Tak zaczęła się choroba Kołaczkowskiej. Kamys ujawnił, jak zareagowała na diagnozę

gazeta.pl 1 godzina temu
Joanna Kołaczkowska odeszła 17 lipca, ale wielu do dziś nie może pogodzić się z jej śmiercią. Wśród tych osób jest kolega artystki z zespołu, Dariusz Kamys. W najnowszym wywiadzie opowiedział o pierwszych objawach jej choroby, a także o tym, jak przyjęła wieść o diagnozie.
Joanna Kołaczkowska była uwielbianą aktorką kabaretową, która na co dzień występowała z kabaretem Hrabi wraz z Dariuszem Kamysem, Tomaszem Majerem oraz Łukaszem Pietschem. W kwietniu tego roku dowiedzieliśmy się, iż choruje ona na nowotwór. 17 lipca przyjaciele z grupy kabaretowej przekazali smutne wieści o śmierci artystki. Minęło kilka miesięcy od tych dramatycznych wydarzeń, a bliscy oraz wielu jej fanów do dziś nie może pogodzić się z jej stratą. Dariusz Kamys również należy do tego grona. W najnowszym wywiadzie otworzył się na temat choroby koleżanki z kabaretu oraz tym, jak wygląda życie bez niej.

REKLAMA







Zobacz wideo Przejmujące sceny na pogrzebie Joanny Kołaczkowskiej. Tłum przyjaciół żegna artystkę



Dariusz Kamys o pierwszych objawach choroby Joanny Kołaczkowskiej
Kabareciarz przyznał, iż pierwsze objawy choroby u Kołaczkowskiej pojawiły się w kwietniu 2025 roku. Właśnie wtedy zaczęła odczuwać silne bóle głowy. - Aśka rzuciła, iż od tygodnia bardzo boli ją głowa. Niby nic wielkiego, ale ból był tak dokuczliwy, iż zamiast uczestniczyć w próbach, poszła się położyć. To było coś niezwykłego, bo była w naszym zespole największym tytanem pracy - opowiadał Kamys w rozmowie z Wirtualną Polską. Kołaczkowska postanowiła zareagować i poprosiła o pomoc bliską lekarkę. - Zagraliśmy przedstawienie i jakoś poszło, ale ból głowy nie ustępował. Poza tym Aśka miała "krótki lont", bardzo gwałtownie się denerwowała. Zadzwoniła do swojej przyjaciółki, lekarki, która przepisała jej środki na migrenę. Ból trochę zelżał, co nas uspokoiło. Na migrenę się przecież nie umiera. Ale przyszły kolejne niepokojące sygnały - wspominał.
Artystka miała kolejne objawy. - W sali Relaks w Warszawie Aśka zagrała skecz, a potem wyszła na scenę i znowu go zapowiedziała. "Lopez", czyli Łukasz Pietsch, mówi za kulisami: "Aśka, przecież to już było". Na jej twarzy odmalowało się zaskoczenie. W pewnym momencie zapytała: "Gdzie my w ogóle jesteśmy? Co to za sala?". To było bardzo dziwne - relacjonował Kamys. W końcu udała się do lekarza.
Później dowiedzieliśmy się, iż miewa krótkie utraty świadomości. Od razu odwołaliśmy trasę. Wysłaliśmy ją na badania, zrobiła tomograf i rezonans. I usłyszała najgorsze wiadomości. Od tamtego momentu wszystko potoczyło się bardzo szybko.
- przekazał w wywiadzie Kamys. - Po operacji cierpiała na afazję, czyli zaburzenie mowy. Rzadko wypowiadała jakieś słowa. Porozumiewaliśmy się głównie spojrzeniem i krótkimi rozmowami. Widać było jednak, iż nasza obecność sprawia jej euforia - dodał.


Joanna Kołaczkowska usłyszała diagnozę. Tak na nią zareagowała
Jak wyjawił Kamys, Kołaczkowska ze spokojem przyjęła diagnozę, co go zaskoczyło. - Nie było rozpaczy, tylko ten spokój i łagodność. Ale nie wiem, jak podchodziła do tego w środku - tłumaczył. - Z jednej strony przed operacją cieszyła się z zakupu auta, twierdząc, iż jeszcze jej się przyda. Z drugiej - wiedziała, jak brzmi diagnoza i dokąd to zmierza. Na szczęście wraz z rozwojem choroby nie widzieliśmy, by cierpiała coraz bardziej. To było dla nas ważne. Po prostu stopniowo odchodziła - mówił w wywiadzie Kamys. Dodał również, iż do końca wierzyć w cud i miał nadzieję, iż Kołaczkowska wyzdrowieje. Wszyscy przyjaciele zaangażowali się w pomoc artystce. Szukali nowych metod leczenia i leków. Przyznał jednak, iż lekarze od początku nie pozostawiali złudzeń.
Idź do oryginalnego materiału