Szczęście przychodzi, gdy się w nie wierzy i czeka
W ósmej klasie, podczas szkolnej zabawy noworocznej, Weronika uciekła z Wojtkiem. Chcieli pobyć sami, gdy nagle zaczął padać gęsty śnieg – jakby ktoś niewidzialny rozdarł poduszkę z ptasim puchem wysoko nad nimi. Płatki krążyły w powietrzu, opadając powoli.
Wojtek wziął dłonie Weroniki i przyciągnął je do swoich ust. Były zimne, a on ogrzewał je swoim oddechem. Przyjaźnili się od dzieciństwa, ale teraz ich relacja wkroczyła na nowy etap. Dorastali, oboje czuli, iż dzieciństwo minęło, choć nie wiedzieli dokładnie, kiedy i jak. Mieli nadzieję, iż to uczucie zostanie z nimi na zawsze.
— Boże, jak dawno to było — myślała teraz Weronika. — Gdzie teraz jest Wojtek?
W wieku trzydziestu dwóch lat przez cały czas nie wyszła za mąż. Jej los potoczył się inaczej, a wszystko przez matkę, Zofię. Gdyby nie ona, wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.
Weronika była zwyczajną dziewczynką – lubiła zabawę, biegać i skakać ze swoimi wiernymi przyjaciółmi, Wojtkiem i Kasią. Wojtek od pierwszej klasy nosił za nią tornister, pomagał z matematyką, bronił przed psami i chłopakami z podwórka. Sam wychowywał się w rodzinie, gdzie ojciec pił, często wyrzucał matkę z synem z domu, więc nocowali u Weroniki.
Zofia za każdym razem pytała matkę Wojtka:
— Danusia, dlaczego to znosisz? Rozwieź się z nim, to nie jest życie.
— Żyję dla syna — odpowiadała.
— Ale czy tak da się żyć? Czego Wojtek nauczy się od ojca? — Danusia tylko wzruszała ramionami.
Czasem później Zofia mówiła córce:
— Werka, po co ty się z nim zadajesz?
— Mamo, Wojtek jest najlepszym przyjacielem, odważnym i dobrym — broniła go Weronika.
— Jak dorośniesz, zobaczysz. Będzie takim samym pijakiem i awanturnikiem jak jego ojciec. Innych chłopaków ci brakuje?
Ale Weronika nie słuchała i biegła do Wojtka. Był jej najwierniejszym przyjacielem. Wspólnie sprawdzali swoje granice – płynęli na głęboką wodę (choć Wojtek zawsze był obok, bo Weronika pływała niepewnie), stawali na stromych urwiskach, raz choćby o włos od upadku.
Z czasem ich przyjaźń tylko się umacniała. Sąsiadka Kasia też często się z nimi włóczyła, więc trzymali się we trójkę. Później, gdy podrośli, Kasi spodobał się Krzyś z równoległej klasy, więc trochę się od nich oddaliła, a oni to rozumieli.
W ósmej klasie, po Nowym Roku, Weronika niefortunnie upadła i złamała nogę. Złamanie okazało się na tyle poważne, iż trafiła do szpitala na długie tygodnie.
Zofia płakała:
— Córciu, jak to możliwe? Zostaniesz kulawa na zawsze.
Weronika postanowiła walczyć. Przyrzekła sobie, iż wstanie jak najszybciej, zdjęła gips. choćby lekarz powiedział matce, iż ma bardzo zdeterminowaną córkę, która na pewno sobie poradzi. niedługo zrobiła pierwszy krok, potem kolejne – najpierw o kulach, później z laską.
W szpitalu odwiedzali ją koledzy z klasy, choćby wychowawczyni. A co dopiero Wojtek i Kasia! Wojtek przychodził codziennie, przynosił pierogi z kapustą, malinowy dżem, książki, które uwielbiała.
Po wyjściu ze szpitala Weronika wciąż utykała, noga czasem bolała. Lekarz poradził Zofii zmianę klimatu, więc wyjechały.
— Córko, jedziemy na południe, do mojej siostry Grażyny. Klimat pomoże ci wyzdrowieć.
— Mamo, nie chcę! Tam nie mam przyjaciół, a tutaj mam wszystko! — Ale Zofia nie słuchała.
Wyjechały do nadmorskiej wioski, gdzie mieszkała siostra matki.
Pożegnanie z przyjaciółmi było bolesne. Najbardziej cierpiał Wojtek, ale i Weronika nie mogła powstrzymać łez.
— Cokolwiek się stanie, Werka, nie zapomnij o mnie, a ja na pewno nie zapomnę o tobie. Będziemy pisać — Wojtek przytulił ją mocno i pocałował w usta. To był ich pierwszy prawdziwy powszeżcinek.
Na nowym miejscu zamieszkały u krewnych. Weronika natychmiast wysłała listy do Wojtka i Kasi, ale żaden nie dotarł. Oczywiście nie dostała też odpowiedzi – nie znali jej nowego adresu. Zofia postarała się, by córka odcięła się od Wojtka. A Weronika myślała, iż przyjaciele ją porzucili.
W nowej szkole nie przyjęto jej dobrze. Utykała, a dzieci, choć już w dziewiątej klasie, były okrutne – przezywali ją „Kulawa”.
Nie miała przyjaciół. Czytała książki, myślała o Wojtku, była na niego zła – ledwie wyjechała, a on już nie chciał pisać. Kilka razy jeszcze wysłała listy, ale bez odpowiedzi.
Po szkole poszła na studia. Gdy miała sesję, Zofia pojechała w rodzinne strony. Może celowo wybrała ten czas, by córka nie mogła jechać z nią.
Weronika czekała na wieści.
— Zapomnij o tym zdrajcy Wojtku — powiedziała Zofia od progu. — Jest żonaty, ma dziecko. Nigdy mi się nie podobał…
Weronika była załamana. Rzuciła się w naukę, skończyła studia i została nauczycielką angielskiego. Wciąż chodziła z laską, wstydziła się i nie dopuszczała do siebie mężczyzn.
— Nikt mnie nie pokocha z taką wadą — przekonywała samą siebie, choć była piękna. — Wokół tyle zdrowych kobiet, a ja…
Wieczorami siedziała w domu, czasem myślała o Wojtku i tęskniła.
— Nie mogę wymazać go z serca. Może i on o mnie myśli? Śnił mi się – lecieliśmy razem nad urwiskiem, trzymając się za ręce, i byłam szczęśliwa — wspomniała sen, wiedząc, iż to nierealne.
Minęły lata. Prawie wszystkie koleżanki wyszły za mąż, ona bywała choćby na ich weselach. Ale w jej oczach zgasł blask, w sercu była pustka. Mimo to mężczyźni okazywali jej zainteresowanie, ale ona uparcie odrzucała wszelkie związki. Może już nie wierzyła.
Mieszkały z Zofią w starym domu, wymagającym remontu. Brakowało męskiej ręki, więc Weronika dała ogłoszenie. Odpowiedział im młody mężczyzna, Krzysztof, około trzydziestki.
Od pierwszego dnia było widać, iż ma złote ręce. Zofia gwałtownie zauważyła, jak bardzo interesujePo latach rozłąki, na weselu Kasi, Weronika i Wojtek spotkali się ponownie, a w ich spojrzeniach odżyła dawna miłość, udowadniając, iż prawdziwe uczucie przetrwa choćby najdłuższą rozłąkę.