Wśród jego innych prac Wikipedia wymieniała pięć przekładów, w tym trzy przekłady dzieł Hegla, i książkę Cykle zodiaku (wspólnie z Wojciechem Jóźwiakiem). Podawała także odnośnik do czegoś, co określone zostało jako: "Film filozoficzny «Hegel a marksizm», gdzie Światosław Nowicki porównuje filozofie Hegla do marksistowskiej, czas trwania 79 minut" (pisownia oryginału).
Mniej więcej w 7 minucie tego filmu prelegent powiada tak:
Teraz o ile chodzi o Marksa. No to Marks był uczniem Hegla, jeszcze się załapał na ten ostatni okres przed śmiercią. Wówczas to Hegel to był bogiem prawie filozoficznym, a Berlin mekką, do której zewsząd ludzie ściągali. Wielki był ruch wokół tego. W szczególności Marks jeszcze osobiście słuchał wykładów, więc trochę tak jakby z pierwszej ręki tego heglizmu liznął [YouTube]. Mówienie do kamery bywa stresujące, dlatego drobne omyłki w datach, tytułach czy nazwiskach można w takich okolicznościach wybaczyć. Nic jednak nie usprawiedliwia snucia niedorzecznych fantazji. Marks nigdy nie słyszał ani jednego wykładu Hegla, a za jego ucznia, w szerokim sensie tego słowa, uznał się sam [1]. W żadnym razie nie liznął heglizmu "z pierwszej ręki". A wszystko to z tej prostej przyczyny, iż gdy w listopadzie 1831 roku Hegel umierał na cholerę, Marks miał 13 lat i chadzał nie na jego wykłady w Berlinie, ale do Friedrich-Wilhelm-Gymnasium w Trewirze.Być może Światosław Florian Nowicki jako astrolog wie coś o innej, alternatywnej rzeczywistości, w której Marks z Heglem gawędzą sobie przy piwie (najpewniej bamberskim [2]) o tym, jak rozum (Vernunft) wznosi się do poznania spekulatywnego. Niemniej dla rozsądku (Verstand), który zagląda do encyklopedii, jest to tylko zabawna bzdura [3].
[Dopisek po kilku latach]
Kilka lat później Światosław Florian Nowicki zabrał głos w sprawie rodzinnej. Poszło o amatorskie wystawienie opery "Morze krwi", która niezmiernie spodobała się jego synowi, choć podobno należy do żelaznego repertuaru północnokoreańskiej propagandy. Głównym twórca przedstawienia był mój syn Florian Nowicki, ale firmowała go też swoją obecnością Kasia Bratkowska (jego nieślubna małżonka) (Światosław Florian Nowicki, "Demokratyczna lewica" robi laskę Amerykanom, "Blog Światosława Nowickiego", 7 lipca 2014; tu i dalej zachowuję wiernie pisownię oryginału, aczkolwiek nie jest jasne, czy konkubina Bratkowska firmowała swoją obecnością swego konkubenta Nowickiego syna, czyli właśnie "go", czy też firmowała przedstawienie, ale wtedy zdecydowanie "je"). "Demokratyczna lewica", która robi etc. zareagowała na to amatorskie wystawienie bardzo nerwowo, ale bynajmniej nie z powodu jego amatorszczyzny, tylko dlatego, iż podobno na próbach byli obecni jako honorowi goście przedstawiciele ambasady Korei Północnej, czyli - w poetyce wysmażonego na tę okoliczność przez demokratyczną lewicę "Listu otwartego" - "notable północnokoreańskiego reżimu". Swoją drogą, można rozsądnie przypuszczać, iż ambasada zezwoliła na taką rozrywkę wyłącznie zaufanym towarzyszom, ani chybi należącym do tamtejszych służb. Z czego z kolei wynika, iż Florian Nowicki syn i jego konkubina nie mają nic przeciwko utrzymywaniu zażyłych relacji choćby "z północnokoreańską bezpieką". A więc skandal! O którym jednak pewnie w ogóle nie słyszeliście.I tu w ten banalny spór, kto jest prawdziwą i godną lewicą, włączył się właśnie Światosław Florian Nowicki ojciec, który, jak sam przyznał, o sprawach koreańskich ma niewielkie pojęcie ("Nie jestem znawcą problematyki koreańskiej"), ale za to "w 120%" rozumie Fenomenologię ducha Hegla od czasu, gdy - to jego słowa - "sam stałem się Heglem" (Światosław Florian Nowicki, Moje ważne lektury, "Blog Światosława Nowickiego", 7 września 2014). Włączył się więc po heglowsku, odpowiadając "demokratycznej lewicy" przy użyciu pewnego rodzaju dialektyki. I jest to chyba rzeczywiście 120% Hegla, bo tak barwnego języka Hegel mógłby Nowickiemu jedynie pozazdrościć.
