Ten jeden krok wymagał od Justyny Szyc-Nagłowskiej ogromnej odwagi. Borys Szyc nie ukrywa dumy: „Jeszcze bardziej ją podziwiam”

viva.pl 6 godzin temu
Zdjęcie: Zdjęcia Marlena Bielinska/move


Justyna Szyc-Nagłowska napisała książkę – intymną, osobistą i bezkompromisowo szczerą. To zapis emocji, doświadczeń, sukcesów i słabości. „Miałam chwile wątpliwości, czy nie za dużo zdradzam. Ale potem pomyślałam: Co komu do mojej prawdy? Taka jestem. Komuś może nie podobać się moje życie, ale ono jest… moje!” – przyznaje. Stworzyła coś, co jest tylko jej – bez pomocy, bez protekcji, bez kompromisów. Borys Szyc nie kryje dumy i wzruszenia, czytając słowa żony, które zawarła na kartach książki: „Moim sensem jest mój mąż”.

To, co powiedziała Justyna, pokrywa się z podejściem Borysa do grania – szczególnie w teatrze. Jego zdaniem albo pokazuje się wszystko, całą prawdę, albo nikogo to nie obchodzi. Trzeba „wywalić bebechy”, odsłonić całego siebie – co często bardzo boli – i powiedzieć: „Oto jestem ja”. W przeciwnym razie sztuka traci sens. Oboje przyznają, iż czasem się ukrywają – ona za formą literacką, on za maską teatralną – ale fundament pozostaje ten sam: chęć opowiedzenia czegoś prawdziwego.

Borys Szyc nie ukrywa dumy. Justyna Szyc-Nagłowska: "Dowiedziałam się, iż jestem dzielna, bo napisanie tej książki wymagało odwagi"

Żona napisała książkę o swoim życiu: o emocjach, doświadczeniach, sukcesach, słabościach… Szczerze i odważnie. Przewrotnie zapytam: Czego dowiedział się Pan o sobie z opowieści żony?
Borys: Dowiedziałem się z dedykacji, iż jestem istotną częścią tej książki, przynajmniej od strony motywacyjnej i wspierającej, co jest dla mnie najcenniejsze. Nie ukrywam, iż czasem miałem już dosyć. To był bardzo długi proces. Justyna ma cechę, którą poznałem u mojego dyrektora, Macieja Englerta…
Justyna: (Śmiech). Ależ porównanie…
Borys: …aby dojść do sedna tego, co naprawdę chce, musi najpierw wypowiedzieć to na głos. Nagłowska – na głos. „Pisała” tę książkę przez lata, opowiadając o różnych pomysłach, a ja słuchałem. Byłem też świadkiem jej frustracji – musi wreszcie zacząć, ale nie może, chce, ale się boi, kocha pisać, ale nienawidzi długich form. Mówiłem: „Dasz radę, po prostu usiądź i pisz”, ale ona ma w sobie wielką niepewność. A na drugim biegunie gigantyczną potrzebę udowodnienia światu – i sobie – iż choć jest moją żoną, wszystko może zrobić sama. Przy pracy nad tą książką nie chciała ode mnie nic, żadnej pomocy. Zaryzykowała i sama ją wydała, za to jeszcze bardziej ją podziwiam. Ale koszty zdrowotne są wysokie. Jak pani widzi, a raczej słyszy, dzisiaj ledwo mówi. jeżeli więc udało mi się jakoś żonę wesprzeć, to się cieszę.

– Piękny panegiryk, ale… uciekł Pan od pytania!
Justyna: Wiem, dlaczego uciekł od tego pytania! Nie doczytał do końca…

– Przeczytał Pan rozdział o miłości?
Borys: Jeszcze nie.

