Tego, co utracone, nie odzyskasz: opowieść o prawdziwym szczęściu

twojacena.pl 1 tydzień temu

Kogo nie uchowasz tego nie odzyskasz: opowieść o prawdziwym szczęściu

Och, wnuki moje, przysiądę tu, bliżej pieca, bo kości już bolą, a myśli cisną się do słów jak ciepłe powietrzeńka przez szpary w drzwiach. Posłuchajcie więc, jak to bywa w życiu

Dawno było, jeszcze gdy drzewa wyższe, a serca szczersze. Żyła sobie młoda kobieta imieniem Alina. Piękna jak mak na wschodzie słońca, dobra jak świeży chleb prosto z pieca. Uśmiech miała ciepły jak wiosenne słońce, a duszę czystą jak źródlana woda.

Pokochała chłopaka o imieniu Wojtek. Urodziwy był: barczysty, z czarnymi jak smoła brwiami, głos miodowy, niby wosk świecy wielkanocnej. Ale biada jego duma kipiała jak woda w kotle. Zdawało się, iż świat mu coś winien, iż życie musiało przed nim rozkładać czerwony dywan.

Wkrótce po ślubie Alina zaszła w ciążę. Poszli razem na USG, a lekarz rzekł: Chłopiec będzie. O, jakże wtedy Wojtek promieniał! Biegał po mieście, krzyczał, iż będzie miał dziedzica. W kawiarni zamawiał szampana, chwalił się przyjaciółmi, iż syn zostanie albo wielkim biznesmenem, albo choćby prezydentem.

Ale życie lubi pisać swoje poprawki. Gdy nadszedł czas, Alina urodziła dziewczynkę delikatną, cichą jak promyk księżyca w ciemną noc. Nazwali ją Zosia, bo była dla matki światłem.

I wiecie, co zrobił Wojtek? Do szpitala nie przyszedł. Mówił, iż potrzebuje syna, spadkobiercy, a dziewczynkę, jak powtarzał swojej matce, można było przysposobić. Tak oto Alina została sama z dzieckiem na rękach.

Gdzie iść? Do kogo się zwrócić? W końcu zamieszkała w starej kamienicy, gdzie żyła babcia Halina. O, złota to była kobieta! Dała gorącej herbaty, pomogła uprać pieluszki, wsparła dobrą radą. Bo, dzieci, pamiętajcie: rodzina to nie zawsze ci, z k

Idź do oryginalnego materiału