Nie przepada za łzawymi serialami, gardzi telewizją śniadaniową i popularnymi teleturniejami, ale Teatr Telewizji to dla niej prawdziwa świętość i uczta duchowa.
Któż nie pamięta takich spektakli jak „Rewizor” Gogola w reżyserii Jerzego Gruzy, m.in. z Piotrem Fronczewskim, Tadeuszem Łomnickim, Anną Seniuk, Joanną Szczepkowską i Wojciechem Pszoniakiem? Albo „Nocy listopadowej” Wyspiańskiego w reżyserii Andrzeja Wajdy z Jerzym Stuhrem, Janem Nowickim, Anną Dymną? I wielu, wielu innych fantastycznych spektakli w gwiazdorskich obsadach, od pysznego „Ożenku” Gogola po „Antygonę w Nowym Jorku” Głowackiego, od „Ferdydurke” Gombrowicza po „Tango” Mrożka.
Telewizję oglądam sporadycznie, Teatr Telewizji śledziłem głównie w latach 80. i 90. Spektakl w reżyserii Michała Zadary z warszawskiego Teatru Komedia, w którym akcja klasycznej już „Zemsty” Aleksandra Fredry przeniesiona jest w świat amerykańskich gangów, owiany był aurą sensacji. Teraz cała Polska mogła obejrzeć to pyszne wariactwo właśnie w Teatrze Telewizji (spektakl przez cały czas jest dostępny na platformie VOD).
Reżyser Michał Zadara znany jest z odważnych eksperymentów. Akcja „Wesela” Wyspiańskiego dzieje się u niego w łazience, „Dziady” Mickiewicza wystawił jako spektakl grozy i bez żadnych skrótów, innym razem „Księgi narodu polskiego” poprzeplatał rockowymi piosenkami, a akcję „Wizyty starszej pani” Dürrenmatta przeniósł do Polski czasów transformacji.
W „Zemście” Zadary Cześnik Raptusiewicz i Rejent Milczek to gangsterzy, którzy mają między sobą konflikt. Arkadiusz Brykalski grający Cześnika nosi choćby wymowny złoty łańcuch i często dobywa spluwy. Podstolina to ktoś na wzór femme fatale z mrocznego kina sensacji, a Papkin (w tej roli znakomity Maciej Stuhr) to gangus patałach i chwalipięta. Ogląda się to wszystko znakomicie, tym bardziej iż aktorzy wygłaszają klasyczne frazy Fredry bez żadnych slangowych i gangsterskich unowocześnień. Jedynym zgrzytem był dla mnie Dyndalski piszący słynny list na laptopie, ale pewnie się czepiam. Współczesne odczytanie Fredry jest nam potrzebne jak powietrze, bo konfliktowość narodowa jest taka sama od blisko dwustu lat. Może kiedyś reżyser zrealizuje to przedstawienie jeszcze śmielej, jako bitwę pomiędzy zwolennikami różnych stron konfliktu politycznego w Polsce?