Soyka: naturalna muzykalność
Kto nie widział Soyki na żywo (a dla piszącego te słowa był to bohater jednego z pierwszych w życiu koncertów), ten może nie zdawać sobie sprawy z tego, jak postać relatywnie słabo obecna na co dzień w radiu i rzadko trafiająca na listy przebojów potrafi zjednać sobie dosłownie każdą publiczność. Stanisław Soyka nie reprezentował żadnego konkretnego gatunku ani nurtu, tylko naturalną muzykalność i zdolność komunikacji z widownią.
Gruntownie i szeroko wykształcony – w klasie skrzypiec w szkole muzycznej I stopnia, w chórze kościelnym, na Akademii Muzycznej na kierunku kompozycji – wszedł na scenę w latach 70. jako młody, świetnie zapowiadający się jazzman. Miał na koncie nagrody branżowe, nagrania dla prestiżowej serii Polish Jazz i album ze standardami Duke’a Ellingtona. W pewnym momencie także kontrakt zagraniczny i szanse na poważniejszą eksportową karierę, jego umiejętności doceniał choćby amerykański prezenter radiowy Willis Conover.
Ale dryfował – trochę jak w tytule albumu nagranego wiele lat później z innym jazzmanem, trębaczem Andrzejem Przybielskim: „Sztuka błądzenia”. Zdobywał szlify u boku Maryli Rodowicz i Andrzeja Zauchy w śpiewogrze Katarzyny Gärtner.