The Bear – recenzja 4. sezonu. Ogień przygasł, ale emocje zostały

popkulturowcy.pl 7 godzin temu

Czwarty sezon The Bear jest zdecydowanie spokojniejszy, ale bynajmniej nie mniej emocjonujący. Serial w końcu zwraca uwagę na poboczne postacie, dając przy tym szansę na rozwój głównym bohaterom historii. I choć krzyki w restauracji znacząco straciły na intensywności, to nerwowy nastrój przez cały czas unosi się na ekranie.

Najnowszy sezon The Bear rozwija wydarzenia z 3. części serialu, która pozostawiła w wielu fanach niedosyt. Tytułowa restauracja próbuje podnieść się po otrzymaniu kiepskiej recenzji, walcząc przy tym wciąż z problemami finansowymi. Wujek Jimmy stawia przed Carmy’m ultimatum – równe dwa miesiące na odbicie się od dna. W przeciwnym razie lokal zostanie zamknięty.

Sezony 3. i 4. zostały nagrane w tym samym czasie, jednak na nowe odcinki musieliśmy poczekać rok. Można by rzec, iż ostatnie odcinki to odgrzewanie starych kotletów. Szef Carmen i jego rodzina próbują przepracować traumę, Syd wciąż jest rozdarta pomiędzy aktualną pracą a propozycją od Adama Shapiro. Zdaje się również, iż restauracja nie jest w stanie wyrwać się z klątwy długów. Choć tematy zdają się powielać, to absolutnie nie nudzą. Swoją zasługę ma w tym głębsze przedstawienie postaci, które do tej pory nie miały szansy się wykazać. Ebraheim stara się rozwijać swoje horyzonty, co może pociągnąć za sobą interesujące konsekwencje w kolejnym sezonie. Gary natomiast poszerza swoją wiedzę z zakresu znajomości win. Dobrze jest zobaczyć resztę załogi doskonalącą swoje umiejętności – w końcu sukces restauracji leży w rękach wszystkich.

Niewątpliwą rolę w dążeniu do celu odgrywa tutaj Carmen Berzatto, odgrywany przez Jeremy’ego Allena White. Właściciel The Bear zdaje się w końcu brać odpowiedzialność za swoje zachowanie, co stanowczo wpływa na nastroje w kuchni. Postęp tej postaci jest w tym sezonie rażąco zauważalny i przejawia się w jego łagodniejszym podejściu do członków rodziny – zarówno biologicznej, jak i tej wybranej.

W 4. sezonie na główny plan wysuwa się jednak inny szef kuchni. Narracja coraz silniej rzuca światło na Syd, która została fenomenalnie przedstawiona przez Ayo Edebiri. Amerykańska aktorka udowodniła, iż zdecydowanie zasłużyła na nagrodę Emmy, którą otrzymała dwa lata temu za pracę w tym serialu. Sceny należące do Sydney nieprzypadkowo łudząco przypominały niektóre sytuacje, które spotkały Carmy’ego w poprzednich sezonach. Kucharka zyskuje coraz wyższą pozycję w restauracji, gasząc przy tym w pewnym sensie postać Berzatto. Ma to jednak swoją cenę; wszystkie dylematy i lęki towarzyszące Syd nabierają na intensywności.

Kadr z finałowego odcinka The Bear // FX

Genialna gra aktorów po raz kolejny została podkreślona przez pracę kamery i momentami intensywnie intymny montaż. The Bear nie sprawia wrażenia zwykłego serialu telewizyjnego; każdy odcinek nakręcony jest z wielko-ekranową precyzją, tak bardzo zresztą pasującą do rygorystycznego charakteru restauracji. Ciężko byłoby mi wskazać inną produkcję, która z taką siłą potrafiłaby utrzymać uwagę widza pomimo dość statycznego przebiegu odcinków. Fenomenalne jest dla mnie to, iż niektóre sceny potrafią trwać nieprzerwanie po kilkanaście minut, angażując przy tym odbiorcę zupełnie. Ponownie należy wskazać tutaj na zasługę aktorów, którzy sprawiają, iż odbiorca czuje się częścią odgrywających się przed nim sytuacji.

The Bear zdecydowanie określiłabym jako dramat – doświadczenia życiowe bohaterów i powiązane z nimi emocje stanowią siłę napędową tego serialu. Nie można mu jednak odmówić aspektu komediowego. Być może najnowszy sezon kilkukrotnie pozostawiał mnie na granicy płaczu, jednak niektóre z łez zdecydowanie zostały wywołane przez śmiech. Kameralna załoga restauracji niewątpliwie posługuje się swoim wyjątkowym humorem, który na przestrzeni kilku sezonów zdążyliśmy już dobrze poznać. The Bear pozostawia przestrzeń na radość, która najbardziej wybija się w ponadgodzinnym odcinku siódmym.

Kadr z 7. odcinka The Bear // FX

4. sezon zdecydowanie jest o ludziach i komunikacji. jeżeli dla kogoś najatrakcyjniejszym aspektem The Bear był absolutny chaos panujący na samym początku serialu, to nowe odcinki mogą nie przypaść mu do gustu. Mnie osobiście urzekła szczerość, na którą w końcu zdobyły się niektóre postacie. Choć daleko im jeszcze do perfekcji, wspólna praca w restauracji naprawdę utemperowała bohaterów takich jak Carmen i Richie. Nie da się ukryć, iż rozmowy pomiędzy Carmy’m a jego mamą Donną czy właśnie Richardem dostarczają ogromnego ładunku emocjonalnego. Pierwsze dwa sezony stanowiły prawdziwy rollercoaster, a panujący tam nastrój niemalże przyprawiał widownię o ataki paniki. Ostatnie odcinki odchodzą może od tego tempa narracji, jednak wszelkie złości i lęki bohaterów wciąż są dla odbiorcy silnie namacalne.

Ciężko w tych czasach znaleźć serial na tak wysokim poziomie, jaki wciąż utrzymuje The Bear. Każdy z aktorów wnosi na ekran coś świeżego i autentycznego. Twórcy produkcji zdają się odchodzić powoli od zbliżeń na mozolnie przygotowywane dania; coraz bliższe stają się natomiast sylwetki bohaterów. Niektórym fanom serialu stopniowe odchodzenie od początkowych konwencji może nie podejść, jednak osobiście z niecierpliwością czekam na to, co przyniesie przyszłość. Dla mnie The Bear nigdy nie był serialem o gotowaniu. To przede wszystkim historia o ludziach, ich lękach i skomplikowanych więziach – nowy sezon ukazuje to wszystko w jeszcze bardziej dosadny i boleśnie autentyczny sposób.

Fot. główne: materiały prasowe

Idź do oryginalnego materiału