Jak powiadam, nie wiem, co się dzieje w Korei Północnej. Wiem tylko, iż wściekłość i oburzenie Stanów Zjednoczonych oraz potępianie Korei Północnej za to, iż ma bombę atomową i silną armię (bo to akurat nie jest dyskusyjne) jest groteskowe, jako iż największym mocarstwem militarnym są właśnie Stany Zjednoczone, a na państwa, które bomby atomowej nie mają (np. na Irak) napadają sobie bezkarnie pod jakimkolwiek wymyślonym pretekstem. Chcecie robić laskę Stanom Zjednoczonym, to sobie róbcie. One i tak mają was w dupie.Ale to tak na marginesie, bo samo wystawienie "Morza krwi" było przedsięwzięciem artystycznym, a nie akcją polityczną. I nie miało nic wspólnego z politycznym poparciem dla Korei Północnej, a fakt okazjonalnego kontaktu z ambasadą północno-koreańską nie ma w sobie, formalnie biorąc, nic nagannego w sytuacji, gdy nasze antykomunistyczne i klerykalne państwo utrzymuje przecież stosunki dyplomatyczne z Koreą Północną. Poza tym, jak mi oznajmił syn, ta amatorska grupa operowa ma w najbliższym czasie zamiar odśpiewać Requiem Mozarta. Myślę jednak, iż nikomu nie przyjdzie z tej okazji do głowy, iż wysługują się oni w ten sposób Kościołowi Katolickiemu ("Demokratyczna lewica"...).
Dialektyka wyrasta po części z bystrego wynajdywania analogii, co widać już w platońskich dialogach, w których podsuwanie rozmówcom podobieństw (czasem trafnych, a czasem nie) należy do ulubionych zajęć Sokratesa. Jest to jednak podejście ryzykowne. Bardziej chwyt retoryczny niż metoda. Gdy ogranicza się - jak w tym wypadku - do niezbyt zręcznej umysłowej sztuczki, wystarczy tylko pociągnąć analogię (Morze krwi i ambasada koreańska - Requiem i Kościół Katolicki) nieco dalej, by odczarować jej retoryczną siłę.Przecież gdyby przy okazji odśpiewania Requiem Mozarta na próby zostali prywatnie zaproszeni jako honorowi goście jacyś dwaj biskupi katoliccy - i to z tych, których nie chwali "Gazeta Wyborcza" - również Światosławowi Florianowi Nowickiemu mogłoby przyjść do głowy (ach, przyszłoby, przyszłoby na pewno!), iż jest to zażyłość nie licująca z prawdziwą i godną lewicą. Choć "formalnie biorąc" nie byłoby w tej sytuacji nic nagannego, skoro biskupi pojawiają się niekiedy także na uroczystościach państwowych, a z Kościołem Katolickim wszystkie polskie rządy po roku 1989 utrzymywały jednak bez porównania cieplejsze stosunki niż z Koreą Północną.
Nietrudno to zauważyć, ale może nie należy wymagać zbyt wiele od dialektyków, zwłaszcza tych ze słabością do umysłowych sztuczek i przy tym bardzo z siebie zadowolonych.
Hegel jest w Weimarze. Goethe ceni go bardzo wysoko jako człowieka, choć niektóre owoce wyrosłe z jego filozofii nie bardzo mu smakują. Goethe wydał na jego cześć dziś wieczór herbatkę [...].Następnie rozmowa skierowała się na istotę dialektyki.
- W gruncie rzeczy dialektyka nie jest niczym więcej - rzekł Hegel - jak tylko uporządkowanym i metodycznie ukształtowanym duchem sprzeciwu, który tkwi w każdym człowieku i okazuje się nader przydatny w rozróżnianiu prawdy od fałszu.
- Oby tylko - wtrącił Goethe - takie umysłowe sztuczki i kombinacje nie były często nadużywane i wykorzystywane na to, by fałsz obrócić w prawdę, a prawdę w fałsz!
- Coś podobnego zdarza się niekiedy - odparł Hegel - ale tylko u ludzi chorych na umyśle [4].
