Wydawać by się mogło, iż sprawą systemu kaucyjnego żyje cała Polska. Tymczasem w małych wioskach na Podkarpaciu słyszę, iż starsi ludzie choćby nie wiedzą, iż są jakieś kaucje. Albo w drugą stronę – iż niektórzy chcą oddawać stare butelki i puszki, po czym szeroko otwierają oczy, gdy słyszą, iż to nie o takie butelki chodzi.
– Myśleli, iż je pozbierają i będą sprzedawać. Ludzie nie dosłuchali w telewizji i myślą, iż stare butelki i puszki też można przynieść. Jest dużo niedoinformowanych osób. Jedni się z tego śmieją, a inni mówią, iż i tak jesteśmy 100 lat za Zachodem. Dużo ludzi nic o tym systemie nie wie – opowiadają nam pracownicy sklepów w podkarpackich wsiach.
Ba, w niejednym sklepie też sami nie wiedzą, co i jak. Po kilku rozmowach mam wrażenie, iż w niektórych siedzą jak na beczce prochu. A przypomnijmy, system wszedł w życie 1 października.
System kaucyjny? "Ja sobie tego nie wyobrażam"
– Musimy wejść w ten system, choć nie mamy takiego obowiązku. Ale jak nie będziemy przyjmować butelek, to ludzie od nas odejdą i pójdą do sklepu, który im nie odmówi, a przy okazji zrobią tam zakupy. Jak to będzie wyglądało w praktyce? Nie do końca wiemy. Na razie towary z nowymi etykietami jeszcze nie wjeżdżają na półki. Siedzimy więc i czekamy. Gdy zaczną wjeżdżać, to wtedy strach nas dopadnie i będziemy się zastanawiać. Wtedy porządnie trzeba będzie się dostosować – mówi pracownica sklepu w niedużej wsi.
Obawy ma takie:
– Te butelki trzeba będzie gdzieś składować. Przygotować na nie dodatkowe miejsce. Pakować do worków i plombować. Poza tym butelki po wodzie może będą czyste. Ale puszki po piwie? Przecież nikt nie będzie tego mył. Kupi piwo, wypije, albo jeszcze z resztką nam przyniesie... Przecież to będzie zapach. Ja nie wiem, jak to będzie. Ja sobie tego nie wyobrażam.
W niejednej wsi to problem. jeżeli jest duży sklep – wiadomo, iż butelki musi przyjąć. Ale małe? Nie mają miejsca, obawy się powtarzają.
– Ten system ma plusy i minusy. Ale składowanie tego wszystkiego to naprawdę będzie dla nas problem. Wszystko będzie śmierdziało, bo przecież nikt nie będzie tego płukał – słyszę dokładnie to samo w sklepie w innej miejscowości.
Do tego przeciętny Kowalski mieszkający na wsi ma do sklepu kawał drogi. I niejeden z tego powodu zgrzyta zębami.
Choć musimy przyznać – mnóstwo ludzi kompletnie nie zwraca na to uwagi, o czym też się przekonaliśmy. A takich, którzy nie mają nic przeciwko kaucjom, też na podkarpackich wsiach nie brakuje.
Dalsza część artykułu poniżej:
"Nie ma opcji, żeby ktoś jeszcze sortował te butelki"
Gmina Padew Narodowa niedaleko Mielca. W całej, jak opowiada nam jeden z mieszkańców, jest 6-7 sklepów, łącznie z Biedronką. W jego wsi nie ma żadnego. Do Biedronki ma 7 km, ale butelkomatu nie ma – a przynajmniej nie było w piątek, gdy robił tam ostatnie zakupy. Najbliższy jest w sklepie 20 km dalej.
– Prawdopodobnie będzie tak, iż jak ktoś będzie jechał na zakupy, to przy okazji odwiezie butelkę. Ale sporadycznie. Moim zdaniem zrobi tak 5 proc. mieszkańców. Może za 10 lat w takich miejscowościach jak u nas będzie to 10-15 proc. Dużo czasu zajmie, żeby ten system w ogóle miał jakiś sens – reaguje.
Jest przekonany, iż większość mieszkańców będzie wyrzucać butelki do żółtych worków na plastik.
– Moje zdanie pewnie się pani nie spodoba. Według mnie to jedna wielka fikcja. To nie ma racji bytu. Nikt za 10 groszy nie będzie tego sortował i woził butelek do sklepu. Wszyscy u nas segregują śmieci. Nie ma opcji, żeby ktoś jeszcze sortował te butelki – twierdzi.
– Rozumiem, iż pan sam nie będzie oddawał butelek? – pytam.
– o ile będę jechał na zakupy, a butelki będą, to przy okazji pewnie je zawiozę. Ale jeżeli nie będę jechał do sklepu, to wyrzucę je do żółtego plastiku – odpowiada.
Mieszkańcy innych wsi w tej gminie przewidują taki sam scenariusz.
– Odległość na pewno jest niedogodnością. My mamy 3 km do Biedronki, ale tam jeszcze nie ma butelkomatu. Najbliższy mamy 20 km stąd, w Mielcu, m.in. w Lidlu. Wiadomo, iż osoby, które nie są mobilne, będą miały problem. Podejrzewam, iż młodsi i ci, którzy jeżdżą do pracy, to sobie poradzą. Jak będą jechać na zakupy, to zabiorą butelki. Ale inni będą wyrzucać butelki do worków z plastikiem – mówi mieszkanka wsi Pierzchne.
