
Nikt się nie przyznaje, ale (prawie) każdy ogląda. Jedni traktują to, jak guilty pleasure, inni pochłaniają odcinek za odcinkiem, bo wkręcili się na dobre. Nie da się ukryć, iż paradokumenty zmieniły telewizję i przyzwyczajenia Polaków. Ich fenomen nie jest wcale taki oczywisty. Oto prawda o pokoleniu „Ukrytej prawdy”.
Przepis na ten ekranowy sukces wziął się od… Niemców. To na ich oryginale „Family Stories” powstała „Ukryta prawda”. Dzisiaj pewnie królowa polskich paradokumentów. choćby jeżeli ktoś nie ogląda, musiał widzieć chociaż urywki. Bo od tej czy innych podobnych produkcji uciec jest bardzo trudno.
Trzy pokolenia „Ukrytej prawdy”
Zaczęło się dużo wcześniej – od kultowego „W11 – Wydział Śledczy”. Sami po cichu przyznajcie, czy kilkanaście lat temu nie podglądaliście, jak przebiegają fikcyjne śledztwa i co słychać u komisarzy z komendy przy Pomorskiej.
„W11” zadebiutowało w 2004 r. Ludzie z tego rocznika mają dzisiaj 21 lat i nie znają świata bez rasowych paradokumentów w polskiej telewizji. Młodsi rodzili się już w czasie, kiedy stacje ścigały się na kolejne tego typu produkcje. Było jasne, iż widzowie połknęli haczyk i oglądalność rosła.
– To leciało seriami od rana do wieczora. Wracałam ze szkoły i można było robić maraton w telewizji – wspomina w rozmowie z nami Weronika, dzisiaj 30-letnia nauczycielka. Kiedy zrobił się prawdziwy „boom” na paradokumenty, chodziła do gimnazjum. – Trudno powiedzieć, czy wszyscy oglądali. Ale jakoś dziwnym trafem w szkole opowiadaliśmy sobie, co było w poprzednim odcinku „Dlaczego ja” czy „Trudnych spraw” – śmieje się.
Pokolenie „Ukrytej prawdy” to pewna symboliczna formułka. Użył jej dr Maciej Kawecki, nauczyciel akademicki i popularyzator nauki. Przyjrzał się najnowszym danym o oglądalności paradokumentu, z których wynika, iż „Ukrytą prawdę” ogląda średnio prawie pół miliona Polaków. Jego diagnoza o tego typu produkcjach była brutalna.
„Jeden z najbardziej prymitywnych formatów TV, jakie powstały. Patologiczne wzorce zachowań przez lata karmi miliony Polaków. Mam wręcz poczucie o pokoleniu 'Ukrytej Prawdy’. To takie formaty obniżyły poziom debaty publicznej, do tak drastycznego. Obniżyły oczekiwania co do rozrywki” – napisał dr Kawecki.
– Pytanie, czego ludzie dzisiaj szukają w telewizji. Czy rozrywek intelektualnych, czy czegoś, co będzie przyjemnie szumiało w tle i nie zmusi do zbytniego wysiłku, jakim jest analizowanie, czy głębokie przeżywanie emocjonalne – zastanawia się w rozmowie z naTemat Katarzyna Kucewicz, psycholożka i psychoterapeutka.
Jak zaznacza, telewizja traci funkcję miejsca, gdzie szukamy źródeł dla własnego rozwoju i pogłębiania wiedzy. – Oglądanie to dla nas okazja do odprężenia się przy czymś mało skomplikowanym, ale równocześnie wciągającym. Trochę jak z chipsami. Człowiek wie, iż to niezdrowe junk food, ale musi zjeść do końca, bo go wciąga – precyzuje.
„Ukryta prawda” jest w telewizji od 13 lat. To ponad 1600 odcinków, często oglądanych po kilka razy.
Jeśli myślicie, iż osiągnęła już szczyt popularności, to możecie się zdziwić. Miesięcznie na antenie TVN serial ogląda średnio 448 tys. widzów – wynika z danych Nielsena, które opublikowały Wirtualne Media. Rok temu w tym samym okresie było to 424 tys. widzów.
Serialowi pomogła zmiana czasu emisji. Teraz odcinki pokazywane są niecałą godzinę wcześniej (15:45). „Ukryta prawda” o tej porze jest liderką wśród widzów w przedziale wiekowym 20-54.
„Kiedyś oglądał westerny. Dziś jest wkręcony w paradokumenty”
Nie istnieje jedno pokolenie „Ukrytej Prawdy”. Mamy ich co najmniej trzy, jeżeli weźmiemy pod uwagę dziadków dzisiejszych 30-latków, rodziców i młodsze rodzeństwo.
