Świat tego Nobla nie przewidział. Bukmacherzy (może należałoby napisać: bookmacherzy) w tym roku stawiali przede wszystkim na Can Xue z Chin i Australijkę Alexis Wright o aborygeńskich korzeniach. Etatowi kandydaci, tacy jak Michel Houellebecq czy Margaret Atwood, jeszcze poczekają. Zgodnie z „suwakową” logiką Szwedzkiej Akademii wyróżnienie musiało teraz przypaść kobiecie.
Han Kang jest pierwszą noblistką z Korei Południowej, ale i w ogóle z Azji. Nagrodę otrzymała za „intensywną poetycką prozę”, która „mierzy się z historycznymi traumami i obnaża kruchość ludzkiego życia”. Ten werdykt to bardzo trafna synteza twórczości 52-letniej autorki. Debiutowała w 1993 r. na łamach kwartalnika „Literature and Society” właśnie wierszami. Jej forma rosła dosłownie: rok później wygrała konkurs na opowiadanie, potem powstał cały ich zbiór („A Love of Yeosu”, 1995 r.), ma w dorobku choćby książkowy album muzyczny. Wzbraniała się, ale śpiewa tu własnym głosem.