— Cześć, Weroniko. Jak się masz? Dawno cię nie widziałam. Córka jeszcze nie wyszła za mąż? — zatrzymała przed sklepem znajomą starą przyjaciółka.
— Daj spokój, a ty co tak wypytujesz? Masz na oku kandydata? Nam byle kto nie pasuje. Moja Zosia jest dobrze wychowana, czyta mądre książki — odpowiedziała Weronika tym samym tonem, niezbyt zadowolona z tematu rozmowy.
— Nie obrażaj się, od tych książek mało pożytku, Weroniko. Rozum to czasem kłopot. Zbyt długo będziecie wybierać, a córka zostanie starą panną i podziękuje ci za to.
— Nie strasz. A może chciałabyś swojego synka do nas przyprowadzić? — nie pozostała dłużna Weronika.
— Oj, Weronika. Język cię świerzbi… — westchnęła przyjaciółka.
— Lepiej niech czyta, niż po klubach się włóczy. Widziałaś, co się stało u Grażyny? Jej córka urodziła bez męża, rzuciła dziecko babci i uciekła.
— Ale trzymać córkę pod kluczem też nie jest dobrze — odparowała stara znajoma.
— A ty się nie wtrąć w nasze życie, lepiej pilnuj swojego synka, żeby całkiem nie przepił majątku — Weronika złapała torby i odeszła, mrucząc pod nosem. — Żebym cię nigdy więcej nie widziała…
W domu Weronika postawiła zakupy w kuchni i weszła do pokoju córki.
— Znowu książki? choćby Mickiewicz mówił, iż od nadmiaru rozumu boli głowa — wyrzuciła z siebie.
— Nie Mickiewicz, tylko Fredro — poprawiła ją Zosia.
— A jaka różnica? Idź do sklepu, mleka nie ma. Albo wyjdź na spacer, siedzisz całe dni z nosem w książkach, oczy sobie popsujesz — powiedziała urażona Weronika.
— Mamo, co cię ukąsiło? Raz nie wypuszczasz z domu, a teraz wyrzucasz.
— Zmęczyły mnie te wszystkie gadania. Córciu, nie mam nic przeciwko, żebyś życie sobie ułożyła, ale z kim? — Weronika machnęła ręką i wyszła.
Zosia zamknęła książkę i zamyśliła się. Mama wychowała ją sama. Kiedy na coś narzekała, mówiła, iż Zosia jest całkiem po ojcu. Mała Zosia prosiła mamę, żeby pokazała zdjęcie taty.
— Nie wiem, gdzie się podziało. Jak znajdę, to pokażę — odpowiadała wymijająco mama.
Gdy Zosia podrosła, zrozumiała, iż nie ma żadnego zdjęcia. Że ojciec pewnie choćby nie wie o jej istnieniu.
Może rzeczywiście jest po nim? W przeciwieństwie do krągłej mamy, Zosia była drobna, z jasnymi, rzadkimi włosami. Brwi i rzęsy też jasne, przez co twarz wydawała się blada i mało wyrazista. W liceum po raz pierwszy pomalowała rzęsy u koleżanki przed szkolną zabawą.
— Na koleżanki się wzorujesz? Nic dobrego cię nie nauczą. Natychmiast zmyj! — krzyczała mama, widząc podkreślone oczy.
Chłopcy nie zwracali na Zosię uwagi. Wokół było mnóstwo ładniejszych dziewczyn. Kiedy więc w studiach okularnik Krzysiek zaprosił ją do kina, ucieszyła się. Był tak samo oczytany i skromny jak ona. Pewnego dnia zaprosiła go do domu, gdy mama była w pracy.
Jak na złość, Weronika źle się poczuła i wróciła wcześniej. Młodzi nie robili nic złego, tylko rozmawiali o książkach. Ale mama złapała się za serce i udała omdlenie. Krzysiek gwałtownie się ulotnił, a Zosia wysłuchała tyle od mamy, iż postanowiła nigdy więcej nie przyprowadzać chłopaków do domu.
Z KrzyZ czasem Weronika i Krzysztof znaleźli wspólny język, a Zosia w końcu zrozumiała, iż szczęście często przychodzi wtedy, gdy przestajemy go szukać.