– Moja babcia była fanką. Mówiła, iż ogląda dla zabicia czasu. Dla mnie to jest pranie mózgu, ale też czasami siadałam z babcią i oglądałam. Przecież nie zmieniałam jej kanałów – mówi Weronika.
61-letni Piotr najpierw oglądał tylko urywki, gdy nie znalazł nic interesującego w telewizji – To zaczęło się jakieś 10 lat temu. Wracał z pracy po 16 i czasami popatrzył na „Trudne Sprawy”. Była też „Ukryta prawda”, ale bardziej podglądał, niż oglądał. Wtedy jeszcze wolał przełączyć na jakiś film – tłumaczy naTemat pani Alicja, żona Piotra.
Ona jest zaciekłą krytyczką paradokumentów i zastanawia się, jak w ogóle można tracić na to czas. Dla jej męża to dzisiaj czołowa rozrywka. – Tylko ogląda coraz głośniej, bo już gorzej słyszy – przekonuje nasza rozmówczyni.
Piotr podobno się nie ogranicza. Jak włączy telewizor, dzielnie trwa do końca odcinków. Dobrze zna kanały, na których będzie miał „Ukrytą prawdę” i inne podobne hity. – Kiedy go pytam, po co to ogląda, odpowiada, iż to sama prawda i namawia, żebym usiadła razem z nim. Żebym zobaczyła, jak ludzie żyją. Oprócz paradokumentów ogląda już tylko programy informacyjne – tłumaczy pani Alicja.
„To przypomina obserwowanie sąsiadów. Ludzie lubią widzieć, co się dzieje na osiedlu”
– Możemy krytykować paradokumenty, ale wyobrażam sobie, iż ludzie je lubią, bo są one mocno osadzone w Polsce, jaką znamy. Widoki, bohaterowie są zwykłymi, przeciętnymi ludźmi, łatwo się z nimi zidentyfikować – zauważa Katarzyna Kucewicz.
Jednocześnie wskazuje, iż seriale czy filmy fabularne bywają oderwane od problemów przeciętnego Kowalskiego. – Widzowie bardziej identyfikują się z historiami z paradokumentów, często są one z życia wzięte, bazują na prawdziwych, albo podobnych historiach – przekonuje.
Niektórzy przyznają się wprost, iż oglądają paradokumenty dla „odmóżdżenia”. – W delegacji mam za dużo bodźców, a jak wracam do hotelu, to moje ADHD nie pozwala mi siedzieć w ciszy, więc włączam, co popadnie. A przy tym nie trzeba w ogóle myśleć. Coś tam leci w tle i mózg odpoczywa. Na wszystkich wyjazdach robię taki maraton – mówi nam 31-letnia Klaudia.
Najłatwiej powiedzieć, iż to mało ambitne. Z drugiej strony to problem nie tylko związany z telewizją. – Z książkami dzieje się podobnie. Najlepiej sprzedają się pozycje Young/Adult, czyli te, które są współczesnymi harlequinami. A przecież jest tyle mądrych, intelektualnie wymagających książek, które jednak zalegają na półkach, bo ich czytanie męczy, wprowadza dyskomfort, wymaga wysiłku – podkreśla psycholożka.
Wróćmy jeszcze do Weroniki. Jej zdaniem najmłodsi też łatwo wsiąkają w ten klimat, ale oglądają zupełnie inaczej niż starsi. – Na TikToku da się znaleźć filmiki z fragmentami „Ukrytej prawdy”. To czasami staje się viralem. Trudno byłoby dzisiaj zakazać dziecku oglądania tego w telewizji, bo znajdzie to samo w trzech innych miejscach – stwierdza.
Gdyby problem dotyczył tylko dzieci, pewnie rozmawialibyśmy o tym, iż ban na paradokumenty może mieć sens w ich wychowaniu. Zjawisko jest jednak zbyt szerokie. Ale czy powinno się z tym walczyć?
– Nie ma sensu kategorycznie negować oglądanie paradokumentów. Warto jest po prostu zachęcać widzów do oglądania różnych formatów i byłoby super, gdyby oferta programowa uwzględniała też nasze wyższe potrzeby intelektualne, nie tylko potrzebę prostej rozrywki – ocenia Katarzyna Kucewicz.
I dodaje: – o ile ktoś ma tendencję do obsesyjnego binge-watchingu, to oznacza, iż potrzebuje regulować swoje emocje takimi zachowaniami, iż ma tendencję do obsesji, iż jest to dla niego jedyny, albo jeden z nielicznych sposobów na relaks. Takim osobom, obsesyjnie oglądających „Ukrytą prawdę”, zaleciłabym znalezienie sobie różnych źródeł relaksu i używanie ich zamiennie.