Szneka z glancem i inne książki gwarą pisane

klubkonikowwiatrembujanych.blogspot.com 3 tygodni temu
Mowa poznaniaków przypomina drożdżówkę. Dół z języka literackiego, kruszonka z potocznego, tu i ówdzie gwarowe owoce. Rzadko kto potrafi układać całe zdania gwarowe. Stare pokolenie wymiera, nowe woli angielski. I jest mnóstwo przyjezdnych, których dzieci dopiero po zetknięciu się z kolegami z innych części Polski odkryły, iż to, co brały za gwarę uczniowską, wcale nią nie było. Z kolei ich dzieci masowo mają okazję porównywać język polski z ukraińskim i angielskim.

Powoli przestajemy się wstydzić gwary, a choćby zaczynamy ją celebrować. Pojawiają się książki dla dzieci i dorosłych. Choćby "Szneka z glancem" Elizy Piotrowskiej czy "Dómek Szpeniolka" ("Chatka Puchatka") Juliusza Kubla. A wcześniej "Misiu Szpeniolek" ("Kubuś Puchatek") czy "Książę Szaranek" ("Mały Książę"). Kłopot w tym, iż gwara to język mówiony. Zapisując ją, zatapiamy ją w bursztynie. Pięknieje, ale i zastyga.

Kłopot większy, iż nie jest modna. Pojedyncze wyrazy tak, ale nie mówienie gwarą. Modny jest ponglish. Nic mi do niego, sama mniej lub bardziej świadomie go używam (jak również miksu francuskiego z polskim i niekiedy Denglischu). Żal mi tylko, iż mogę nie doczekać kolejnych tłumaczeń klasyki ja gwarę. Bo Juliusz Kubel już swoje lata ma, a następcy nie widać.
Idź do oryginalnego materiału