Tajemnicza bibliotekarka i przeklęty manuskrypt. Oto nowy kryminał Puzyńskiej

viva.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Agata Mądrachowska


Najnowsza powieść Katarzyny Puzyńskiej pt. Dzielnica cieni, to mieszanka klasycznej zagadki zamkniętego pokoju, nieoczywistego kryminału noir, krwistego thrillera, ale również podróż w czasie do trudnego okresu w dziejach Polski. Druga, po Ulicach ciem, czarodziejska historia o magii książek.

Puzyńska z mistrzowską precyzją łączy dwa światy, tkając historię pełną napięcia, tajemnicy i niepokojących pytań o naturę ludzką. Kluczową rolę odgrywa tu tajemnicza bibliotekarka – postać, która zdaje się znać granicę między rzeczywistością a fikcją. Jej biblioteka, niczym portal, z każdym kolejnym krokiem pogrąża bohaterów w świecie, gdzie pewność ustępuje miejsca zwątpieniu, a fragmenty układanki odsłaniają coraz bardziej przerażającą tajemnicę.

Jaki wpływ na losy bohaterów ma manuskrypt Wojnicza? Czy przeklęty rękopis faktycznie niesie śmierć? A może to tylko iluzja? Wśród mrocznych korytarzy bloku przy ulicy Herbsta 4 w Warszawie kryje się więcej niż jedna tajemnica…

Komu można zaufać, gdy każdy ma coś do ukrycia?

"DZIELNICA CIENI" Katarzyny Puzyńskiej

Fragment powieści


ROZDZIAŁ 4

Wiktor Schneider

Wiktor przestał już szarpać więzy. Nie był pewny, jak długo leży na tej wykafelkowanej podłodze. Zrobił się zupełnie apatyczny. Gdzieś głęboko czuł, iż powinien dalej próbować się oswobodzić, ale nie miał na to najmniejszej ochoty. Chciał się poddać.

Nigdy nie był typem wojownika. Był, cholera jasna, naukowcem! Nie chciał się bić, wylewać siódmych potów w siłowni, nie gustował w przepełnionych testosteronem zajęciach, w których lubował się jego najlepszy przyjaciel. To była domena Maxa. Wiktor zawsze wolał siedzieć z nosem w książkach i nie wadzić nikomu. Przynajmniej wtedy nie wystawiał się na ocenę i nie porównywał z innymi mężczyznami.

W takich porównaniach od dzieciństwa przegrywał. Może by mu to nie przeszkadzało, gdyby ojciec nie przypominał mu o porażkach po kilka razy na dobę. Ciągle dawał Wiktorowi do zrozumienia, iż nie jest wystarczająco dobry. Ależby się śmiał, gdyby się dowiedział, iż syna dopadła kobieta. Szydzi by w nieskończoność.

Wiktor mimowolnie się wzdrygnął. Całe życie próbował zadowolić ojca. A teraz wyglądało na to, iż choćby zginie w sposób, który rodziciela nie usatysfakcjonuje.

– Prawdziwy mężczyzna powinien wygrać albo odejść w walce! – Vic prawie słyszał głos starego. – A nie dać się podejść babie!

Do kompletu brakowało jeszcze: jesteś cipą. Najgorsza obelga w ustach ojca. Tak, Wiktor słyszał jego głos. Nie wiedział, kiedy ostatnio jadł. Miał wrażenie, iż zmysły zupełnie mu z głodu wariują. Być może niedługo zacznie widzieć rzeczy i osoby, których nie ma.

Dobrze, iż jego oprawczyni chociaż od czasu do czasu go poiła. Podobno bez wody można umrzeć znacznie szybciej niż bez jedzenia. Choć nie miał jak się normalnie napić. Chyba się bała, iż zacznie krzyczeć. Wlewała mu więc wodę przez knebel. Kilka razy miał wrażenie, iż się utopi w tej odrobinie wilgoci.

Ciekawe, jak ojciec by sobie poradził w takiej sytuacji. Albo Max. Może przez cały czas próbowaliby krzyczeć? On nie. Usta miał wyschnięte, a knebel boleśnie je ranił. Wiktor uznał więc, iż to zduszone mruczenie, które udawało mu się z siebie wycisnąć, nie było warte swojej ceny. Nikt nie przyjdzie mu z pomocą. Nikt! Uderzanie w rurę też nic nie dawało. Gdyby chociaż miał metalowe kajdanki. Może dźwięk bardziej by się niósł?

