Małgorzata, a twój syn się ożenił? Widziałam go z jakąś kobietą i małym chłopcem. Wziął z “bagażem”, czy jak? zapytała sąsiadka, zagadując Małgorzatę w bramie.
Jeszcze nie, ale byłabym tylko szczęśliwa odparła zaskoczona Małgorzata.
Dla niej to była zupełna nowość. Syn, Bartosz, mieszkał z nią i na razie nie planował ślubu.
Synku, mówili mi, iż widzieli cię z jakąś kobietą i dzieckiem. Kogoś poznajesz? zapytała, wracając do domu.
Och, te ciotki, wszystko muszą od razu donosić Nie chciałem ci mówić. Ma małego, więc to nic poważnego. Kasia jest wdową, mąż zginął dwa lata temu, sama wychowuje synka.
Poznaliśmy się w pracy i jakoś się potoczyło. Nie martw się, na pewno nie przyprowadzę jej do domu.
A ja się już ucieszyłam. To, iż ma dziecko, to przecież nic strasznego.
Nie, nie zamierzam wychowywać cudzego. Chcę swoje.
Urodzi ci i swoje. Masz już 34 lata, ile można być singlem?
Jeszcze jestem młody, co ty, mamo, źle mi życzysz?
Jakie to zło założyć rodzinę? To szczęście, synu.
Bartosz miał własne mieszkanie, ale wolał żyć z matką, a tamto wynajmował, oszczędzając na nowy samochód.
Mama gotowała, prała wygodnie. A kobiety, z którymi się spotykał, dowiadując się, iż mieszka z matką, nie kwapiły się do małżeństwa. A jemu właśnie o to chodziło. Pobawią się i koniec.
O swoim mieszkaniu nikomu nie mówił, umawiał się u kobiet albo w hotelu. Takie życie mu odpowiadało.
Pewnego dnia Małgorzata wracała z pracy i zobaczyła syna z tą kobietą. Szli powoli chodnikiem. Niska, z długimi blond włosami, sympatyczna. Ciekawe, kim jest Chciałaby ją poznać.
I okazja się nadarzyła. Wyszła ze sklepu i przypadkiem na nią wpadła.
Przepraszam, pani Kasia? Widziałam panią z moim synem, Bartoszem. Jestem Małgorzata…
Dzień dobry. Tak, znam Bartosza… Miło poznać, pani Małgorzato. Mówił, iż mieszka z panią.
Może napijemy się kawy? Porozmawiamy? zaproponowała Małgorzata.
Chętnie, tu obok jest dobra kawiarnia.
Widziała, iż Kasia się krępuje. Sama też czuła lekkie napięcie. Czy nie narzuca się?
Usiadły, zamówiły kawę.
Bartosz wspominał, iż ma pani synka. Ile ma lat?
Pięć, ma na imię Kacper. Mąż zginął w wypadku. Mieszkamy w kawalerce. Po jego śmierci teściowie sprzedali nasze mieszkanie było na ich nazwisko.
Nie mam rodziny. Wychowała mnie babcia, ale już odeszła. Sprzedałam jej dom na wsi, wzięłam kredyt na mieszkanie. Pracuję jako sprzedawczyni.
Małgorzata słuchała uważnie. Kasia jej się podobała. Zielone oczy, drobny nos. Mówiła spokojnie, pewnie.
Bartosz nic o pani nie mówił. A ja bardzo chciałam panią poznać.
Może bał się reakcji na to, iż mam dziecko. Albo po prostu nie chce rodziny. Ale nam dobrze razem.
Kasiu, proszę przyjść z Bartoszem i Kacprem w odwiedziny!
jeżeli Bartosz się zgodzi, z przyjemnością!
Wieczorem Małgorzata oznajmiła synowi:
W sobotę czekam na was z Kasią i Kacprem. Nie przyjmuję odmowy. Spotkałam ją przypadkiem, zagadałam pierwsza.
Mamo, po co się wtrącasz? Nie wiem, czy chcę się z nią żenić
Nie każę ci się żenić, ale cieszę się, iż ją poznałam. Jest cudowna.
Bartosz mruknął coś pod nosem i poszedł do siebie.
Mąż Małgorzaty odszedł trzy lata temu. Związał się z koleżanką z pracy. Rozstali się w spokoju i tak już byli sobie obcy.
Bartosz utrzymywał kontakt z ojcem, ale Małgorzata nie pytała o szczegóły.
W sobotę Kasia z Kacprem przyszli. Chłopiec był podobny do matki te same jasne włosy. Spokojny, cichy.
Małgorzata starała się ugościć ich jak najlepiej. choćby Bartosz był mniej szorstki niż zwykle.
“Żeby się tylko pobrali” myślała.
Od tamtej pory Kasia bywała u Małgorzaty często, choćby bez Bartosza. Wspólnie gotowały, chodziły na zakupy.
Pewnego dnia Kasia nie odbierała telefonu przez kilka dni.
Bartek, co z Kasią? Nie mogę się dodzwonić.
Rozstaliśmy się. Nie pytaj.
Dlaczego? Przecież było tak dobrze
Kacper zachorował. Potrzebne drogie leki. Pewnie liczy, iż pomogę. A ja po co mam się pakować w kłopoty? Łatwiej rzucić.
Małgorzata patrzyła na niego z niedowierzaniem.
Porzuciłeś kobietę w potrzebie? Żeby nie pomóc dziecku? To podłość
Jak