Taniec z Suknią

newsempire24.com 5 dni temu

TANIEC Z SUKNIĄ

— Dziewczyno, czy wszystko w porządku? — zapytał starszy mężczyzna stojący obok Róży. Wyglądał, jakby wyszedł prosto z kart powieści, które dziewczyna tak uwielbiała. Widziała go już wcześniej w parku — często spacerował w długim czarnym płaszczu, kapeluszu i z piękną laską. Przypominał jej hrabiego z tamtej książki, którą niedawno czytała — też ubierał się tylko na czarno i wymierzał sprawiedliwość światu.

— Nie, wszystko w porządeczku.

Przetarła nos, a mężczyzna natychmiast podał jej chusteczkę. Róża zawahała się tylko przez chwilę, wzięła ją i głośno wydmuchała nos. Mężczyzna mimowolnie się uśmiechnął.
— Wypiorę i oddam.
Roześmiał się.

— Nie trzeba, mam tego dobra pod dostatkiem. A co powiesz na lody?
Nie wiedziała, co odpowiedzieć, ale w końcu wyszeptała:
— Dziękuję, ale nie mam pieniędzy. Może innym razem.
— Tomasz Zawadzki. — Lekko uniósł kapelusz.

— Róża.
Nie miała kapelusza do uniesienia, więc po prostu wstała. Tomasz od razu podał jej ramię.
— Kiedy obok dziewczyny, kobiety, stoi mężczyzna — bez względu na wiek — nie ma mowy, żeby to ona płaciła za lody.

Róża słuchała go jak zahipnotyzowana. Te słowa brzmiały jak z innego świata. Ona przywykła do czegoś zupełnie innego.
Tego dnia Magda, jej koleżanka z klasy, po raz kolejny wystawiła ją na pośmiewisko. Zaczęło się na przerwie obiadowej. Gdy klasa poszła do stołówki, Róża jak zwykle usiadła z książką na parapecie. Nie chodziła do stołówki, bo nie miała za co płacić.

— Kowalska!
Róża podniosła głowę. Przed nią stała Magda, a obok niej Krzysiek, chłopak, w którym Róża była zakochana od piątej klasy.
— Co?
— Zostawiłam na stole niedojedzoną kotlet mielony. Możesz iść zabrać.

Wokół już gromadzili się koledzy.
— Dziękuję, nie potrzebuję.
— Jak to nie? Czy ty w ogóle wiesz, co to kotlet?

Śmiech rozległ się na cały korytarz. Róża zeskoczyła z parapetu tak niezdarnie, iż jej dżinsy, które miały już ze pięć lat, rozdarły się na kolanie ze starości.
Śmiech był tak głośny, iż aż szyby drżały. Nie poszła na lekcję. Chwyciła tornister i uciekła. Zawsze ukrywała się w tym parku — czy to gdy szkoła stawała się nie do zniesienia, czy gdy rodzice zapraszali do domu całą bandę pijanych gości. To było jej schronienie. Często siedziała tu z książką. Właśnie wtedy zauważył ją Tomasz. Najpierw zdziwił się, iż młoda dziewczyna w ogóle czyta — to już rzadkość. Potem dopiero spostrzegł, jak bardzo zniszczone ma ubrania i jak jest chuda, niemal przezroczysta.

Usiedli przy stoliku na świeżym powietrzu.
— Róża, dziś zapomniałem o obiedzie. Nie uznasz mnie za natręta, jeżeli poproszę, żebyś mi towarzyszyła?
Dziewczyna się uśmiechnęła. Ten mężczyzna mówił tak, jakby żył w poprzednim stuleciu.
Oczywiście się zgodziła. Dziś poza pustą herbatą rano nic nie jadła.

— No to opowiadaj, co mogło zasmucić tak piękną damę?
— Nic wielkiego, tylko drobne problemy w szkole.
— W której jesteś klasie?
— W maturalnej. Za dwa miesiące będę wolna jak ptak.
— Na jakie studia?
— Jeszcze nie wiem… Gdzie się dostanę na stypendium. Ale zawsze marzyłam o medycynie. Chociaż to pewnie zostanie marzeniem.

— Dlaczego?
— Żeby zostać lekarzem, trzeba czasu, a ja muszę pracować. Więc pewnie wybiorę pielęgniarstwo.
— Dziwna logika. Chcesz być lekarzem, ale zostaniesz pielęgniarką. Kiepsko się uczysz?
— Nie, wręcz przeciwnie. Tylko… — zawahała się.
— Moi rodzice… Potrzebują mojej pomocy.

Tomasz zrozumiał, iż nie chce mówić o rodzinie. Na szczęście przynieśli zamówienie i mogli się zająć jedzeniem. Ukradkiem obserwował, jak Róża je — widocznie starała się nie spieszyć, ale połykała kęsy niemal bez gryzienia.
Po obiedzie trochę pospacerowali, rozmawiając o książkach.
— Wiesz, Róża, mam powieść, która ci się spodoba. Jutro przyniosę ją tutaj, o tej samej porze. Koniecznie przyjdź.

Przyszła. W bibliotece nie było już książek, których by nie przeczytała. Powieści było niewiele, więc niektóre czytała po kilka razy.
Ich przyjaźń z Tomaszem z dnia na dzień rosła. Często dyskutowali o literackich postaciach, a starszy mężczyzna dyskretnie dokarmiał dziewczynę. Wiedziała, iż mieszka w eleganckiej kamienicy, samotnie — nie miał dzieci, a żona dawno odeszła.

Pewnego dnia Róża tak się zaczytana, iż nie zauważyła zapadającego zmierzchu. Ocknęła się dopiero, gdy nie mogła odczytać słowa na stronie. Musiała biec do domu. Matka będzie wrzeszczeć, iż nie przygotowała kolacji. Chociaż co tu gotować? Makaron i podsmażyć go na oleju.

Weszła do mieszkania śmierdzącego alkoholem i papierosami. Matka spojrzała na nią zamglonym wzrokiem.
— Gdzie się tułałaś?
Róża próbowała ją wyminąć, ale dostała takiego klapsa, iż aż zabolało.
— Masz pół godziny! Jak nie będzie obiadu, to pożałujesz!
Gotowała te przeklęte makarony i płakała. Cicho, bo gdyby matka usłyszała, dostałaby jeszcze raz.

Rano pod okiem miał siniak. Niewielki, ale wyraźny. Wiedziała, iż Magda, pierwsza piękność szkoły, na pewno to zauważy i zrobi z niej pośmiewisko. Cóż, nie pierwszy raz. Dziś ważna kartkówka, nie może opuścić lekcji. Poza tym Krzysiek wraca po chorobie — jakże mogłaby go nie zobaczyć?

Magda podszedła do niej na długiej przerwie. Róża od razu chciała odejść, ale tamta ją zatrzymała.
— Kowalska, już masz suknię na studniówkę? Czekaj, zgadnę — pożyczyłaś od bezdomnej? Albo od bezdomnego?
Śmiech rozległ się wokół. Róża milczała. Wtedy Magda zajrzała jej w twarz.
— Łooo, ale prezent! Kto ci to podarował? Twój chłopak? Przecież na studniówkę trzeba przyjść w parze… On pewnie zaraz zbiera butelki, żeby kupić sobie garnitur…

RóRóża odepchnęła Magdę i pobiegła w stronę parku, nie zauważając nawet, iż Tomasz macha do niej z ławki pod starym dębem.

Idź do oryginalnego materiału