Zmrużył oczy. Światło w łazience nigdy nie gasło. A teraz, kiedy w głowie mu się mąciło, żarówka wydawała się czymś wszechmocnym. Nie było tu okna, nie wiedział więc, czy jest dzień czy noc. Kiedyś był na wyprawie na Półwysep Czukocki. Miał prowadzić badania Czukczów, czyli autochtonów zamieszkujących północne rubieże Rosji. Poznał tam, co to tak naprawdę znaczy dzień polarny. Wieczne światło, kiedy nie można spać, a zegar biologiczny jest zupełnie rozregulowany. Przed tamtą wyprawą słyszał, iż noc polarna jest łatwiejsza do przetrwania. Wydawało mu się to bzdurą. Przekonał się jednak, iż wiele w tym prawdy. A teraz przeżywał ten koszmar od nowa. Nie mógł w żaden sposób przed światłem uciec. Był na nie skazany.

Kiedyś stosowano tortury, w których nie pozwalano więźniom zasnąć. On teoretycznie mógł spać, ale to nie był prawdziwy sen. Wiktor zapadał raczej w okresy otępienia. Brak nocnej regeneracji i jedzenia sprawiał, iż wydawało mu się tylko kwestią czasu, kiedy zupełnie oszaleje.

Poza tym strasznie tu śmierdziało. Detergentami, ale też jego własnymi odchodami. Jakież to upokarzające! I jeszcze czymś słodkim. Może rozkładającą się żywnością? Teraz zjadłby choćby spleśniałe owoce. Cokolwiek!

– Leżysz we własnym gównie, synek – zaśmiewałby się ojciec. – I to baba cię tak urządziła, cipo!

Ojciec zawsze chciał silnego chłopaka. Marzył o kompanie, z którym będzie mógł chodzić na męskie wyprawy w góry albo chociaż na ryby. Takiego, z którym obejrzy piłkę nożną, pójdzie na żużel, a w końcu – jeszcze choćby przed osiemnastką – wypije kielicha. Słowem, prawdziwym mężczyźnie. Vic nigdy taki nie był. Podejrzewał, iż ojciec wolałby, żeby to Max był jego synem. Dobrze, iż nigdy policjanta nie poznał.

Wiktor spróbował się poruszyć. Całe ciało miał obolałe, mimo iż nie był bity. Pewnie od braku ruchu i więzów.

– Pokonała cię baba! – chichotał ojciec, którego tu przecież nie było. Nie żył od dziesięciu lat pokonany przez swoje jakże męskie używki. – Pokonała cię baba. Pokonała cię baba!

Wiktor czuł, iż tak skutecznie zasiane w dzieciństwie upokorzenie narasta i staje się silniejsze niż głód. Obiecał sobie w duchu, iż jeżeli kiedykolwiek uda mu się wydostać z tego więzienia, nigdy nikomu nie przyzna się, iż był ofiarą. Nigdy!

Chwycił się tej myśli. Bo skoro snuł jeszcze takie rozważania, gdzieś w środku przez cały czas tliła się chęć do działania. choćby jeżeli była naprawdę słaba. Zmusił się, żeby unieść ciężkie powieki. Byle tylko nie patrzeć na lampę na suficie. Na tę złowieszczą żarówkę, która zdawała się śledzić jego każdą myśl.

Jego spojrzenie padło na butelki ze specyfikami do sprzątania. Zemdliło go od smrodu detergentów. Powstrzymał odruch wymiotny. Gdyby się mu poddał, zakrztusiłby się własnymi rzygowinami. Może chociaż spróbować odsunąć butelki? Ale to było niemożliwe. Stały poza jego zasięgiem.

Pogrążył się we wspomnieniach. Oprawczyni zaatakowała go paralizatorem. gwałtownie unieruchomiła mu ręce i nogi. A potem przywiązała go do tej rury. Tak, iż nie mógł się ruszyć. Użyła plastikowych opasek zaciskowych. Myślał, iż z łatwością je przerwie. Nie udało się. Kiedy udawało mu się choć trochę je uszkodzić o chropowatą powierzchnię rury, zakładała nowe.

To było czyste szaleństwo.

Idź do oryginalnego materiału