[Dopisek po dziesięciu latach]
Dziesięć lat później Światosław Florian Nowicki został głosem dialektycznych chuliganów tłumaczących Hegla. Być może właśnie jako ten głos z YouTube najtrwalej zapisze się w pamięci potomnych, więc niechże nie będzie to sława anonimowa.[1] Najczęściej cytowana deklaracja Marksa w tej sprawie pochodzi z posłowia do drugiego wydania Kapitału:
"Mistyfikującą stronę dialektyki heglowskiej krytykowałem już prawie przed 30 laty, w czasie, gdy była jeszcze modą sezonu. ale właśnie wówczas, gdy opracowywałem pierwszy tom mego «Kapitału», aroganckie, pretensjonalne i mierne pokolenie epigonów, nadające dziś ton w wykształconych Niemczech, upodobało sobie w traktowaniu Hegla tak samo, jak zacny Mojżesz Mendelssohn za czasów Lessinga traktował Spinozę, mianowicie jak «zdechłego psa». Wobec tego jawnie uznałem się za ucznia tego wielkiego myśliciela, a w rozdziale traktującym o teorii wartości kokietowałem choćby tu i ówdzie adekwatnym mu sposobem wyrażania się" (Karol Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej, tom I, Książka i Wiedza, Warszawa 1951, s. 16).
[2] Kto chciałby wiedzieć, dlaczego akurat bamberskim, niech znajdzie w DODATKACH: "Hegel, planety i powiedzenie "«Tym gorzej dla faktów»" i zajrzy tam do przypisu 3.
[3] Niech się wam jednak nie wydaje, iż według Hegla rozsądek sprowadza się do jakiejś filisterskiej drobiazgowości, czy też do władzy umysłu, dzięki której antydialektyczni "straszni mieszczanie" Tuwima "widzą wszystko oddzielnie". Przeciwnie, w Fenomenologii ducha Hegel podkreśla, iż rozsądek to nie byle co:
"Czynność oddzielania to siła i praca rozsądku (die Kraft und Arbeit des Verstandes), tej największej i najbardziej zadziwiającej potęgi, a ściślej mówiąc, potęgi absolutnej (der absoluten Macht)" (zob. Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Fenomenologia ducha, tom I, przełożył Adam Landman, PWN, Warszawa 1963, s. 43).
Alexandre Kojève komentując ten fragment "Przedmowy" do Fenomenologii tak oto wykłada myśl Hegla: "Oczywiste jest, iż «Rozsądek» oznacza tu to, co jest prawdziwie i specyficznie ludzkie w Człowieku, jest to bowiem władza dyskursu, odróżniająca go od zwierzęcia i rzeczy. Jest to również coś nader istotnego u każdego filozofa, a zatem i u samego Hegla. Cała rzecz w tym, by wiedzieć, co to jest". Kto chciałby wiedzieć, co to jest (przynajmniej wedle Kojève'a), niech zajrzy do: Alexandre Kojève, Wstęp do wykładów o Heglu, przełożył Światosław Florian Nowicki, Fundacja Aletheia, Warszawa 1999, s. 560 i następne.
[4] Johann Peter Eckermann, Rozmowy z Goethem, tom I, tłumaczyli Krzysztof Radziwiłł i Joanna Zeltzer, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1960, s. 462-463; notatka z 18 października 1827 roku.
A dla koneserów jeszcze oryginał.
"Hegel ist hier, den Goethe persönlich sehr hoch schätzt, wenn auch einige seiner Philosophie entsprossenen Früchte ihm nicht sonderlich munden wollen. Goethe gab ihm zu Ehren diesen Abend einen Tee [...].
Sodann wendete sich das Gespräch auf das Wesen der Dialektik. - Es ist im Grunde nichts weiter, sagte Hegel, als der geregelte, methodisch ausgebildete Widerspruchsgeist, der jedem Menschen inwohnt, und welche Gabe sich groß erweiset in Unterscheidung des Wahren vom Falschen.
»Wenn nur, fiel Goethe ein, solche geistigen Künste und Gewandtheiten nicht häufig gemißbraucht und dazu verwendet würden, um das Falsche wahr und das Wahre falsch zu machen!«
Dergleichen geschieht wohl, erwiderte Hegel; aber nur von Leuten, die geistig krank sind" (Johann Wolfgand Goethe, Sämtliche Werke nach Epochen seines Schaffens (Münchner Ausgabe), tom 19: Johann Peter Eckermann. Gespräche mit Goethe in den letzten Jahren seines Lebens, Carl Hanser Verlag, Monachium 2006, s. 602; wyróżnienia za oryginałem).