– Zacytuję Panu fragment: „Jest z kim dzielić euforia i smutek. Jest troska i czułość. Jest pożądanie, jest seks. Jest złość i bezradność. Czasem kompletny brak zrozumienia. (…) Jest patrzenie sobie w oczy, a czasem przewracanie oczami. Jest sens. Moim sensem jest mój mąż. Jeden człowiek, a tyle mi już dał w życiu”. Piękne, przyzna Pan!
Borys: No piękne! Dostałem skrypt książki, który przeczytałem do połowy na leżaku w Hiszpanii. Wie pani, jakie to jest uczucie, gdy ktoś, kogo bardzo się kocha, robi coś ważnego, na przykład po raz pierwszy występuje na scenie jak moja córka albo pisze książkę jak moja żona? Bardzo tej osobie kibicujesz, a z drugiej strony boisz się i mocno trzymasz kciuki: Boże, żeby to było dobre! Żebym nie musiał mówić: „Kochanie, no piękna okładka! Miałaś świetny pomysł”…
Justyna: …ślicznie uśmiechasz się na tym zdjęciu (śmiech).
Borys: No więc zacząłem czytać i po paru kartkach poczułem ulgę i radość: O Boże, jak ona dobrze pisze. Jakie ma lekkie pióro, jakie to jest dowcipne, inteligentne i wzruszające. Pamiętasz, iż się wzruszyłem?

TYLKO W VIVIE!: Justyna Szyc-Nagłowska i Borys Szyc szczerze o patchworkowej rodzinie: "Pracujemy nad tym nieustannie, bo to jest turboskomplikowane"

Justyna: Pamiętam.
Borys: Justyna z powodu swojego ADHD odkłada wszystko na końcóweczkę końcóweczki i kiedy wszyscy są gotowi ją powiesić, siada i wena na nią spływa. To jest niesamowity moment w twórczości.
Justyna: Ekstatyczny. Człowiek wstaje od komputera i czuje, iż zadziało się coś bardzo ważnego, choć nie do końca wie co. Pamiętam taki moment na Mazurach. To jest moje miejsce mocy, tam chciałabym się zestarzeć i umrzeć. Wiem, iż mój mąż woli ciepłe klimaty, więc na koniec być może będziemy musieli się rozdzielić… (śmiech).

– Pisanie jest formą terapii. Robiąc tę wiwisekcję, dowiedziała się Pani czegoś o sobie?
Justyna: Oooo, wielu rzeczy! Przede wszystkim tego, iż jestem fajną osobą. Lubię siebie w tej książce. Dowiedziałam się, iż jestem dzielna, bo napisanie tej książki wymagało odwagi. Miałam chwile wątpliwości, czy nie za dużo zdradzam. Ale potem pomyślałam: Co komu do mojej prawdy? Taka jestem. Komuś może nie podobać się moje życie, ale ono jest… moje!

– „Sat Nam”. Prawda o mnie.
Justyna: Mam to wytatuowane na ramieniu (Justyna podciąga rękaw swetra – przyp. red.). Wszyscy boimy się osądu innych. Też się bałam, ale już się nie boję – cudowne, iż mogę tak powiedzieć – iż ludzie będą mówić: „Żona Szyca napisała książkę”, a ja chcę być i jestem autorką. Cały czas buduję siebie. W relacji z tak silnym mężczyzną jest mi trudniej. Nigdy nie proszę o żadną protekcję. Praca nad książką pokazała mi, iż jestem wytrwała. Pomimo dużych deficytów uwagi, pomimo stanów lękowych, wstydu, doprowadziłam ją do końca. Dumna jestem z siebie.
Borys: Ja z ciebie również. Justyna ma wiele sprzecznych cech w sobie, jest bardzo lękowa i bardzo odważna. To scrollowanie, z którego tak się śmiałem, było dla niej symboliczne, bo sama nie wierzyła, iż ta książka kiedyś powstanie. Widzę w nas podobieństwo. Widzę w tobie artystkę, którą pamiętałem z czasów, gdy po raz pierwszy byliśmy parą. Mieliśmy wtedy po 20 lat. Kochałaś sztukę i teraz, po latach, do niej wróciłaś. Powiedziałaś: „Co komu do mojej prawdy?”. To pokrywa się z moim podejściem do grania, mówię głównie o teatrze. Albo pokazujesz wszystko, całą prawdę, albo nikogo to nie obchodzi. Wywalasz bebechy, odsłaniasz całego siebie – co często bardzo boli – i mówisz: „Oto jestem ja”. Inaczej nie ma sensu uprawiać sztuki. Oczywiście czasami się ukrywamy, ty za formą literacką, ja za maską teatralną, ale baza jest ta sama – chęć opowiedzenia czegoś prawdziwego.

Cały wywiad do przeczytania w nowym numerze VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 5 czerwca.

TYLKO W VIVIE!: Z miłością przez życie. Justyna Szyc-Nagłowska i Borys Szyc o pokonywaniu kryzysów i budowaniu trwałego małżeństwa

Idź do oryginalnego materiału