chrztu”, przez poszukiwania Mando, po jego ponowne spotkanie z Bo-Katan (Katee Sackhoff), wszystko kręciło się tu wokół rasy kosmicznych wojowników, mniej czy bardziej nachalnie sugerując rolę, jaką odegra w tym Din Djarin. Tym bardziej wątpliwe, by miał on długo pozostawać wyrzutkiem, czyż nie?
Nie uprzedzajmy jednak faktów, póki co koncentrując się na podstawowym zadaniu odzyskania odpowiedniego statusu wśród swoich, co kieruje kroki Mando w kolejne znane rejony. Zarówno treściowo, za sprawą Greefa Kargi (Carl Weathers) i planety Nevarro, jak i formalnie, bo scenariusz układa się praktycznie od samego początku w znany z poprzednich sezonów prosty quest. Wypełnij główną misję, po drodze zajmując się zadaniami pobocznymi. Nie ma większego znaczenia, czy to będzie naprawa IG-11, czy ucieczka przed kosmicznymi piratami – wszystko ma nas zbliżać do podstawowego celu, oferując kilka ponad to.
Czy to wada? Na pewno niezbyt rozsądnym byłoby oczekiwać teraz po serialu czegoś innego, skoro formuła została już wypróbowana i co najmniej nieźle sprawdziła się w poprzednich sezonach. Twórcy idą więc znaną sobie ścieżką, dokładając krok po kroku niewielkie cegiełki do charakterystyki tytułowego bohatera i jego relacji z Grogu, nie czyniąc ich jednak nigdy głównym punktem programu. Trochę szkoda, ale z drugiej strony dwa solidne fundamenty, na których opiera się przedstawienie Mando (uczucia względem małego i wierność zasadom) to już sporo, może więc nie ma sensu za bardzo narzekać. Było nie było „The Mandalorian” to przede wszystkim nie jakaś znowu wyszukana przygoda.
The Mandalorian – 3. sezon to więcej tego, co lubimy
A pod tym względem już naprawdę trudno mieć do otwarcia 3. sezonu większe pretensje. Wprowadzenie pod nowy rozdział historii jest solidne, dobrze zrealizowanej akcji zarówno na ziemi, jak i w przestrzeni kosmicznej nie brakuje, świat jest bogaty i zróżnicowany, znalazło się miejsce na nawiązania do innych części sagi (szczególnie zaintrygowani mogą być fani serialu „Star Wars: Rebelianci”), no i oczywiście kolejne urocze scenki z Grogu. Nic tylko czerpać z tego wszystkiego całymi garściami.
Mało? Pewnie, zważywszy choćby na to, iż „Andor” pokazał nam, jak dobrze napisana może być historia w uniwersum „Gwiezdnych wojen”, ma się większe oczekiwania wobec pozostałych. „The Mandalorian”, choć na starcie nowego sezonu za bardzo tego nie pokazuje, bez wątpienia posiada potencjał, by je wypełnić i niedługo sami się przekonacie, iż twórcy przynajmniej próbują sprostać wyzwaniu, nie porzucając jednocześnie niczego, co uczyniło ich produkcję tak lubianą. Zobaczymy, jak im pójdzie.