W jej wsi też nie ma żadnego sklepu.
A to mała wieś Babule. Biedronka jest 5 km stąd. – Ludzie są raczej sceptyczni. Nie są świadomi tych kaucji. Nie wiedzą, o co chodzi. Mało było informacji na ten temat. Myślę, iż na razie chyba wszyscy będą wyrzucać butelki do plastiku, jak do tej pory. Zobaczymy, może z czasem będzie inaczej? Może małe sklepy będą miały większe udogodnienia od państwa? – zastanawia się mieszkaniec wsi.
Na Zachodzie działa, u nas też może
Ale żeby nie było. Ludzie są podzieleni, jak wszędzie. Aż zaskakuje, w ilu wsiach na Podkarpaciu słyszymy same pozytywy pod adresem kaucji. Niektórzy sami przypominają, iż na Zachodzie to działa.
– U nas nie ma automatu na butelki. Ale co za problem podjechać do miasta, gdzie jest Lidl i inne sklepy? Ja nie słyszę żadnego szumu z tego powodu. Nie spotkałem się z tym, żeby ktoś narzekał – reaguje mieszkaniec Krzeszowa.
Pół godziny stąd, we wsi Tryńcza, też nie ma wielu wielkich sklepów. Jak zauważa sołtys, ludzie różnie podchodzą do nowego systemu (bardziej słychać było krytykę z powodu nakrętek), ale widać, iż zwłaszcza młode pokolenie dobrze wie, o co z kaucjami chodzi.
– Uważam, iż to dobry pomysł, bo plastiku jest naprawdę dużo. On nas zalewa. Każdy zdaje sobie sprawę, iż te butelki są uciążliwe i zaśmiecają środowisko. Jak się jedzie przez wioski, to w dniu, kiedy zbierane są śmieci, przy ulicach widać sterty żółtych worków z plastikiem. Uważam, iż kaucja jest lepszym rozwiązaniem. Zawsze przed wyrzuceniem butelki ktoś pomyśli: dobre i 50 groszy. Grosz do grosza. Zawsze można coś kupić – reaguje sołtys wsi Stanisław Gliniak.
Sam nie słyszał, żeby ktoś narzekał. Nie widzi, żeby to był problem. Tu w sklepach też się do tego szykują.
– Oczywiście trzeba będzie przeznaczyć miejsce na butelki. Podejrzewam, iż nie będą od nas często odbierane. Znacznie wygodniejszy byłby butelkomat. Ułatwiłby pracę, bo dziewczyny przy kasie będą traciły dużo czasu w przyjmowanie butelek. Ale zobaczymy, jak będzie. Gdy pojawiają się butelki, będziemy myśleć, co zrobić. Na razie czekamy. Na pewno na początku będzie z tym trochę zamieszania – słyszymy w jednym ze sklepów.
"Nie ma się co spieszyć, butelek nie wyprodukowali"
Gdy pytam o system kaucyjny, na Podkarpaciu często słyszę w odpowiedzi:
– Ludzi to nie interesuje.
– Podejrzewam, iż 90 proc. w ogóle się nad tym nie zastanawia.
– To jest tylko wymyślony system, żeby ktoś na tym zarobił kasę. To nie ma nic wspólnego z ochroną środowiska. Niech pani pomyśli. Dodatkowo trzeba wyprodukować setki tysięcy automatów, które generują wyłącznie odpady.
– Ludzie w ogóle o to nie pytają.
– Nie ma się co spieszyć, bo butelek jeszcze nie wyprodukowali.
– Gdyby ktoś przyniósł butelkę, to jest taka możliwość. Ale póki co butelek w obiegu nie ma. I nie ma żadnego zainteresowania.
"Odległość do sklepu robi różnicę. Ale mentalność ludzi też jeszcze się nie zmieniła"
Słyszę też, iż mieszkańcy długo przyzwyczajali się do segregacji śmieci. Dziś nikt nie ma z tym problemu. Jak mówią, żadne butelki nie zalegają w okolicy. Za to worków z plastikiem jest ogrom. Na wsiach odbierane są raz, dwa razy w miesiącu.
– Dopóki nie było kar za złe sortowanie śmieci, to praktycznie wystawiano zero żółtych i niebieskich worków. Potem były to 1-2 worki. A teraz w niektórych gospodarstwach to 10-12 worków z plastikiem. To nie jest jednak tak, iż jest więcej plastiku. Zwiększa się tylko objętość. Ludzie już choćby nie zadają sobie trudu, żeby zgniatać butelki. Nikt się z tym nie bawi. Wypije, zakręca korek i wyrzuca do śmieci. Tych worków jest tyle, iż czasem jeszcze na drugi dzień śmieciarki przyjeżdżają, by je odebrać – mówi jeden z mieszkańców.
I dodaje: – Odległość do sklepu robi różnicę. Ale mentalność ludzi też jeszcze się nie zmieniła. Żeby odebrać kaucję, etykieta i butelka nie mogą być uszkodzone. A każdy jest wygodny. Woli wszystko do jednego wora z plastikiem wrzucić niż zwracać na to uwagę.